Adam Wielomski Adam Wielomski
75
BLOG

Kontrrewolucja w e-przestrzeni

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 25
Julius Evola w książce o „Tajemnicy graala” ze smutkiem stwierdził w jej zakończeniu, że we współczesnym świecie kontrrewolucjoniści zostali zepchnięci „do podziemia”. Konstatacja ta była być może prawdziwa kilkadziesiąt lat temu. Teraz sytuacja kontrrewolucjonisty uległa zdecydowanej poprawie, choć wcale jego idee nie stały się popularniejsze.
    
Zmiana polega na uzyskaniu nowego narzędzia propagowania swoich idei w sytuacji, gdy klasyczne środki przekazu – telewizja, radio, gazeta – wymagają posiadania znacznych zasobów finansowych; dużego tzw. kapitału wejściowego aby rozpocząć działalność. Dosyć odległe bowiem są dziś czasy, gdy kontrrewolucję wspomagała zamożna, wprost kapiąca złotem grupa arystokratów, ziemian czy przedsiębiorców. Grup o pochodzeniu szlacheckim już wszak dawno nie ma, a nawet o majętne księżniczki czy hrabianki coraz trudniej. Zresztą arystokracja – jeśli nawet przetrwała nawałę rewolucji demokratycznych, faszystowskich i socjalistycznych – to jest cieniem swoich przodków. Cieniem zarówno majątkowym, jak i mentalnym. Z kolei burżuazja dawno już utraciła swój charakter konserwatywny, szczególnie w Polsce, gdzie ma ona genezę esbecką i postkomunistyczną. W takiej sytuacji kontrrewolucjonista nie może liczyć na pozyskanie funduszy niezbędnych do prowadzenia tradycyjnych mediów w postaci gazety czy telewizji.
    
Wejście do rangi popularnych mediów internetu zmienia sprawę radykalnie. Do prowadzenia dobrej i ciekawej strony internetowej nie potrzebna jest wielka redakcja z kilkudziesięcioma osobami zatrudnionymi na etacie, nie potrzeba ani drukarni, ani studia telewizyjnego. W zasadzie to nie potrzebny jest nawet lokal, gdyż redakcja może mieć charakter „wirtualny”; zebrania redakcyjne trwać mogą permanentnie za pomocą komunikatorów internetowych. Te wymogi całkowicie odmieniają możliwości popularyzowania idei kontrrewolucyjnych.
    
Nowe możliwości dostrzegam redagując dwa narzędzia medialne. Mam tu na myśli kwartalnik „Pro Fide, Rege et Lege” oraz stronę internetową konserwatyzm.pl – oddziaływanie którego z tych mediów jest istotniejsze? Wydawać by się mogło, że stare, szacowne „Pro Fide” – jeden z najstarszych kwartalników prawicowych w naszym kraju – jest tym medium, które przeważa. Nic podobnego. Kwartalnik taki znajduje w Polsce ograniczony krąg nabywców i dlatego nie ma szans rozejść się w nakładzie większym niż 1100 egzemplarzy. Czy 1100 to dużo czy mało? Można powiedzieć, że aż 1100 albo, że tylko 1100.  Ale liczba ta wydaje się stosunkowo niewielka, gdy porównamy to z liczbą wejść na stronę internetową konserwatyzm.pl – tu liczba 1100 raz na kwartał nic nie znaczy, gdyż liczba osób odwiedzających stronę (czyli liczba nr IP) wynosi po 1600-1700 dziennie. Ponieważ zaś trudno przypuszczać, aby codziennie na stronę wchodziły dokładnie te same osoby, to pozwala to oszacować środowisko czytające konserwatyzm.pl na kilka, a może nawet na kilkanaście tysięcy osób.
    
Nie ma wątpliwości, że ciężar walki kontrrewolucyjnej przenosi się do e-przestrzeni. To jest źródło wiadomości i lektur dla ludzi młodych i skomputeryzowanych. To oni stanowić będą kadry przyszłych ruchów politycznych. Ankieta przeprowadzona na konserwatyzm.pl wykazała, że 80% czytelników strony ma mniej niż 30 lat. I to tu jest przyszłość kontrrewolucji. Powracając do myśli Evoli możemy tedy rzec, że z podziemi nie było w jego epoce wyjścia, ale myśmy wyjście znaleźli: to jest e-wyjście.

Adam Wielomski
www.konserwatyzm.pl

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Polityka