Historia polityki i idei politycznych na ileś jest powtarzalna. Oczywiście, żadne wydarzenie nie powtarza się dokładnie w taki sam sposób; żadna idea z jednej epoki nie funkcjonuje w innej z dokładnością co do szczegółu. Mimo to trudno nie zauważyć, że w historii całych cywilizacji, jak i poszczególnych narodów, istnieją pewne powtarzające się tendencje.
Sytuacja polityczna Polski AD 2007 do złudzenia przypomina to, co historia opisuje nam w okresie Międzywojnia. Ten sam układ sił; te same doktryny i ideologie. Oczywiście różnią się i szczegóły i liczby. Mówiąc wprost: sytuacja polityczna Polski AD 2007 coraz bardziej przypomina układ międzywojenny na polskiej scenie politycznej po roku 1926. Rzućmy okiem na te analogie:
Analogia nr 1: Sanacja-PiS
René Remond w swojej słynnej książce „Prawice we Francji” zwrócił uwagę, że bonapartyzm jest to ruch genetycznie lewicowy, który przeszedł na prawą część sceny politycznej, pociągając za sobą tysiące radykalnych dotąd wyborców. Taka jest i historia piłsudczyzny. Jej geneza sięga jakobinów i romantyzmu, czyli radykalnie demokratycznej, antyklerykalnej, rewolucyjnej i patriotycznej ideologii. PiS to kontynuacja Jakuba Jasińskiego, kościuszkowców, romantyków 1830 i frakcji „czerwonych” z 1863 roku, potem rewolucyjnych socjalistów ruchawki roku 1905. Aż do roku 1926 tradycja pepeesowska jest jednoznacznie lewicowa. Dlatego w czasie Zamachu Majowego PPS chce wysyłać na ulice robotników, a KPP popiera przez 2 dni zamach (tzw. błąd majowy).
Ale po 1926 roku następuje metamorfoza. Sanacja wzgardza robotniczym elektoratem. Po spotkaniach w Dzikowie i Nieświeżu stawia na ziemiaństwo, czyniąc reprezentanta tej grupy społecznej odpowiedzialnym za... reformę rolną. Równocześnie toczy z endecją zaciekłą walkę o elektorat mieszczański i poparcie sfer przemysłowych.
Rzecz jasna sanacja nie jest czystą prawicą. Jest bezreligijna, a katolicka wyłącznie na pokaz. Ale widząc trend rekatolicyzacji, pokonuje i te przeszkody (OZON). Nie rozumie też zasady rynkowej i buduje etatyzm (reformy wicepremiera Kwiatkowskiego). Mimo to wyzbywa się pepeesowskiego społecznego radykalizmu. Etatystyczne państwo w jakiś sposób petryfikuje istniejące stosunki społeczne, a przede wszystkim wydaje się dawać gwarancję zatrzymania komunistów i socjalistycznego centrolewu.
Wyborcy o poglądach konserwatywnych - katolicy i właściciele – głosowali na partie sanacyjne nie dlatego, że się nimi zachwycali. Przecież większość tego elektoratu do roku 1926 głosowała na endecję. Ale widzieli w dyktaturze piłsudczyków żelazną zaporę przeciwko bolszewizmowi krajowemu (KPP) i zagranicznemu (ZSRR) lub socjalizmowi demokratycznemu (centrolew).
PiS pełni dziś bardzo podobną rolę. Nikt przecież nie wierzy w szczerość nowo nawróconych jakobinów ze starego PC? Kto wierzy w katolicyzm maryjny świeżo nawróconego Ludwika Dorna? Inteligencja z Żoliborza jest tak samo laicka jak i pozostała inteligencja wielkomiejska. Ale PiS – ze względów politycznych, ze względu na swoją bazę wyborczą – nie ma innego wyjścia niż obrona katolicyzmu. Nie mówię tu o katolicyzmie w wersji „Więzi” i „Tygodnika Powszechnego”, ale tego autentycznego. W tej perspektywie należy rozumieć ostatnie oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego w obronie Radia Maryja, nawet wbrew tygodnikowo-powszechnemu kardynałowi z przedpokoju Jana Pawła II.
Prawicowy elektorat popierał przed Wojną Sanację choć był zdegustowany jej programem (raczej: jego brakiem). Podobnie dziś konserwatywny elektorat popiera PiS po cichu narzekając na absolutną bezideowość tej partii i brak jakiekolwiek programu. PiS ma – z punktu widzenia konserwatywnego wyborcy – tylko jedną wartość: nie jest PO ani SLD. Nie potrafimy pochwalić PiS za jakąkolwiek reformę, gdyż żadnej reformy nie było. Nie dlatego, że ci ludzie chcą źle; przeciwnie, wydaje się, że naprawdę chce dobrze. Chcą dobrze, ale nie umieją. I to różni ich od polityków PO i SLD – oni może nawet i coś umieją, ale oni chcą źle. Wraz z PO grozi nam proces przyśpieszonej „europeizacji”; wraz z SLD prawdziwy zalew feminizmu, pedalstwa i podobnych zwyrodnień. PiS broni status quo. Nie cofa rewolucji ani o krok – gdyż to wymagałoby posiadania alternatywnej wizji świata, czego dawni działacze KOR z Kaczyńskim na czele nie posiadają – ale nie pozwala jej postępować do przodu. PiS nie świeci żadnym własnym światłem; świeci odbitą poświatą rewolucji obyczajowej, którą chce zaaplikować Polsce lewica. Olejniczak, Biedroń i Senyszynowa to nie jest „pragmatyczne” SLD z epoki Leszka Millera. Dziś wybór mamy taki: albo PiS, albo Hiszpania Zapatero.
BBWR, OZON i PiS – oto trzy partie nie mające pozytywnych programów, ale które stanowią zaporę przed lewicą, choć genetycznie z tejże lewicy wyszły.
Analogia nr 2: centrolew-POLiD
Na lewo od Sanacji istniał tzw. centrolew, czyli porozumienie sześciu partii lewicowych i chadeckich, który to sojusz bezustannie zresztą ewoluował w lewo, w kierunku programu masońskiego PSL „Wyzwolenia” i socjalistycznej PPS. Zapominano po drodze o katolickiej i konserwatywnej tradycji PSL „Piast” i ugrupowań chadeckich, początkowo stanowiących przybudówki robotnicze dla endecji. Program PPS i „Wyzwolenia” musi przerażać. Oczywiście, zawiera on silny impregnat tradycji niepodległościowej, ale jest to program dogłębnie laicki. Przede wszystkim jest to jednak program wymierzony we własność prywatną. Bolszewizujące „Wyzwolenie”, gwiżdżące na prywatną własność ziemi, oraz PPS domagające się „uspołecznienia” fabryk – oto istota tego programu. Szkoda, że z tą bolszewizującą tłuszczą zadał się Wincenty Witos. Przecież gdy w listopadzie 1918 roku „Wyzwolenie” i PPS utworzyły operetkowy Rząd Tymczasowy w Lublinie, tenże Witos pojechał do Lublina, przeczytał bolszewizujący program i przerażony uciekł z miasta.
Dziś radykalizm współczesnego centrolewu – czyli PO i LiD – tkwi gdzie indziej. Obydwie te partie reprezentują przecież interesy wzbogaconej nomenklatury, więc gdzież by im tam w głowie była nacjonalizacja fabryk, banków i reforma rolna? Lewicowość tkwi w czymś innym: w projekcie kulturalnym. Lewactwo z przedwojennego centrolewu było hałaśliwie antyklerykalne, żądało wprowadzenia rozwodów, rozdziału Kościoła od państwa, ale nie przyszło mu nawet do głowy, że można żądać legalizacji związków homoseksualnych, legalizacji zabijania dzieci poczętych, popierać wojujący feminizm, ekologiczne sekty grinpisowe, wojowników o prawa zwierząt i roślin. Partie te – choć głosiły banialuki nt. „braterstwa ludów” i ogólnie wyznawały hasła pacyfistyczne – nie głosiły przecież unicestwienia Polski w jakimś brukselskim czy berlińskim państwie-molochu. Innymi słowy: przedwojenny centrolew był lewacki gospodarczo; nasz współczesny odpowiednik – POLiD – jest lewacki cywilizacyjnie.
Analogia nr 3: endecja-LPR
Ruch narodowy był tą formacją, która najbardziej straciła na rządach sanacyjnych. Pamiętajmy, że w pierwszych powojennych wyborach endecja otrzymywała odpowiednio 42 i 37%. Jednak późniejsze polityczne awantury (z prezydentobójstwem na czele) spowodowały gwałtowny spadek poparcia społecznego poniżej 10%. Wykorzystała to sanacja. Widząc niezadowolenie prawicowego elektoratu ze stylu uprawiania polityki przez endecję, a także jej rażącą polityczną nieskuteczność (największa partia, która jednak nie umie stworzyć stabilnej większości), piłsudczycy – przejąwszy w 1926 roku władzę – postanowili zagospodarować endecki elektorat. Zrobili to wyrzekając się socjalistycznych postulatów PPS i broniąc własności prywatnej. Znaczna część prawicowego elektoratu przywitała więc sanację jako ratunek przed rewolucją, albo przynajmniej przed socjalizmem. Jeśli zobaczymy skąd sanatorzy wzięli w 1928 i 1930 roku swój elektorat, to trudno mieć wątpliwości, że w przeważającej części był to elektorat postendecki.
LPR znalazł się dziś w analogicznej sytuacji. Na skutek błędnych decyzji politycznych kierownictwa partii tysiące i setki tysięcy wyborców opuściło szyld elpeerowski i było zdegustowanych dziwaczną polityką partii. Kierownictwo LPR nie miało na swoich rękach krwi zamordowanego prezydenta; było tylko nieudolne.
Współczesny wyborca LPR miał wobec partii narodowej inne oczekiwania. Bardziej niż obrona własności prywatnej interesowało go postawienie tamy lewackiej i postchrześcijańskiej cywilizacji. I w roli tej LPR nie sprawdziło się. Nie chodzi o to, że nie broniło cywilizacji dosyć gorliwie. Chodzi o to, że z okopów wygnano tyle różnych środowisk – na czele z RM – że okop został prawie pusty. W tej sytuacji wyborcy zaczęli się zastanawiać, czy nie istnieje alternatywny okop dla obrony Polski przed POLiDem. I tu zobaczyli PiS.
Tak jak BBWR przejął przerażonych socjalizmem wyborców endecji, tak PiS przejął przerażonych wojującą bezbożnością wyborców LPR. Przedwojenne Stronnictwo Narodowe zostało zmarginalizowane na scenie politycznej tak, jak dziś zmarginalizowana jest LPR. Ani SN, ani LPR nie może się łudzić, że wydrze władzę z rąk BBWR/PiS. Kiedyś BBWR miał za sobą armię; dziś PiS ma za sobą znakomitych specjalistów od pijaru.
Co robić w takiej sytuacji? Można oczywiście trwać w oporze – jako rzecze Nicolas Gómez Davila – „na straconym posterunku”. Ale jaki to ma sens, skoro obrona cywilizacji przeszła w ręce sanatorów/pisiaków? Z punktu widzenia bronionych przez ruch narodowy wartości wojna z sanacją/PiSem nie ma sensu, gdyż autentyczna linia frontu to konfrontacja z cetnrolewem/POLiDem.
Można więc trwać, ale czy nie logiczniejsza była linia części środowisk młodych z ONR, którzy oglądając rządzącą piłsudczyznę także kręcili głowami patrząc na te bezideowe rządy, ale dostrzegli w nich pewną wartość? PiS jest tu bliski BBWR w swym doktrynalnym agnostycyzmie. Ale młodzi z ONR zobaczyli w pewnym momencie sprawę inaczej. Jak to rzucił jeden z młodych: „Rewolucja polityczna już się dokonała, teraz trzeba walczyć, aby była to rewolucja narodowa”. Dlatego przeszli do obozu sanacyjnego i współtworzyli syntezę władzy piłsudczyków i doktryny narodowej – OZON - o którym Stanisław Cat-Mackiewicz tak trafnie zauważył, że „przy dźwiękach z Pierwszej Brygady odczytywano wersety z Dmowskiego”.
Chciałbym poddać tę myśl pod rozwagę współczesnym narodowcom: rewolucja dokonała się; lewica została odsunięta od władzy. Rzecz tylko w tym, aby bezideową rewolucję PiS „unarodowić”. A tego nie robi się tocząc wojnę, ale przyłączając się do zwycięskiej rewolucji. Mówiąc brutalnie: prawa flanka cywilizacji przestała istnieć. Trzeba bronić naszego świata za pomocą flanki „centrowo-chadeckiej”. A tam stoi dziś PiS.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka