Mamy w środku naszej osoby niezmierzone pokłady empatii. Współczucia dla innego człowieka. Nie obce są nam karkołomne ekspedycje, w których zmierzamy do zrozumienia pokrętnych decyzji innych ludzi, wyborów niewartych nawet do skinienia palcem. O obronie nawet nie wspominając.
Wstydziliśmy się za panią First Lady podczas jej premierowania tak, że nie wiedzieliśmy gdzie oczy posadzić. Albowiem ponieważ, że premier mojego kraju zamiast mówić z sensem - bredził. Premier mojego kraju w świetle kamer, podczas sąsiedzkiej wizyty, dziarsko maszerował w stronę płotu i to w sposób tak zdecydowany, jakby zamierzał pokonać parkanową przeszkodę demonicznym podfrunięciem ponad. Sforsować nienawistne ogrodzenie i wtopić się w tłum, podśpiewując pod nosem: co ja robię tu, co ja tutaj robię ... ?
Może wtenczas zobaczyła zakamuflowaną dziurę w płocie... A dziś ? Dziś nie dość, że bredzi nadal, to jeszcze kłamie w żywe oczy. Na bezczela, jak to ktoś skomentował w telewizji. Dla nas sprawa jest prosta i oczywista. Osoba, która w tamtym czasie rozdawała karty, a był to na ambergoldbank krul Europy namaściła prowincjonalną lekarkę na najwyższy urząd w państwie, doskonale wiedząc o konsekwencjach.
Od siebie odrzucił na bezpieczną odległość powypadkowe błędy i zaniechania, wrzucając kobietę absolutnie nie przygotowaną do premierowania na głęboką wodę. Dla pani Kopacz to był Rów Filipiński. First Lady, wbrew zdroworozsądkowej obawie o własny wizerunek ochoczo i radośnie zajęła zwietrzały i nieładnie pachnący potuskowy fotel. Dziś zbiera zepsute owoce zatrutego awansu, przynależnego jej cechom psychomotorycznym, powiedzielibyśmy oszczędnie: zupełnie nie fanatycznym.
Ani w roku 2010, ani w roku 2012 nikt, w najśmielszych marzeniach nie zakładał, że Prawica weźmie wszystko i to już w roku 2015. Nikt też nie przewidywał, że nastapią masowe ekshumacje z otwieraniem zabetonowanych na ament sarkofagów i dlatego zdegenerowany obóz platformerski mógł wypowiadać do wszystkich kamer świata swoją własną kłamliwą narrację.
Tak namiętnie, że nieśmiertelny zwrot o „przekopywaniu na ponad metr“ na ambergoldbank trafił pod strzechy. Żyje własnym życiem i ma się dobrze. Jak onegdaj piosenka szansonistki Rodowicz pod tytułem: damą być. Bo żeby być damą, wpierw należy nią zostać. Ale dla pani First Lady wzmiankowany błogostan jest poza zasięgiem. Cóż, zresztą tak samo jak dla nas podczas ostatniego losowania Totolotka. Wspólnym mianownikiem jest tylko i wyłącznie zwrot oksymoronowy: błogostan. I tego się trzymajmy ...
Inne tematy w dziale Polityka