Adam Wielomski Adam Wielomski
246
BLOG

Hegel w służbie demokracji

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 19
Z pozoru wydaje się, że czas wielkich konstrukcji historiozoficznych mamy za sobą. Blamaż marksizmu, który odkrył i ustalił „naukowo” przyszłość świata i prawa rozwoju historii wydawał się końcem epoki gdy jakiś filozof ogłaszał, że rzekomo znalazł sens dziejów i ustalił, ponad wszelką wątpliwość, ich cel i kres. To była taka ulubiona zabawa ludzi wieku XVIII i XIX, gdy wierzono w bajki o „postępie”. Bajek na ten temat napisano wielo i znamy je wszyscy: Condorceta, Hegla, Marksa, Comte’a, Saint-Simona. Dziś wiemy, że wszystkie one nic nie były warte.

W XX wieku, gdy marksizm-leninizm wydawał się triumfować powołując się na rzekomo zbadane prawa historii, liberałowie trudzili się nad udowodnieniem, że wszelkie podobne roszczenia filozoficznego umysłu są jedynie mitami i uproszczeniami. Na półce w mojej bibliotece leżą klasyczne, liberalne prace przeciwko teorii, że można naukowo dowieść, iż historia ma jakikolwiek sens. Patrzę na półkę i widzę „Nędzę historycyzmu” Karla Poppera, obok stoi sobie książeczka Isaiaha Berlina „Cztery eseje o wolności”, z których jeden, „Konieczność historyczna”, dowodzi bezsensu wszelkich historiozofii. A o półeczkę niżej leży sobie „Opium intelektualistów” Raymonda Arona. Wszystkie te klasyczne dla liberalizmu prace w jednym punkcie są zgodne: człowiek nie jest zdolny odgadnąć jaki sens ma historia. Wszystkie konstatują, że podobne uogólnienia mogą być wyrazem zaobserwowanej „tendencji” historycznej, która jednak nigdy nie może stanowić naukowego dowodu, że owa tendencja będzie się dalej utrzymywać. Tym samym wszelkie roszczenia marksistów, że rewolucja proletariacka jest logicznym następstwem kapitalizmu, są pozbawione sensu.

I tak mogłoby się wydawać, że myśl liberalna uwolniła się od „heglowskiego ukąszenia” i odrzuciła teorię o „chytrości historii”, która narzuca swoją wolę i kierunek ludzkości. Do czasu! Gdy w 1989 roku komunizm upadł nagle okazało się, że historia „odzyskała” sens i że, oczywiście „naukowo”, dowiedziono jaki jest jej kierunek i ukoronowanie. Liberalizm, gdy tylko pokonał swojego komunistycznego wroga, natychmiast ogłosił swój własny, kończący historię triumf. Nagle historia odzyskała sens i stała się zapisem walki o wolność i demokrację – rozwój tych wartości został podniesiony do rangi historycznego „postępu” – a państwo demoliberalne stało się uwieńczeniem historii. Klasycznym wyrazem tej nowej świadomości liberalizmu jest oczywiście „Koniec historii” Francisa Fukuyamy, ale to przekonanie o ostatecznym – chciało by się rzec „eschatologicznym” – triumfie demokracji jest obecne, wszechobecne w demoliberalnych mediach. Wystarczy włączyć telewizor, aby się dowiedzieć, że demokracja jest uwieńczeniem historii i jest systemem bezalternatywnym.

Wszystkim „fukuyamistom”, tym, którzy ogłosili eschatologiczne zwycięstwo demokracji, dedykuję więc słowa wspomnianego Berlina, który tak charakteryzuje wszelkie historiozofie: „W naszej nowoczesnej epoce rozwinęła się pseudosocjologiczna mitologia, która w szacie naukowych pojęć przybrała postać nowego animizmu, wiary z pewnością bardziej prymitywnej i naiwnej niż tradycyjne europejskie religie, które stara się zastąpić (...) Wojny, rewolucje, dyktatury, militarne i ekonomiczne przewroty ujmowane są zwykle jak duchy jakiejś orientalnej demonologii, dżiny, które uwolniono z butelek, w jakich więziono je przez wieki, które wymykają się spod kontroli i kapryśnie igrają z życiem ludzi i narodów”.

Można dziś powiedzieć, że „dżin” demokracji szaleje po polskich mediach i uniwersytetach. Czym jest więc ta niezachwiana wiara w eschatologiczne zwycięstwo demokracji? Mitem, zabobonem i niczym więcej. Historia nie ma sensu – a jeśli nawet ma, gdyż Opatrzność nią steruje – to wykrycie tego sensu stoi poza intelektualnymi możliwościami człowieka. Demokracja – dziś jeszcze oczywista – za 200 lat może być ludziom tak odległa jak nam monarchia burbońska. Pamiętajmy bowiem, że 250 lat temu w Europie monarchia była tak samo „oczywista” i tak samo „wieńczyła historię” jak dziś demokracja. A kto obalił tę monarchię? Żakieria pisarzy i filozofów krytycznie nastawionych do otaczającej ich rzeczywistości, którzy stworzyli model konkurencyjnej rzeczywistości, przekonali do niego ludzi i... wygrali. Jak upadnie demokracja? Dokładnie w ten sam sposób: iluś inteligentnych ludzi, wzburzonych idiotyzmem i korupcją demokracji, dokona krytyki – na łamach książek – przekona do swych idei masy i obali ten cudaczy reżim.

Adam Wielomski

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka