PiS pewnie zmierza po kolejne zwycięstwo wyborcze, a PO po kolejną porażkę. Mało kto zwrócił przy tym uwagę na fakt, że notowania PiS – rosnące z dnia na dzień – zadają kłam tzw. behawioryzmowi wyznawanemu przez niektórych politologów, a szczególnie socjologów.
Behawioryzm to nurt w socjologii, psychologii i politologii uczący, że nasze zachowania i poglądy stanowią odbicie materialnych warunków w których żyjemy, a nasze działania są reakcją na bodźce, które na nas oddziałują. Behawioryzm zbudowany jest na marksizmie. Wszak staruszek Marks nauczał, że „byt określa świadomość”, czyli nasze myśli są odbiciem warunków materialnych w których przyszło nam żyć. Radykalni marksiści pojmowali to całkiem dosłownie, uważając, że poglądy polityczne są prostym i mechanicznym skutkiem pochodzenia klasowego. Dlatego Feliks Dzierżyński wydał niegdyś czekistom słynny rozkaz, aby każdego podejrzanego pytać najpierw o pochodzenie klasowe i odpowiedź na to pytanie traktować jako mające zasadnicze znaczenie dla winy lub niewinności oskarżonego.
Co inteligentniejsi marksiści nie mogli przyjąć tego uproszczenia, szczególnie, że większość z nich miała pochodzenie klasowe inteligenckie lub bezczelnie burżuazyjne. Stąd pojawiła się koncepcja, że byt określa świadomość całych klas społecznych, przy czym jednostka – dzięki pogłębionej refleksji nad Marksem i pisarzami „postępowymi” – może zgłębić arkana marksizmu, nawet jeśli nie ma odpowiedniego pochodzenia klasowego. Możliwość taką dopuszczał Lenin i wielu innych – którzy sami nie byli proletariackiego autoramentu. Behawioryzm mocno zadomowił się szczególnie w socjologii. Warto wymienić tu np. Karla Mannheima, którego „Ideologia i utopia” stanowi prawdziwe arcydzieło behawioryzmu, gdzie dosłownie wszystko – nawet prawdy matematyki i fizyki – rozpatrywane jest z perspektywy klasowej.
My, reakcjoniści oczywiście nigdy nie uznawaliśmy behawioryzmu i traktowaliśmy go jako symplifikację. Wiele faktów wskazywało, że poglądy ludzkie wcale nie wiążą się z usytuowaniem klasowym (społecznym). W Wielkiej Brytanii tradycyjnie 1/3 robotników głosuje na partię konserwatywną, a elektorat inteligencki – we wszystkich krajach europejskich – tradycyjnie głosuje na partie lewicowe, które temuż elektoratowi bezustannie podnoszą podatki. My, reakcjoniści – jako chrześcijanie – zawsze uznawaliśmy, że człowiek posiada wolną wolę i w swoich aktach wyborów politycznych kieruje się własnymi poglądami, a nie jakąś „klasową genetyką”. Zresztą – prawdę mówiąc – to przecież my, reakcjoniści stanowimy żywe zaprzeczenie behawioryzmu. Zgodnie z tą teorię konserwatyzm stanowi formę świadomości ideologicznej klasy ziemiańskiej („obszarników”), służącą zwalczaniu rewolucyjnego mieszczaństwa. Niestety, nikt z moich znajomych nie posiada ani rancho, ani hektarów ziemi, a mimo to mamy poglądy reakcyjne. Oczywiście, marksizm i na to znalazł pokrętne wytłumaczenie: nie wyznajemy naszych „właściwych” poglądów klasowych, gdyż mamy „fałszywą świadomość”. Innymi słowy: fałszywą świadomość mają wszyscy ci, co nie myślą wedle marksistowskiego schematu.
Wszystkim behawiorystom polecam obserwowanie PiS. Jest fenomenem, że partia, która przez dwa lata zajmowała się wyłącznie bijatyką dosłownie ze wszystkimi, która nie przeprowadziła jakichkolwiek reform, jest na czele sondaży i wygra w cuglach najbliższe wybory. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że wynik swój poprawi. Jak wytłumaczyliby nam to behawioryści?
Bodźce, które PiS kieruje do swoich wyborców nie mają charakteru materialnego i klasowego. PiS nie prowadzi ani reform kapitalistycznych, ani socjalnych. Nie rządzi w interesie żadnej klasy społecznej. Główna działalność rządu nakierowana jest na pijar i marketing. Przyznać trzeba, że tu osiągnięto prawdziwe mistrzostwo. Każda wypowiedź, każde słowo w radiu, telewizji, na spotkaniu z wyborcami jest starannie przemyślane i rozegrane socjotechnicznie. Widać jak wszyscy telewizyjni „gadacze” tej partii mają przygotowane gotowe schematy i slogany. Widać, że są tego uczeni przez znakomitych specjalistów. Podobnie jest z oficjalnym programem: nie jest on realizowany; trudno nawet powiedzieć, czy program taki istnieje w rzeczywistości. Jest to program hasłowy, polegający na walce z nieokreślonym układem, który początkowo był identyfikowany jakby ze specsłużbami, komunistycznymi działaczami i agentami, aby ostatnio przeistaczać się w program walki z „oligarchami”, czyli z „bogatymi” i z – ostatnio usłyszałem taki dziwnie znajomy tekst – z „obszarnikami”.
Czy tego typu antyoligarniczne hasła trafiają do serca klasowego wroga wszystkich „bogaczy”, czyli do proletariatu? Tak, ale oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że wszyscy ci „bogacze” wcale nie będą „puszczeni w skarpetkach”. Lud bowiem – już od czasu Tez Kwietniowych - lubi słuchać o walce z burżuazją. Ale przecież wszyscy wiedzą, że to nie nastąpi, a hasła „solidarne” znikną po wyborach całkowicie.
PiS nie realizuje niczyich interesów „klasowych”. Zamiast realnym rządzeniem (pojętym jako decydowanie polityczne), zajmuje się wyłącznie pijarem, socjotechniką i public relations. Zgodnie z teorią marksizmu-behawioryzmu taka hybrydowa, nieklasowa partia nie ma prawa istnieć i powiększać grona swoich wyborców. Tymczasem okazuje się, że marketing w zupełności wystarcza, aby rządzić w demokracji. I mówią nam, że my – reakcjoniści nie mamy szans z naszym programem. Bzdura. Przykład PiS dowodzi, że dobry marketing może zastąpić dyskusję o programie.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka