Niejaki Arłukowicz pan, z doświadczeniem „tańczącego z partiami“, czyli zmieniającego ugrupowania jak madame Bovery rękawiczki, błysnął wątpliwej jakości intelektem, błyskotliwie dostrzegając, że gwałtowna zniżka w sondażu Zjednoczonej Prawicy jest wynikiem: koincydencji politycznej z sondażami, które się pokazały i kłopotami politycznymi Prawa i Sprawiedliwości.
Koincydencja to: przypadek, zbieg okoliczności, zbieżność kilku zdarzeń, często nieoczekiwana i bez dostrzegalnej przyczyny.
Przyglądając się definicji możemy w ciemno wyartykułować tezę o bardzo kiepskim polityku a nie daj Boże i lekarzu. I tyle w tej kwestii.
Po powrocie z polskich, przedłużonych wakacji wskutek zaszczepionej nam przez opozycję emigracji wraz z nałogiem alkoholowym a także naszą osobistą miłością do kraju Ojczystego, już na zBrexiciałej ziemi przeczytaliśmy ciekawy artykuł o cesarzu Europy.
Autor, nie pamiętamy, kto zacz, postawił pytanie: Niby dlaczego Donald Tusk miałby pomagać Polsce ?
Podług naszego rozumowania polskie premierowanie jednego z dwóch Donaldów opierało się tylko i wyłącznie na czczych obietnicach, zamiataniu afer pod dywan, dosrywaniu przy najmniejszej nawet okazji ówczesnej opozycji, lansowaniu opcji z ciepłą wodą w kranie i parafrazując kapitana Mierzwińskiego, pomieszkiwaniu od czasu do czasu w szafie.
A tym czasem pierwsze wagony kolei podziemnej w Londynie wystartowały w roku 1863. Więc epatowanie Narodu science fiction o resecie z Rosją oraz ciepłą wodą jest co najmniej nie na miejscu. Jak zresztą całokształt każdego karierowicza z przypadku.
A rok 1863 to dla Polaków Powstanie Styczniowe ... Tam metro, tu narodowościowy zryw dla odzyskania niepodległości. Koincydencja ? Taka sama jak u Arłukowicza. I całej opozycji z uwzględnieniem przystawek. I tego się trzymajmy ...