Zacznę od tego że pisałem wówczas dziennik.W kaflowym piecu wynajętego mieszkania buzował ogień,dziewczyna spała a ja pisałem dopóki nie zbudziła się i ne wstała rano do pracy.
Wtedy,zajmowałem jej miejsce,ciepłe,pachnące...
Ten dziennik opisywał godzina po godzinie bieżące wydarzenia,ale także to co je poprzedzało przez miesiące-prowokacyjne działania władz rozpalające strajki po to,by móc obciążyć winą"Solidarność",znajdowane w przydrożnych rowach tony śmierdzącego masła czy mięsa,podczas gdy w sklepach ocet,aktualne ceny w porównaniu do "ich" pensji itd...
Ale już tego dziennika nie mam.
Bladoniebieski szkolny zeszycik w kratkę znalazłem, może osiem lat temu.Zacząłe go czytać i ...wyrzuciłem!
Ten emfatyczny,infantylny duch napełnil mnie zażenowaniem."Pora zamienić słowa na karabiny"i tak dalej w tej retoryce:))
Na usprawiedliwienie mam tylko młody wiek...
Dokładnie o tej godzinie o której piszę te notkę,30-ści lat temu,we wspomnianym pokoju piłem wódkę(zaprawioną palonym cukrem)razem z moją kobietą ówczesną i przyjacielem z Niezależnej Oficyny Wydawniczej.Snuliśmy,jako że rok się kończył,plany związane z działalnością wydawnictwa-co będziemy realizować,skąd zdobyć papier o który coraz trudniej,kto nas szpieguje i....z upływem czasu oraz płynów rozmowa"poważniała" .Było już bardzo wcześnie,gdy odprowadzałem Jarka do domu oddalonego o jakiś kilometr.Żywo dyskutując doszliśmy na miejsce,umówiliśmy się na jutrzejszy(dzisiejszy)dzień,po czym wróciłem do domu.
ANI JEDNEGO RADIOWOZU,ŻADNEGO WOJSKA,TYLKO ŚNIEG W CENTRUM WIELKIEGO MIASTA.
Około 10-tej obudził mnie lament o wojnie,wysłuchałem Jaruzela,wygłosiłem jakąś bzdurę,że sejm się nie zebrał,więc to działania bezprawne i poszedłem do Jarka.Razem pod siedzibę Slidarności i tam...
Tam dopiero do nas dotarło,co się dzieje.Siedziba otoczona przez ZOMO,mnóstwo militarnych pojazdów,zgiełk.Widok jak z planu filmowego.
A więc,wojna.
Łapiemy taksówkę i wracamy pod mieszkanie Jarka.Na szczęście,za póżno,bo już są.Brama otoczona milicyjnymi wozami,jakby przyjechali po Grota-Roweckiego:)Pamiętam,że tak zażartowałem,chyba"przypalanka"mnie jeszcze trzymałaNawrót i jedziemy w okolice Uniwersytetu.Tam mego przyjaciela zostawiam a sam jadę do Mamy.Taksówkarz obiecuje przyjechać po mnie wieczorem i słowa dotrzymuje.
Całą noc palimy w piecu dokumentami,ulotkami,książkami:(.Okna na ożcież,my z Jolą spoceni,w samej bieliżnie,skwar nie do wytrzymania.
Na drugi dzień wystraszona gospodyni wymawia nam pokój i Sylwestra spędzamy już gdzie indziej.
Koniec historii.
I początek nowej.
Już nieco gorszej.
PS
Wszystkim żal"Teleranka" a mnie było żal kolejnego odcinka"Lalki."
Inne tematy w dziale Kultura