Tak jak smuci mnie wiadomość o wyroku na Rymkiewicza, tak nie odczuwam też żadnej satysfakcji ze skazania Środy (bez względu na to, jak serdecznie nie cierpię tego babska). Bo moim zdaniem, te wyroki są dwoma końcami tego samego kija.
Oba orzeczenia są dla mnie przejawem systemowej choroby polskiego sądownictwa.
Władza sądownicza coraz bardziej uzurpuje sobie prawo do orzekania o słuszności lub niesłuszności opinii, poglądów i przekonań obywateli.
Tak jak sąd nie dysponuje narzędziami, by w prawomocnym wyroku ustalić, czy chmurka jest bardziej podobna do łabędzia, czy do żyrafy, tak nie ma też narzedzi, by orzekać o tym, z czym Iksińskiemu powinna kojarzyć się Gazeta Wyborcza, i czy bardziej przypomina ona Trybune Ludu czy Der Stürmera.
Jak tak dalej pójdzie, sądy będą skazywać za to, że w teście Rorschacha podsądny niesłusznie zobaczył Kaczyńskiego albo d... Maryny, w dodatku nieletniej.
Sądzę, że do granice tego absurdu właśnie zostały przekroczone.