Plusem emigracji jest możliwość „wyskoczenia“ choć na kilka dni w inne strony. My wybraliśmy cieplejsze i w miniony poniedziałek „mocarną ekipą“ wylądowaliśmy w Dubrowniku. Zetknięcie z łagodnym śródziemnomorskim klimatem, roślinnością i sympatycznymi Chorwatami wprowadziło do naszego organizmu nastrój zbliżony do radosnej euforii.
Cztery dni minęły jak z bata strzelił i nastał czas smutnego powrotu, którego nawet nie rozjaśnił lot aeroplanem pod zbiorczym tytułem Dreamliner. W tymczasowym miejscu zakwaterowania pyknęliśmy w internet i Zonk.
Gwiazda nieustająca od Czerskiej a mianowicie Czuchowski pan napisał, że oto już niebawem hunta będzie łomotać o szóstej rano do drzwi naszych. Do drzwi naszych może nie fanatycznie ale naszych znajmych i krewnych w Polsce na ambergoldbank.
Przykrość i smutek zagościł na naszym jeszcze śródziemnomorskim obliczu. Znaleziona po chwili informacja, że w sobotę cofamy zegary o godzinę spowodowała konkluzję, że jak już będą łomotać w niedzielę rano to przynajmniej o 1 godzinę później. I to jest dla nas jedyne logiczne i sensowne wytłumaczenie idiotycznego manipulowania wskazówkami od zegarków.
Dubrovnik ślicznym miastem jest i basta. I zarazem modelowym przykładem funkcjonującego przed wiekami, samowystarczalnego Państwa-Miasta. Otoczonego dla bezpieczeństwa ogromnymi murami. Od razu nam się zakłębiło w umyśle naszym co by naszą Polskę otoczyć bastionami i fortami. Pomysł zaraz upadł. Fortyfikacje dubrovnickie budowano przez około sześćset lat a to szmat czasu, którego dziś Polska i Polacy nie mają za wiele.
W roku 1991 miasto przez pół roku z powodzeniem broniło własnej tożsamości podczas wojny z Serbią. I się obroniło. Pomimo intensywnego ostrzału altylerii. Patrząc z murów na dachy zwróciliśmy uwagę, że pokryte są jak jeden mąż, ślniącymi czerwienią od nowości dachówkami. Przewodnik, mała książeczka w języku polskim dopowiedziała resztę o nie tak odległej w czasie wojnie na Bałkanach. Kilka lat do tyłu, przy innej okazji opisywaliśmy wrażenia ze spaceru po zgliszczach zbombardowanego do cna naddunajskiego miasteczka Vukovar. Zgroza była ...
A Bałkany, ściślej Chorwację zamieszkują Słowianie. I nasz tytuł felietonu: Polak Chorwat dwa bratanki jest w pełni uzasadniony i oddaje współplemienność choćby zbliżonym językiem.
dobro jutro - dzień dobry,
zbogom - do widzenia
svježe mlijeko - świeże mleko
pekara - piekarnia
bolnica - szpital
ślijvovica - po naszemu śliwowica a dla autochtona pospolity 40 procentowy eliksir dezynfekujący organizm
policija - wiadomo co się kryje pod tym terminem, tylko nie wiemy, czy to ci sami co namolnie stukają do polskich drzwi o szóstej rano.
Wszystko co dobre kończy się w trymiga jak mawiał klasyk, także finału dobiegł czas naszego bratania się z Dubrovnikiem. Pozostało cierpliwe oczekiwanie na realizację projektu Trójmorza i Via Carpatii.
Albowiem ponieważ, że na ambergoldbank mentalnie bliżej nam do Chorwata nad Adriatykiem aniżeli któregokolwiek sąsiada z prawej czy lewej strony biegu Wisły. Na dodatek jest też zachowana bezpieczna odległość od francusko niemieckich reformatorów z królem Europy na samiuteńkim wiersycku. I tego się trzymajmy ...