Nie ulega wszelkiej wątpliwości, że zabójstwo jednego z liderów Prawego Sektora,Ołeksandra Muzyczki jest prowokacją, której kulis w tej chwili nie będzie nam dane poznać. Historia działa bowiem w tej sposób, że znaczą część swoich zakulisowych aspektów odsłania dopiero po pewnym czasie, niejako do weryfikacji powstałych w tym czasie narracji. Przykładem takiej historycznej bomby z opóźnionym zapłonemw naszym przypadku może być Katyń czy cały szereg innych wydarzeń, wykluczonych z oficjalnego nurtu historiograficznego PRL. O sile rażenia takiej bombyprzy okazji rozpalania buntów nieposłuszeństwa przekonali się z resztą komuniści dosyć dotkliwie. Niedowiarkom przypomnę tylko jak istotną rolę przy formowaniu pierwszych sierpniowych postulatów załogi Stoczni Gdańskiej, odgrywała kwestia upamiętnienia pomnikiem na terenie zakładu stoczniowców zamordowanych w grudniu 1970 roku.
Podobnie może być z zabójstwem Muzyczki. Możliwe, że zatrzęsie ona jeszcze gabinetami politycznymi w Kijowie, ale swój podstawowy cel jako prowokacji spełniła idealnie. Doprowadziła do dalszej radykalizacji nastrojów na Ukrainie i pobudziła do jeszcze większej aktywności skrajnie nacjonalistyczne ugrupowania odwołujące się do rodowodu UPA. Wydarzenia z wczoraj, kiedy to blisko 1,5 tysiąca zwolenników Prawego Sektorajawnie zastraszało pracujący Parlament szturmem, są natomiast wodą na młyn propagandy Kremla, która od miesięcy forsuje wizję Ukrainy niestabilnej z uzbrojonymi bojówkarzami na ulicach miast. Ma to naturalnie stanowić pretekst do akcji stabilizacyjnej, przeprowadzonej pod hasłem walki z terroryzmem i zapewnieniu bezpieczeństwa mniejszości – w tym wypadku rosyjskiej – a więc stary, sprawdzony scenariusz interwencji znany z Czeczeni czy Gruzji.
Pomijając już kwestię wpływu na ową niestabilność rosyjskich służb, władze w Kijowie w tej chwili powoli przestają być dla nas partnerem do rozmów. I to nie tylko z powodu braku kontroli nad sytuacją w państwie, czego wydarzenia z ostatnich dni, na czele z osławionym kryzysem krymskimsą aż nadto dobitnym dowodem. Nawet nie z powodu braku planu, by tę kontrolę uzyskać.
Obecne władze w Kijowie przestają być dla nas partnerem do rozmów głównie dlatego, że zamiast stanowczo odciąć się od radykałów wdają się z nimi w coraz poważniejszy, polityczny romans, co przyniesie katastrofalne skutki całej Ukrainie. Jeżeli faktycznie ludzie odpowiedzialni za kreowanie polityki zagranicznej w Polsce skupiają się na czymś wybiegającym poza kilkudniowe okresy względnego spokoju, którymi można później szczycić się na twitterze, powinni dostrzec, że dalsze bezwarunkowe poparcie dla nowych władz ukraińskich doprowadzi do wojny.Świadomie bądź nie Jaceniuk realizuje bowiem scenariusz Kremla, idealnie wpasowując się w dotychczasową narrację faszystowskiego puczu na Majdanie.
Tylko jasne i klarowna deklaracja odcięcia się od Prawego Sektorai Swobodyjest obecnie w stanie wytrącić Putinowi główny propagandowy oręż, który nam może wydawać się bardziej lub mniej absurdalny lecz swoją niezwykłą skuteczność potwierdza w przypadku zwyczajnych Rosjan. To właśnie Polska powinna stanowczo nalegaćna takie określenie się nowej władzy w Kijowie. Zarówno ze względu na fakt konieczności bronienia suwerenności Ukrainy jak i własnych interesów narodowych, w których zwyczajnie nie mieści się idea sojuszu z banderowcami opakowana nawet w najpiękniejsze slogany o wyrachowanej kalkulacjiczy realpolitik.
Bo nasza obecna sytuacja w realiach realpolitik wygląda w ten sposób, że gramy w drużynie Putina i pomagamy mu przeprowadzić scenariusz rozbioru Ukrainy. Nie mówiąc już o tym, że legitymizujemy władzę, która rzeczywiście ma poważny problem z ugrupowaniami skrajnymi. Po wczorajszych wydarzeniach nikt chyba nie ma ku temu wątpliwości. Z resztą Żirinowski wystosował oficjalne pismo do polskiego MSZ, otwarcie proponując podobne do krymskiego referenda tylko przeprowadzone na Zachodniej Ukrainie i za akcesem do Polski. Sprawa została przez nasze media i urzędników niemal wyśmiana, ale powodów do śmiechu nie ma tu wiele.
Taką odpowiedzią utwierdziliśmy Rosjan w przekonaniu, że mają do czynienia z pożytecznymi idiotami, którzy za pomoc w faktycznej dezintegracji kluczowego dla własnego bezpieczeństwa państwa nie chcą nawet kawałka ziemi.
Beck w identycznej niemal sytuacji przynajmniej uzyskał Zaolzie.
Komentarze