W związku z ogłoszeniem przez Adama Bielana (PiS), że istnieje możliwość powrotu do partii i polityki Kazimierza Marcinkiewicza, nie potrafię oprzeć się pokusie wyciągnięcia z szuflady tekstu, który napisałem o byłym premierze na wieść o jego porażce wyborczej z Hanną Gronkiewicz-Waltz.
Oto ten tekst (nadal aktualny):
Skończył się sen. Kazimierz Marcinkiewicz - wyciągnięty z politycznego niebytu przez kaprys Jarosława Kaczyńskiego - do politycznego niebytu powrócił. Przegrał swoją ostatnią szansą, jaką było stanowiska prezydenta Warszawy. Z Gorzowa przybył, do Gorzowa musi wrócić.
Kazimierz Marcinkiewicz to na prawej stronie sceny politycznej postać w pewnym sensie wyjątkowa. Jest to idealny prawie produkt specjalistów od marketingu politycznego. W środowisku tym panuje zaś przekonanie, że prawica jest odporna na wszelkie lekcja pijaru. Były premier był wyjątkiem, gdyż był wyłącznie pijarem. Każde ucho, które kiedykolwiek zetknęło się z technikami marketingowymi w polityce czy metodami tzw. NLP bez kłopotu słyszało w każdej, praktycznie w każdej wypowiedzi Kazimierza Marcinkiewicza techniki marketingowe.
Podkreślanie siebie, a nade wszystko ważności jego słuchaczy, widzów czy wyborców to klasyka gatunku. Zgodnie z tymi technikami kandydat PiS na prezydenta miasta nic nigdy nie mówił o metodach którymi chce osiągnąć swoje cele, skupiając się wyłącznie na twierdzeniu, co chce zrobić.
Stwierdzenie że Kazimierz Marcinkiewicz był wyłącznie pijarem należy brać zupełnie dosłownie. Był to produkt marketingowców na miarę Aleksandra Kwaśniewskiego. Szczególnie podkreślić należy słowo "wyłącznie". W czasie kampanii wyborczej przejeżdżając przez Warszawę wszędzie widziałem bilbordy byłego premiera, które - poza jego zdjęciem - zawierały ustawicznie dwa hasła: "Czyny, a nie słowa" oraz "Wizja i skuteczność"
Łączącym te hasła elementem jest podkreślanie czynów i skuteczności, a więc wyjątkowej aktywności Kazimierza Marcinkiewicza. Faktycznie, był on - piszę w czasie przeszłym, gdyż politycznie już nie istnieje - rzeczywiście niezwykle aktywny. Szkoda tylko, że wyłącznie na polu pijarowskim. Rozpatrzmy bowiem cztery elementy z jego haseł wyborczych: czyny, słowa, wizja, skuteczność.
Jeśli schowamy do szafy marketingowy obraz kandydata PiS na prezydenta Warszawy, to aż prosi się zadać pytanie: które czyny? Gdzie jest ta skuteczność? Co bowiem zrobił Marcinkiewicz najpierw jako premier, potem jako p.o. prezydenta miasta? Jego kilkumiesięczne premierowanie to absolutny zastój. Po wyborach i powstaniu rządu Polska czekała na wielkie reformy, które miały zbudować IV Rzeczpospolitą. Gdzie są te reformy? Proszę mi wskazać choć jedną reformę wprowadzoną za rządu Marcinkiewicza! Becikowe?
Ktoś powie, że rząd nie posiadał wtedy większości parlamentarnej i nie mógł reformować kraju. Ale mógł przynajmniej przygotować pakiet projektów ustaw budujących IV RP, radykalnie odmieniających otoczenie prawne polskiej gospodarki. Wystarczyło wchodzić regularnie na stronę internetową Sejmu, aby uzmysłowić sobie, że rząd ten nie składał dosłownie żadnych projektów. Ten rząd tracił czas i zamiast budować IV RP był kontynuatorem III RP, tyle, że z inną ekipą na najwyższych stanowiskach.
Czy zobaczymy wizję i skuteczność i czyny w czasie zarządzania Warszawą? Okres 3 lat prezydentury miasta Lecha Kaczyńskiego to czas zastoju, czas gdy utknęły inwestycje. Warszawa za rządów PiS pogrążyła się w marazmie wynikłym z radykalnej centralizacji miasta połączonej z faktem, że jego prezydent zajmował się polityką ogólnokrajową, traktując prezydenturę wyłącznie jako trampolinę polityczną. W tej kwestii za rządów Marcinkiewicza także się nic nie zmieniło. Warszawa dosłownie stoi. Gdzie te czyny, gdzie te wizje, gdzie ta skuteczność?
Z czwórki wielkich słów reklamowych czyny, słowa, wizja, skuteczność pozostały nam wyłącznie słowa. Nie przypadkiem, gdyż słowo jest jednym z podstaw technik pijarowskich. Tutaj Marcinkiewicz osiągnął mistrzostwo. Pijąc publicznie piwo, jeżdżąc na nartach, wykrzykując "Yes! Yes! Yes!" wydawał się ludziom jako "swój chłop". Był wszędzie, wszędzie pięknie mówił. Był pijarowskim Kwaśniewskim PiSu. Nie zmienia to jednak smutnego faktu, że za tą wystylizowaną przez specjalistów maską absolutnie nic się nie kryło. Żadnej wizji, żadnej skuteczności, żadnych czynów. Słowa, słowa, słowa...
W jednej z gazet nazwano niedawno Marcinkiewicza showmanem. To dobre określenie. Rzecz tylko w tym, że Polska nie potrzebuje showmanów, lecz radykalnych reformatorów, którzy uczynią nasz kraj normalnym państwem. Polska nie potrzebuje pijarowskich sztuczek, lecz niskich podatków; nie potrzebuje uśmiechów i deklaracji, jak ważni są widzowie. Zamiast tego Polska potrzebuje zmniejszenia rozrośniętego państwa.
Tego wszystkiego od Kazimierza Marcinkiewicza Polska nie otrzymała i może lepiej, że zakończył on już swój żywot w pierwszej lidze politycznej.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka