Kilka miesięcy temu publicznie broniłem abpa Stanisława Wielgusa przed stawianymi mu zarzutami o agenturalność. Nie mając oczywiście żadnych dowodów niewinności Ekscelencji (bo skąd można by mieć coś takiego jak dowód, że ktoś nie jest słoniem?), wskazywałem na brak weryfikacji dowodów przedstawianych przez oskarżycieli Arcybiskupa, czyli dziennikarzy Pawła Milcarka, Tomasza Terlikowskiego, redakcję „Gazety Polskiej” i TVN.
Zasadność ich oskarżenia opierała się na bezrefleksyjnym uznaniu, że wszystko, co znajduje się w zasobach IPN ex definitione jest prawdziwe; że dokumenty te nigdy nie były fałszowane. Uważałem ten „dogmat” za bezzasadny; za aksjomat, czyli za twierdzenie uważane za prawdziwe bez konieczności dowodzenia. Ja takich aksjomatów w polityce nie uznają, co choćby widać po tym, że z zasobach IPN znajdowała się sfałszowana lojalka Jarosława Kaczyńskiego.
Dowodem winy abpa Wielgusa miał być raport „Greya” znajdujący się w teczce tego duchownego. Komisja Kościelna, tzw. dziennikarze katoliccy, sam abp Wielgus ani ja nie podważaliśmy, że dokument taki znajduje się w teczce z napisem „Stanisław Wielgus”. Rzecz w tym, że Milcarek, Terlikowski i Sakiewicz uznali, że dokument ten musi być prawdziwy.
Moja opinia była odmienna. Jeśli w czyjejś teczce znajduje się dokument, a osoba której przypisywane jest jego autorstwo twierdzi, że nie jest jego autorem, to przed wydaniem wyroku w sprawie potrzebna jest fachowa ekspertyza, np. grafologa. A o winie orzekają sądy, a nie dziennikarze. Milcarek, Terlikowski, Sakiewicz i TVN uważali inaczej bo wiedzieli, że Wielgus jest inny; a raczej nie tyle „wiedzieli” co chcieli aby był winny. Wszystkich ich łączyła bowiem niechęć do Radia Maryja, którego abp. Wielgus był zwolennikiem i obrońcą. Dlatego musiał być winny; chciano aby był winny. Ekspertyza grafologiczna nie była potrzebna, gdyż wina została ustalona przez rozpoczęciem procesu.
I oto w dzisiejszym „Naszym Dzienniku” czytamy:
Instytut Pamięci Narodowej nie potwierdza, że podpisy "Adam Wysocki" oraz "Grey", widniejące pod umowami o współpracy z wywiadem PRL znajdującymi się w teczce przypisanej ks. Stanisławowi Wielgusowi, faktycznie do niego należą. Tym samym IPN nie wyklucza, że część dokumentów, na podstawie których oskarżono byłego metropolitę warszawskiego, może być sfałszowana.
Jak wynika z informacji uzyskanych przez "Nasz Dziennik" od rzecznika prasowego IPN, instytucja ta nie może również potwierdzić, że "Adam Wysocki" oraz "Grey" to pseudonimy, które ks. Wielgus przyjął w kontaktach ze specsłużbami PRL. W wyjaśnieniu przesłanym do redakcji "Naszego Dziennika" Andrzej Arseniuk przypomniał, że historycy Instytutu "pracują nad dokumentami" dotyczącymi ks. abp. Stanisława Wielgusa, "czego rezultatem będzie publikacja materiałów wraz z ich oceną".
W tym miejscu warto przypomnieć, że na przełomie roku publicznie oskarżono ks. abp. Stanisława Wielgusa o to, że podpisał dwie umowy o współpracy z wywiadem PRL jako "Adam Wysocki" oraz "Grey". Ksiądz arcybiskup zaprzeczył, jakoby podpisywał takie umowy. Co do prawdziwości tych podpisów od początku sprawy wysuwane były poważne wątpliwości. Zważywszy na fakt, że Instytut Pamięci Narodowej nigdy nie zajął jednoznacznego stanowiska w sprawie oceny dokumentów dotyczących ks. Stanisława Wielgusa, informacja uzyskana kilka dni temu od rzecznika prasowego IPN jest bardzo istotna. Jeżeli bowiem IPN jako najbardziej kompetentna w tych sprawach instytucja nie ma pewności, że umowy te rzeczywiście podpisał ks. Wielgus, to znaczy, że oskarżenia rzucone pod jego adresem przez dziennikarzy, sugerujące, że je podpisał, nie miały żadnych podstaw. Byłyby zasadne jedynie w przypadku stuprocentowej pewności, że podpisy zostały na obu umowach faktycznie złożone ręką ks. Wielgusa. A tej nie posiadają nawet historycy IPN.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20070924&id=my11.txt
Innymi słowy: po kilku miesiącach nawet IPN przyznał, że dopóki nie przeprowadzona została analiza ekspertów pisma abpa Wielgusa, nie jest możliwe ustalenie czy jest on agentem „Grey’em”. A więc Ekscelencja został (faktycznie) obalony przez postępowych publicystów katolickich i TVN nie na podstawie dowodów, ale na podstawie przypuszczeń.
Stawiam tedy publiczne pytanie. Nie do redakcji GP i TVN, bo to siły reprezentujące polityczny agnostycyzm, ale do tzw. publicystów katolickich: Pawle Milcarku, Tomaszu Terlikowski, czy postąpiliście zgodnie z elementarnymi zasadami prawa rzymskiego, nakazującego udowodnić oskarżonemu winę? Czy jeśli abp Wielgus okaże się niewinny, to powiecie publicznie słowa PRZEPRASZAM I PROSZĘ O WYBACZENIE ???
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka