Adam Wielomski Adam Wielomski
65
BLOG

Czy Kaczyński oszuka Tuska?

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 42
Politycy PO odtrąbili swoje zwycięstwo i definitywny koniec „kaczyzmu”, który będzie miał miejsce jeszcze w tym roku, przy okazji przyśpieszonych wyborów parlamentarnych. Jestem więc – jako antyliberalna Kasandra – zobowiązany włożyć działaczom PO w ich pyszne plany łyżeczkę czegoś pikantnego. Przypuszczam, że PiS wcale nie ma ochoty oddać władzy i nawet mogę zarysować realistyczny scenariusz jaki Jarosław Kaczyński sobie nakreślił, aby władzy nie utracić.

Czego boi się PiS?

Jest faktem, że PiS znajduje się teoretycznie w stanie krytycznym. Kaczyński miał większość, ale ją zniszczył. Zresztą zupełnie nie wiadomo po co. Nie widać w tym logiki. Raczej polityczną zabawę Wielkiego Rozgrywającego. Co więcej, afera wokół odrolnienia ziemi w Mrągowie spowodowała wybuch wielkiej miny politycznej w postaci ministra Janusza Kaczmarka, który zaczął ujawniać tajne szczegóły pisowskich operacji. Kaczmarek to chodząca bomba, która jest niezwykle niebezpieczna dla tego rządu i dla premiera osobiście. Afera Rywina w nieco innym wymiarze. Ale równie piekielnie niszcząca.

Ale sytuacja PiS tylko teoretycznie jest dramatyczna, gdyż Jarosław Kaczyński właśnie wyciągnął swoją tajną Wunderwaffe w postaci Donalda Tuska.

Jedyną rzeczą, której obawiać się musi Kaczyński jest komisja śledcza ws. prowokacji CBA względem Leppera. Premier musi się jej obawiać bez względu na to, czy PiS jest winne, czy nie. Musi się obawiać, gdyż widział jak wyglądały medialne uderzenie wobec ekipy Leszka Millera przy Aferze Rywina. Jeśli działacze PiS nie są czyści w tej sprawie, to liberalne media zatłuką rząd Kaczyńskiego sztachetami. Toż to te same media – wcale zresztą niezbyt wrogie wobec SLD – unicestwiły lewicę w pogoni za sensacją. Tym razem pogoń za sensacją i chęć zniszczenia znienawidzonego PiS dałyby mieszankę wybuchową. Jeśli nawet Kaczyński nie jest winny, to liberalne media zrobią show takiego rodzaju, że PiS musi stracić przynajmniej kilka procent poparcia jeśli nie z 1/3 elektoratu. Będzie spektakl sugestii, pomówień, wyrwanych z kontekstu słów i min. Przeciętny telewidz nie będzie rozumiał o co chodzi, poza jednym: że w PiS coś śmierdzi. Nie wiadomo co, ale brzydko pachnie. 95% ludzi i tak przecież z polityki nic nie rozumie. Dla utraty 1/3 elektoratu to wystarczy.

Przynęta

Za powołaniem komisji śledczej do niedawna były: PO, SLD, „Samoobrona”, PSL, LPR, czyli prawie 2/3 Sejmu. Komisja była praktycznie nieuchronna i Jarosław Kaczyński – aby uniknąć telewizyjnego spektaklu – musiał wyciągnąć swoją Wunderwaffe w postaci Donalda Tuska.

PO – nazbyt ufna w sondaże – wierzy w swój wielki sukces wyborczy. To widać. Zilustrujmy to fragmentami z poniedziałkowego wydania „Dziennika”. Jarosław Gowin (senator PO) pisze w tekście o charakterystycznym tytule Z kim w koalicji po zwycięskich wyborach: „można z całkowitą pewnością wskazać zwycięzcę wyborów. To, że będzie nim Platforma Obywatelska uważam za przesądzone”.

Na miejscu platformersów byłbym ostrożniejszy. PO zawsze przewodzi w sondażach, ale nie przekłada się to na jej wyniki wyborcze. PiS ma lepszych specjalistów od marketingu politycznego. Poza tym media głoszą, że na PO „wypada” głosować, więc wielu respondentów wskazuje tę partię, a głosuje zupełnie inaczej. Nieboszczka UW miała zawsze dwa razy więcej w sondażach, niż w rzeczywistych wyborach. Nie zdziwię się tedy jeśli będzie wyborczy remis, a nawet drobne zwycięstwo PiS.

Jednak PO jest spragniona władzy. Po 6 latach opozycji jej działacze pędzą po stołki. Jarosław Kaczyński postanowił to wykorzystać i pozwolić pograć piłką najsłabszemu z napastników na polskiej scenie politycznej, czyli Donaldowi Tuskowi. Zarzucił więc wędkę – ze swoim bratem w roli wędkarza – w której za przynętę robią przyśpieszone wybory. Oferta była prosta: PiS zgadza się na przyśpieszone wybory w zamian za odstąpienie przez PO od komisji śledczej. I PO, żądna władzy, przynętę połknęła.

Plan Kaczyńskiego

Rozważmy w tym miejscu dwie rzeczy:

1.Rzeczywisty interes PO.
2.Plan Jarosława Kaczyńskiego.

Rzeczywisty interes wszystkich partii opozycyjnych to spektakl w postaci komisji śledczej, przed którą Jarosław Kaczyński zadrży jak Leszek Miller przed inną komisją; komisji, gdzie będzie zeznawał Janusz Kaczmarek, który wie dużo, a czego nie wie, to i tak powie, gdyż mógł wiedzieć dosłownie wszystko. I dlatego komisji tej w tym Sejmie chcą wszystkie racjonalnie myślące partie polityczne. Cel jest prosty: zetrzeć medialnie PiS, podzielić się jego elektoratem, powołać nowy rząd „fachowców” i potem przeprowadzić wybory. LPR chce odebrać PiS elektorat katolicki, „Samoobrona” i SLD populistyczny, PO wielkomiejski.

Interes PO jest identyczny jak całej opozycji, ale Tusk otrzymał przynętę: wybory już i teraz za nie powołanie komisji śledczej. A potem, po wyborach, rząd POPiS, najprawdopodobniej z Tuskiem w roli premiera.

PO obawia się, że komisja śledcza odwlecze wybory. I tego boi się najbardziej: oddalenia perspektywy dojścia do władzy. Co więcej, kierownictwo PO uważa, że bez samorozwiązania Sejmu rząd Kaczyńskiego będzie w praktyce nie odwoływalny. Czy rząd PiS jest nie do odwołania? Można go odwołać, ale „wykształciuchy” z PO odrzucają politycznie racjonalną akcję wspólnie z Lepperem i powołanie nowego rządu na podstawie tzw. konstruktywnego votum nieufności. Błąd! Elektorat PO bardziej od Leppera nienawidzi dziś Kaczyńskiego i wybaczyłby partii ten śmierdzący sojusz za szybką, pokazową akcję unicestwienia znienawidzonego rządu. Szybkie, pokazowe upokorzenie PO po ostatnich wyborach przyniosło PiSowi wzrost notowań do 35-40%, gdyż wyborcy cenią polityków skutecznych, a nie sejmowych gadaczy i oratorów. No, ale myśl liberalna nigdy nie rozumiała polityki i dlatego rację ma Carl Schmitt mówiąc, że „nie istnieje polityka liberalna, a tylko liberalna krytyka polityki”.

Problem polega na tym, że wykształciuchy z PO myślą, że wstrętny im sojusz z Lepperem nie jest konieczny, gdyż właśnie dogadali się z Kaczyńskimi. Deklaracje o przedterminowych wyborach traktują nie jako manewr polityczny, ale jako kapitulację PiS. W „Dzienniku” z 13 VIII Bronisław Komorowski mówi w wywiadzie: „Dla mnie ta decyzja ma znamiona kapitulacji, rezygnacji z utrzymywania władzy (...)”. Politycy PO zawiodą się.

Jak potoczą się losy Polski? W moim przekonaniu, Kaczyński na najbliższym posiedzeniu Sejmu rozegra znakomitą partię, a będzie to wyglądało następująco:

1. Kaczyński już umówił się z PO: przyśpieszone wybory za nie powołanie komisji śledczej. Po wyborach rząd POPiS, prawdopodobnie z Tuskiem w roli premiera. W tej sytuacji rzeczywiście komisja śledcza nie jest PO potrzebna.

2. Na najbliższym posiedzeniu Sejmu Marszałek Ludwik Dorn (PiS) podda pod glosowanie dwa wnioski: o powołanie komisji śledczej i samorozwiązanie izby. W tej właśnie kolejności wnioski te będą głosowane. A efekt będzie następujący:

Krok pierwszy: PiS i PO wspólnymi siłami odrzucą wniosek o powołanie komisji śledczej.

Krok drugi: w następnym głosowaniu PiS nie dotrzyma słowa i nie poprze samorozwiązania Sejmu, dając np. swoim posłom prawo do indywidualnej decyzji w tej sprawie.

Zauważmy w tym miejscu, że po spotkaniu Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego, to Tusk na konferencji prasowej mówił co ustalono na spotkaniu. Prezydent nie wystąpił i nic nie ogłosił. Właściwie nie mamy oficjalnego stanowiska PiS w tej sprawie, a jedynie relację samego Tuska i różne sugestie premiera i innych polityków PiS. Rada Polityczna PiS nie przypadkowo zarządziła wybory, zostawiając prezesowi partii możliwość innego rozwiązania. Innymi słowy: PiS zostawił sobie furtkę do wycofania się z wyborów.

W wyniku tej operacji – głosami PO - nie będzie powołana komisja śledcza, a głosami PiS nie będzie samorozwiązania Sejmu. Donald Tusk zostanie oszukany. Oczywiście, wtedy zwoła konferencję prasową i zawyje z oburzenia, że Kaczyńscy nie dotrzymali słowa. Niejednokrotnie widzieliśmy te jego skomlenia, że „PiS nie rozumie demokratycznych standardów”.

Wtedy Jarosław Kaczyński stwierdzi, że on nie zobowiązał się nigdy do przeprowadzenia wyborów i jest to „kolejna intryga PO”. Do dyskusji o kondycji polskiej demokracji pośle Kurskiego i Gosiewskiego, którzy zarzucą widzów potokiem nic nie znaczących słów.

Poza tym, tak racjonalnie patrząc, to Kaczyński będzie miał rację: skoro celem nowych wyborów jest zawiązanie koalicji POPiS, to przecież koalicja POPiS ma większość w tym Sejmie, co właśnie potwierdziła odrzucając powołanie komisji śledczej i... nowe wybory nie są konieczne. Nie są potrzebne, szczególnie, że wybory są drogie. Odstąpienie od nich to duża oszczędność pieniędzy podatników, a PiS obiecał wszak wyborcom „tanie państwo”...

I tak zakończy się triumfalny pochód Donalda Tuska po władzę: rządem mniejszościowym i skłóconą opozycją, gdzie każdy każdemu będzie zarzucał dlaczego rząd ten jeszcze istnieje.

Na czym polega błąd komentatorów, bardzo pewnych, że PiS odda władzę? Na racjonalnym przekonaniu, że rząd mniejszościowy nie rządzi, a tylko administruje, a więc rządowi Kaczyńskiego potrzeba 231 głosów w Sejmie.

I tu jest błąd. Nie, Kaczyńskiemu wcale nie jest potrzebna większość. 231 głosów jest potrzebne, aby uchwalać ustawy reformujące państwo. Tymczasem PiS nie ma jakiegokolwiek pomysłu reformatorskiego poza wymianą kadrową. A do tego ustawy nie są konieczne. Mając prezydenta nie musi się także obawiać skutków nie uchwalenia budżetu, gdyż będzie obowiązywać prowizorium budżetowe.

Dwa lata trwania zapewnione, a minister Ziobro i CBA będą spokojnie mogli zbierać „haki” na opozycje przed terminowymi wyborami w 2009 roku.

Adam Wielomski
Tekst ukazał się na: www.prawy.pl

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka