Traktat Reformujący podpisany. Byliśmy przy okazji świadkami obmierzłej kłótni Prezydenta i Premiera o to, który z Panów kieruje polityką zagraniczną i będzie przewodniczył naszej delegacji w Lizbonie podpisującej akt zwinięcia Państwa Polskiego. Tak, „akt zwinięcia”, gdyż powstało Imperium Europejskie, na które Państwo Polskie przelało gros swoich atrybutów stanowiących o suwerenności. To, że w akcie tegoż „zwinięcia” państwowości uczestniczy PO dziwić nie może: wszak to tylko prawe skrzydło nieboszczki Unii Wolności, której zawsze było bliżej do Brukseli niż do polskich wsi znajdujących się 20 kilometrów za „warszawką”. Bulwersuje w tym „akcie zwinięcia” udział naszych „niepodległościowców” z PiS; tych, co sztandary biało-czerwone wywieszają największe i najwyżej. Dlaczego PiS nie tylko uczestniczyło w tym „zwinięciu” Państwa Polskiego, ale wręcz jego działacze chodzili nadęci jak pawie, że to dzięki nim „wywalczyliśmy” lepsze warunki unicestwienia w europejskiej magmie? Odpowiedź wydaje się oczywista: gdyż uważali, że nie mamy alternatywy, musimy integrować się, wchodzić do Europy, dokonać „transformacji klasycznego pojęcia suwerenności”. Ale dlaczego ci radykalnie niepodległościowcy mają takie serwilistyczne myśli? W „Fenomenologii ducha” Hegla znajduje się klasyczny rozdział o panu i niewolniku. Podział ludzi na panów i niewolników nie jest konieczny; nie musi być tak, że jedni są panami świata, a inni im służą. Jest tak, ponieważ panowie są święcie przekonani, że skoro ich dziadowie byli panami, to i oni naturalnie muszą być panami. A więc wszelki bunt niewolników tłumią z bezwzględną opresyjnością jako sprzeczny z naturą rzeczy. Ale przecież panów są zaledwie tysiące, podczas gdy niewolników są miliony! No tak, ale niewolnicy wiedzą, że ich dziadowie też od zawsze byli niewolnikami, a więc uważają ten stan rzeczy za naturalny. Gdy widzą katowanego niewolnika, to współczują mu, ale nie przyjdą z pomocą, nie rzucą się masą na karbowego, gdyż stan niewolnictwa uważają za uprawniony. Jedyne czego chcą, to zmniejszenia pańszczyzny o jeden dzień w tygodniu, proszą o łaskę, o litość swojego pana. O czym marzą? Aby zostać panem i mieć niewolników, pokazywać im swoje panowanie i władzę. Zarówno pan i niewolnik pełnią swoje funkcje, gdyż uważają ten stan za naturalny. Zarówno panowanie, jak i niewolnictwo, istnieją wyłącznie w ich świadomości. Gdyby panowie przemyśleli sprawę, zastanowili się nad problemem człowieczeństwa, to sami daliby wolność niewolnikom i uznali ich za braci w człowieczeństwie; gdyby niewolnicy przemyśleli naturę ludzką, to zbuntowaliby się przeciw garstce panów i w ciągu chwili pogonili despotów widłami. W ten sposób Hegel dowodził, że Rewolucja Francuska była nieuniknionym produktem myślenia, a Ancien Regime rozpadł się w momencie, gdy ludzie zaczęli myśleć. Oceniając tę koncepcję widzimy, że jest bzdurą, gdyż to czysto teoretyczny wymysł zbudowany na odrzuceniu konieczności socjologicznych, politologicznych i ekonomicznych – empiria wszak pokazuje, że zawsze i wszędzie muszą być „my” i „oni”; ci, co rządzą i ci, co są rządzeni. Ale symbole pana i niewolnika pokazują, że nie wszystkie tendencje i oczywistości świata rzeczywiście są konieczne. Pan i niewolnik przypomina mi się gdy widzę stosunek polskich elit do integracji europejskiej. Naprawdę nie musieliśmy podpisywać Traktatu Reformującego, nie musieliśmy stawać się częścią Imperium. Kto bowiem mówi „imperium”, ten musi uznać, że Traktat jest dopiero pierwszym krokiem do unifikacji kontynentu, ku przekształceniu Parlamentu Europejskiego w autentyczne ciało ustawodawcze, a Komisji Europejskiej w rząd. Po Traktacie Reformującym przyjdą następne! A my – jako „niewolnicy” – uznamy, że „tak być musi”, iż „nie ma alternatywy” i „trzeba się z tym pogodzić”. To samo powiemy, gdy przyszłe prawodawstwo europejskie narzuci nam tzw. małżeństwa homoseksualne, aborcję na życzenie, eutanazję itd. Nie miejmy bowiem złudzeń: imperium musi dążyć do ujednolicenia systemu prawnego superpaństwa, gdyż to wynika z logiki zarządzania wielką strukturą. Pisiakom wydaje się, że w Europie będą bronili polskiego interesu, ale w sumie wykazują oni tylko mentalność Heglowskiego niewolnika, który nie widział alternatywy i nie miał siły powiedzieć NIE. A za 50 lat nie będzie już narodu polskiego. Będzie zatomizowana i zuniformizowana masa ludzi bez Boga, ojczyzny, pogrążona w konsumpcyjnej kulturze i rządzona wedle bizantyjsko-socjalistycznego wzorca z Brukseli. Wystarczy poczytać Jurgena Habermasa i jego kolegów: tam cele UE są przecież starannie opisane – chodzi o powstanie wykorzenionej istoty: człowieka bez przymiotników. A więc... niewolnika doskonałego, gdyż niezdolnego myśleć inaczej niż przez pryzmat „politycznej poprawności”. Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka