W niektórych polskich miasteczkach – szczególnie tych, gdzie SLD trzyma się mocno w samorządzie – w centralnych punktach, na rynkach znajdują się jeszcze pomniki żołnierzy, „bojowników” czy powstańców „poległych za wyzwolenie narodowe i społeczne”. Monumenty te to nic innego jak świadectwo tego, że późny PRL bynajmniej nie był internacjonalistycznym komunizmem, lecz komunizmem narodowym.
Ideały „wyzwolenia narodowego i społecznego” są zresztą nadal żywe: żyją w heglowskiej „samoświadomości” pracowników tzw. sfery budżetowej. „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”, hymn narodowy, polskie flagi, godła – wszystko to regularnie towarzyszy roszczeniowym manifestacjom pielęgniarek, rolników czy górników. Czy może mi ktoś wytłumaczyć co wspólnego z patriotyzmem i obroną polskości mają pensje pielęgniarek? Co ma wspólnego z obroną polskości żądanie bezsensownych dopłat do nierentownej państwowej kopalni? Tymczasem przy każdej podobnej sytuacji strajkowej polskie symbole narodowe są używane przez protestujących. Nawet nie tyle są używane, co są nadużywane. Strajkujące masy, wydzierając się, że państwo ma im znaleźć pieniądze, wycierają sobie gęby polskim sztandarem za wzniesienie którego nasi przodkowie przelali rzeki krwi. Gdy widzę taką zbolszewizowaną czy zlepperyzowaną masę, pełną roszczeń, mającą w zezwierzęconych oczach nienawiść do „kułaka”, która wyśpiewuje nasz narodowy hymn i kroczy z biało-czerwonym sztandarem, to bym ją pałował, pałował i jeszcze raz pałował. Nie za to, że tłumek sobie protestuje – a niech sobie protestuje, o ile nie blokuje drogi – ale za kalanie narodowych symboli.
Polskość nie ma w sobie niczego socjalnego; polskość nie łączy się ani z żądaniem dopłat z budżetu do deficytowych kopalń, ani z dopłatami do paliwa rolniczego czy wprowadzeniem cen minimalnych; polskość nie ma nic wspólnego z „ustawą 203”. Co więcej, polskość jest przeciwieństwem tych żądań. Być Polakiem, to patrzeć na to, co jest ogólnonarodowe, a nie partykularne. Tymczasem dziś bezcześci się symbole narodowe aby uzasadnić swoje interesy grupowe, wręcz klasowe. Próbuje się przy tym połączyć polskość z roszczeniami jakiejś grupy społecznej, czyli stwierdzić, że „być dobrym Polakiem, to popierać moje płacowe roszczenia”. Wziąwszy zaś pod uwagę, że wszystkie te roszczenia są skierowane względem budżetu naszego państwa, to oznacza to, że próbuje się polskie symbole połączyć z postulatami socjalistycznymi. Czy miarą polskości i patriotyzmu jest „wydojenie” budżetu państwa? Czy miarą polskości jest zmuszenie podatników do płacenia na pensje pielęgniarek czy górników? Gdyby te pielęgniarki powiedziały, że „miarą polskości jest dofinansowanie szpitali na zakup nowego sprzętu”, to jeszcze można by ten argument przyjąć, gdyż tym sprzętem ratowano by życie i zdrowie Polaków. Ale miarą patriotyzmu ma być podwyżka płac dla jednej grupy społecznej kosztem podatków innej? To profanacja polskich symboli narodowych. Mam ochotę pałować, pałować i jeszcze raz pałować!
Socjalizm narodowy to najgorsza gangrena po PRL. Kosmopolityczny świat demoliberalny to inna bajka ideologiczna. Obcy świat, gdzie panuje zasada ubi bene, ibi patria, która przyświeca Unii Europejskiej. Kosmopolityzm jest postawą wrogą; unarodowienie socjalizmu jest bluźnierstwem, robieniem sobie kpin z tych idei i wartości za które życie oddali nasi ojcowie i przodkowie.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka