Analizując bieżące wydarzenia polityczne, widząc spadki i upadki na w sondażach, trudno jest mi ukryć pewien żal. Wszystko wskazuje na to, że w przyśpieszonych wyborach parlamentarnych do Sejmu nie wejdzie LPR. Wbrew temu co sądzą niektórzy, nie odczuję radości z tego faktu.
Koniec LPR będzie oznaczał, że zrealizuje się „czarny scenariusz” przed którym wielokroć ostrzegałem: po prawej stronie sceny politycznej zostanie wyłącznie PiS. Piszę – uwaga – „po prawej stronie sceny politycznej”, a nie „na prawicy”, gdyż PiS nie jest, nie był i zapewne nie będzie prawicą. To patriotyczny jakobinizm, socjalizm. Hasła niepodległościowe i antykomunistyczne sprawiają wrażenie, że to partia prawicowa, ale przecież tak nie jest. Po porażce LPR wyborcy prawicowi nie będą mieli innego wyjścia, jak tylko zacisnąć zęby i popierać partię Kaczyńskich, mając świadomość, że nie jest to formacja realizująca ich program. W obliczu ataku PO i SLD nie będą mieli jednak innego wyjścia. PiS nie dokonuje kontrrewolcuji, a jedynie uniemożliwia przejęcie władzy przez partie chcące dokonać zmian w duchu lewicowo-liberalnym. Walorem PiSu jest blokowanie sił propagujących przyśpieszoną europeizację, feminizm i homoseksualizm. Ale żadnych złudzeń: PiS broni status quo, nie próbując cofnąć rewolucyjnych „zdobyczy”.
Jestem także sceptyczny wobec tych, którzy uważają, że LPR zbiera w tej chwili owoce błędów w ciągu ostatnich dwóch lat. Oczywiście, zawsze można wskazać błędy, ale w sumie LPR w ciągu tej kadencji Sejmu podejmowało słuszne decyzje. Skoro na samym początku spektakularne zwycięstwa PiS spowodowały spadek elektoratu do 2-3% to należało poprzeć rząd. LPR nie chciała też z tego rządu wychodzić; została wypchnięta przez Kaczyńskiego, który postawił na ryzykowne rozwiązanie wyborcze. W ostatnich dniach Roman Giertych słusznie wykreował się na wodza opozycji – to była jego ostatnia szansa aby stać się przywódcą radykalnego „antykaczyzmu” w sytuacji gdy polityczne oseski z kierownictwa PO nie umiały podjąć jakiejkolwiek sensownej decyzji. Problem w tym, że wyborcy LPR dali się kupić skutecznej i widowiskowej polityce PiS, a także demagogicznej walce z „bogatymi” w ramach budowania „solidarnej Polski”.
Gdzie więc kierownictwo LPR popełniło błąd? Został on popełniony wcześniej, jeszcze przed elekcją 2005 roku, gdy po wyborach do Parlamentu Europejskiego LPR była drugą siłą polityczną w kraju i stanęła przed historyczną szansą ukonstytuowania prawicy. Wtedy Roman Giertych wpadł na dziwny pomysł: na zagospodarowanie prawej części wyłącznie przez wąskie, ale całkowicie lojalne środowisko MW. Trudno powiedzieć co nim kierowało. Pycha i przekonanie, że wyborcy prawicy są u jego stóp? Skłonność do widzenia wszędzie spisków i buntów w swoich szeregach? Jakieś inne, błędne kalkulacje? Nie wiem. Jest faktem, że w okresie przed poprzednimi wyborami kierownictwo LPR rozpoczęło systematycznie usuwanie z szeregów Ligi wszystkich opornych, potencjalnie opornych i podejrzanych o samodzielność myślenia, czyli o zdolność do krytyki kierownictwa partii. Błąd polegał na tym, że uwierzono, iż usuwając 10, 20, 50 ludzi partia traci głosy wyłącznie ich samych i ich rodzin. Tak jednak nie było. Oczywiście, iluś tam usuniętych to były polityczne płotki. Ale usuwano także działaczy znanych lokalnie, jak i nazwiska o randze ogólnopolskiej. Wraz z nazwiskami odchodzili nie pojedynczy ludzie, ale i ich wyborcy, popierający nie listę, ale konkretne nazwisko. Najpierw odeszły dziesiątki, potem setki, potem cały tłum wyborców.
Ale to był dopiero początek katastrofy związanej z „czyszczeniem” szeregów. Błąd największy polegał na odrzuceniu oferty politycznej środowiska Radia Maryja. Z tego co mi wiadomo, przed wyborami 2007 roku środowisko to było gotowe poprzeć LPR w zamian za obsadzenie listy do senatu. Co więcej, ponieważ wiele osób z tego środowiska w poprzednim Sejmie zachowywało się dziwacznie, padła oferta całkowitej wymiany kadrowej na zupełnie inne osoby. W zamian za to koncern prasowy o. Tadeusza oferował fullpoparcie polityczne. Ale Roman Giertych nie był zainteresowany tą ofertą. Odrzucił ją, gdyż zamówione przez niego sondaże wskazywały, że słuchacze RM to 1-2% elektoratu. Można było więc dostać nie 17%, a 15,5% i mieć cały klub parlamentarny złożony ze swoich ludzi.
I tak w 2005 roku LPR dostała niecałe 8%. Potem triumfujący Jarosław Kaczyński odebrał Lidzie resztki elektoratu i w taki oto sposób partia ta zakończyła swój parlamentarny żywot. Dożynki sejmowe za parę tygodni. Kierownictwo LPR odpowiada nie tylko za rozkład własnej partii; najgorszą winą było utorowanie jakobinom prymatu na prawej części polskiej sceny politycznej.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka