Saigon czyli Ho Chi Minh
Dzisiejszy Sajgon to 13 mln mieszkańców i 18 mln skuterów i motorów. Motorami jeździ się wszędzie pełne ich są ulice, ale zwyczajowo nikt nie goni zmotoryzowanych gdy jeżdżą po chodnikach. Dla turystów to prawdziwa zmora- nie wiadomo kiedy można przejść przez ulice, bo nigdy nie można być pewnym skąd pojawią się zmotoryzowani Wietnamczycy. Do jazd do pracy i po zakupy mają gorsze i tańsze jednoślady –(zwykle chińskie) nt miast na przejażdżki za miasto bogatsi kupują sobie japońskie maszyny (droższe 2 i 3 krotnie)
Tu ciekawostka: W hotelu, w którym mieszkamy na ścianie wisi obraz Sajgonu sprzed kilkudziesięciu lat: na ulicach widać więcej prywatnych samochodów niż dzisiaj, a rowery i rowerowe riksze zostały zastąpione motorowymi jednośladami.
W porównaniu z innymi miastami Półwyspu Indochińskiego jest mniejsza liczba wieżowców i b. wysokiej zabudowy, ale widać zmiany. Zdecydowaną różnicą natomiast jest brak wielkich centrów handlowych i supermarketów, Życie handlowe kwitnie w niedużych sklepach, na targach i ulicach.
Pomimo że relacje rodzinne są bardzo ważne dla rodzimych Wietnamczyków to na ulicach nie widać młodych par ludzi w objęciach, trzymających się za ręce nie wspominając o pocałunkach. Pozostał natomiast stary zwyczaj załatwiania spraw toaletowych w publicznych misjach przy drogach, Mimo, ze odchodzi już w przeszłość, sympatyczny Wietnamczyk wyjaśnił mi żartobliwie, ze różnica miedzy europejczykami i innymi nacjami a Wietnamczykami jest taka, ze sprawy uczuciowe dla tych ostatnich to sprawa intymna i wymaga odosobnienia, w przeciwieństwie do spraw życiowych jakimi są potrzeby fizjologiczne….
Jeśli spojrzeć na Wietnam z perspektywy jego historii to przez kilkadziesiąt lat ten kraj był w stanie wojny. Francuzi spod których dominacji udało im się uwolnić w latach pięćdziesiątych pozostawili po sobie nieco kolonialnej zabudowy i..bagietki!
O panującym systemie rozmawiają niechętnie.Za narzekają na niskie pensje i odpłatność za szkoły. Gdy jednak zapytać o rolę Ho Chi Minha w ich życiu- spokojnie mówią, że to idol tych z północy, a na południu nie ma dla nich żadnego znaczenia.(Zobaczymy co powiedzą o wujku Ho ci na północy…)
Ślady ostatniej wojny pomiędzy Północą a Południem są opisywane jako walka z Amerykanami.Z wyraźną dumą opowiadają o tym, jak o z 100 wojowników Vietcongu z rejonu Cu Chi uzbierała się wielka armia wyposażona w broń odebraną amerykańskim wrogom. W dżungli wokół Cu Chi, gdzie rozbudowano podziemne tunele z okresu wojny z Francuzami ( 1954 o było 40 km) do 200 km odnalezienie żołnierzy Vietkongu graniczyło z cudem. Tunele prowadziły do rzeki i miały 3 poziomy. Pierwszy na głębokości 3 m pod ziemią stanowił poziom do funkcjonowania w momencie wejścia wroga na ten teren. Także do niespodziewanych ataków. Metalowe przykrywy wyjść z tuneli miały bardzo niewielkie rozmiary wystarczające dla niewysokich i drobnych Wietnamczyków, Na górze przykryte liśćmi i poszyciem dżungli był nie do odnalezienia. Na tym poziomie znajdowały się pracownie krawieckie(szyto czarne stroje dla bojowników Vietkongu-niewidoczne w chwili potencjalnego wejścia wroga pod ziemię) oraz a-maskujące nakrycia na okoliczności walki naziemnej.
Nasz wietnamski przewodnik z duma pokazywał działanie licznych pułapek, najczęściej wytworzonych z zaostrzonych końców bambusa lub metalowych prętów praktycznie niewidocznych w dżungli. Ta wojna była piekłem Dla obu stron. Z jednej strony zatruwanie chemikaliami owoców, warzyw i ryżu oraz wypalanie plonów rolnych ( z tym ostatnim żołnierze Vietkongu poradzili sobie masowo uprawiając w tym regionie tapiokę) oraz koszmarnymi efektami używania napalmu- z drugiej strony najstraszliwsze tortury na jakie narażeni byli żołnierze sprzymierzeni z armią Południa których mordowano zadając wcześniej straszliwy ból,
Dokładając do tego potworne warunki klimatyczne (wilgotność i temperaturę oraz monsunowe deszcze) tej wojny z lokalnym, mocnym przeciwnikiem nie sposób było wygrać.
I chociaż dzisiaj nie słychać nic o tym, ze Amerykanie mieli wsparcie regularnej armii Wietnamu Południowego to tysiące „zaginionych „żołnierzy Południa i przeciwników komunizmu są dowodem na to, że ten system nie toleruje przeciwników ideologicznych a ich życie dla władzy nie ma żadnej wartości.
Pytani przeze nas Wietnamczycy o przyjaźnie z okolicznymi państwami –praktycznie ni wymieniają żadnego. Może ciut cieplej niż o innych mówią o Kambodży. I chociaż ich obecny system to socjalizm w wydaniu zbliżonym do chińskiego – Chiny są na celowniku za zabranie po zakończeniu wojny wietnamskiej 3 wysp, do których Wietnamczycy czują mocne przywiązanie…
Z Rosja obecnie łączą ich wspomnienia po dostarczanych w czasie wojny kałasznikowach i innej broni dla komunistycznej północy i teraźniejsze pieniądze rosyjskich turystów, których jednak nie darzą sympatią z uwagi na postawią jaką prezentują(buta, postawa typu płacę i wymagam..Itp.)
Żeby ni było tylko o rzeczach nieprzyjemnych relację z Sajgonu zakończę niezwykle miłym opisem obrazu, który widzieliśmy zaledwie godzinę temu.
Na wieczornej mszy z Okazji Wielkiego Czwartku w nieodległym Kościele były tłumy ludzi. I ci sami Wietnamczycy, którzy nie pocałują się publicznie- bez żadnego oporu klęczeli przed Kościołem katolickim na ulicy.
O czym z przyjemnością donoszę Wam ostatniego wieczoru który spędzamy w Ho Chi Minh.
Inne tematy w dziale Rozmaitości