Czy Roman Giertych i Marek Jurek wrócą do polityki? Do napisania tych przemyśleń zachęciła mnie debata w której miałem okazję i zaszczyt ostatnio uczestniczyć. Była to, zorganizowana w Warszawie przez Admina prawica.net, dyskusja na temat przyczyn porażki prawicy w ostatnich wyborach.
Jestem w stanie zrozumieć, że politycy stosunkowo rzadko i niechętnie przyznają się do porażek i lubią udawać, że „jest byczo”, ale to co usłyszałem na wzmiankowanej debacie, przeszło moje oczekiwania. Otóż, Krzysztof Bosak (LPR) i Artur Zawisza (Prawica RP) uzyskany przez komitet Liga Prawicy RP (1,3%) zrzucają wyłącznie na barki Jarosława Kaczyńskiego i tzw. okoliczności obiektywne. Nie mają do zarzucenia nic strategii swoich ugrupowań i ich liderom. Ciekawe... Krzysztof Bosak zapewnił słuchaczy, że Roman Giertych „na pewno nie będzie brał udziału w życiu politycznym przez co najmniej kilka miesięcy” – ze słów tych wynika, że istnieje możliwość, że „po kilku miesiącach” może wrócić niczym zombi i rozłożyć każdą strukturę prawicy dokładnie w taki sam sposób, jak rozłożył LPR. Artur Zawisza wykazał się jeszcze większą niefrasobliwością, gdyż stwierdził, że Marek Jurek – mimo doprowadzenia do upadku swojej formacji politycznej – nie wycofuje się z polityki nawet na chwilę i „za półtora roku będzie prowadził Prawicę RP w wyborach do Parlamentu Europejskiego”.
Szanowni Czytelnicy, wyobraźcie sobie taką sytuację: macie polityka, który w wyborach do Parlamentu Europejskiego (2004) uzyskuje ze swoją partią 15% poparcia, półtora roku później (2005) spada na niecałe 8%, a w dwa lata później szybuje na 1,3%. Czy uważacie Państwo, że ktoś taki nadaje się do kierowania partią polityczną? Ja bym się wahał czy powierzyłbym komuś takiemu wypasanie kóz na łące, gdyż istnieje groźba, że wróci wieczorem z jednym kulawym koziołkiem. Tymczasem osoba ta – mam tu na myśli Romana Giertycha – nie wyklucza, że za „kilka miesięcy” wróci do polityki i zada kolejne razy polskiej prawicy.
Albo inna sytuacja: proszę sobie wyobrazić polityka, który dokonuje rozłamu w partii (ZChN), której jest członkiem, gdyż została ona opanowana przez grupę „chadeków”, a następnie zapisuje tych rozłamowców do PiS o którym wszyscy wiedzą, że jest gorzej niż chadecki (jakobiński) i w dodatku zarządzany autorytarnie przez wodza, który nie toleruje jakiejkolwiek „frakcyjności”. Ale w chwili gdy wprowadza swoją grupę do PiS (2001) polityk ten twierdzi, że to ostatnia szansa na ratunek chrześcijaństwa w Polsce! I trzeba mu aż 6 lat, aby zorientować się, że PiS jest chrześcijański bardziej hasłowo, aniżeli z treści! W międzyczasie wchodzi w zupełnie zbędny mu konflikt z Radiem Maryja (sprawa abpa Wielgusa), po czym podaje się do dymisji z Marszałka Sejmu (aby utracić resztki swojej pozycji politycznej?), a dopiero następnie – już zmarginalizowany – dokonuje rozłamu, wyprowadzając z PiS za sobą 4 (słownie: czterech) posłów i praktycznie nikogo z lokalnych struktur. Czy powierzylibyście Państwo komuś takiemu prowadzenie oddziału swojej firmy? Czy uważacie Państwo, że ktoś taki – chyba już jest jasne, że mam na myśli Marka Jurka - ma cechy konieczne aby być przywódcą politycznym polskiej prawicy?
Prawda jest brutalna. Jest faktem, że wolnorynkowa i konserwatywno-katolicka prawica nie ma w Polsce nadmiernie dużego elektoratu (analizowałem to na tych łamach tydzień temu). Ale jest także prawdą, że w polityce zaledwie kilka procent wyborców świadomie wybiera na kogo głosuje, cokolwiek rozumie z polityki, wyborów, programów, doktryn. Reszta albo nic z tego nie rozumie i kieruje się pijarowskimi mechanizmami. Gdyby ludzie podejmowali racjonalne decyzje wyborcze, to rola politycznych przywódców w akcie wyborczym byłaby minimalna – każdy zagłosowałby na to, co popiera. Ponieważ jednak tak nie jest, to w demokracji głosowanie przemienia się w wielki festiwal pijarowski, marketingowy, działań pozorowanych itd. Wygrywa w tej swoistej grze ten, kto lepiej się umie pokazać, ma celniejsze riposty, jest sympatyczny, przystojny, ma ładniejszy nos itd. Ważny jest image oraz wyczucie polityczne, kiedy zrobić ruch polityczny, kiedy zrobić rozłam itd. Trzeba także umieć znaleźć sobie sojuszników w świecie mediów, przyciągnąć znane postacie itd. Ani Roman Giertych, ani Marek Jurek tego nie umieją. Giertych ma maniakalną skłonność do wycinania własnych ludzi z własnych szeregów i dziesiątkowania własnego zaplecza. Zmuszenie o. Rydzyka do zasilenia zwolenników PiS to prawdziwy majstersztyk, wziąwszy pod uwagę fakt, że jeszcze nie dawno Kaczyński nazywał go „agentem” KGB czy czegoś tam.
Prawda jest taka, że środowiska Giertycha i Jurka były w tych wyborach cieniem tego, czym były kilka lat temu. W LPR nikt już prawie nie został. Tracono ludzi i środowiska, poparcie RM – a PiS zbierał te porzucone wojsko i budował swoje karne szeregi. Te 14% zgubionego w ciągu 3 lat elektoratu przeszło do PiS. W środowisku Jurka też już nikogo nie ma, gdyż nikt nie zrozumiał sensu, strategii, planu politycznego polegającego na robieniu rozłamu w partii, która przechodziła wtedy apogeum swojego politycznego poparcia.
Roman Giertych i Marek Jurek osobiście odpowiadają za to, że prawa strona sceny politycznej została zdominowana przez chadecki PiS. Zrobili co mogli, aby PiS wyciął prawicę. Wizja, że będę za „kilka miesięcy” wracać do polityki, iż będę prowadzić jakąś listę w wyborach do PE budzi trwogę. LPR proponował kiedyś „berecikowe” dla emerytów. Zrzućmy się, zbierzmy parę złotych, wypłaćmy obydwu Panom berecikowe i niech idą na polityczną emeryturę. Na zawsze.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka