Przyznam się, że nigdy nie mogłem zrozumieć jakie merytoryczne (programowe) powody stać by miały na drodze powstania koalicji POPIS dwa lata temu. W końcu mieliśmy do czynienia z dwoma partiami o hasłowym programie, co ułatwia wszelkie rozmowy koalicyjne, skoro jedyną kwestią sporną są sprawy personalne. Zapewne to było rzeczywistą przyczyną, że koalicja ta nie powstała. Nadmiar kandydatów na premiera? Dwa lata temu zapowiadano nam powstanie „IV Rzeczpospolitej”. Nikt oczywiście nie wiedział na czym by to miało polegać, poza lustracją, dekomunizacją i frazesami o „oczyszczeniu życia publicznego”. Zwracałem od samego początku uwagę, że projekt ten jest chwytem marketingowym, gdyż rzeczywiste zmiany robi się za pomocą ustaw, a nie wymiany kadr. Nic więc dziwnego, że mityczna IV RP nigdy nie zmaterializowała się. Nie może się wszak zmaterializować idea, której nigdy nie było. Już w Platońskim „Timajosie” Demiurg tworzy świat na podstawie Idei. Demiurg Kaczyński nie mógł stworzyć nowej rzeczywistości IV RP bez jakiejkolwiek idei. Dwa miesiące temu zapowiedziano nam tytułowy cud i „drugą Irlandię”. Być może narzekam za wcześnie, gdyż rząd miał mało czasu aby cokolwiek wdrożyć w życie. Nie kwestionuję tego. Po miesiącu nie można oczekiwać, że wskaźniki wzrostu PKB znacząco się zmienią, ale charakterystyczny jest brak zapowiedzi zmian i reform. Na wielką reformę kraju pod rządami PO-PSL liczyć nie było można, gdyż to koalicja prawego skrzydła nieboszczki UW (PO) i ZSLowskich aparatczyków (PSL), a nie nowa jakość polityczna. Ale zapowiadano nam liczne zmiany gospodarcze. Tymczasem po wygranych wyborach PO schowała najpierw hasło podatku liniowego, a ostatnio zaczyna się wycofywać nawet z idei zniesienia obowiązkowego podatku w postaci abonamentu. Oczywiście, zniesienie abonamentu nie jest to reforma przełomowa, mogąca stworzyć jeśli nie IV RP, to przynajmniej taką RP III i ½, ale przynajmniej jakieś małe „reformiątko”, pierwsza jaskółka zapowiadanych przez PO reform gospodarczych. A przecież to właśnie radykalne reformy wolnorynkowe stanowić miały oś programu tej partii. Powtórzę raz jeszcze: nie oczekuję, że rząd Donalda Tuska w ciągu miesiąca czy dwóch zmieni system gospodarczy naszego kraju. Oczekiwałem jednak, że w bardzo krótkim czasie przedstawi swój program gospodarczy w postaci projektów ustaw. Jestem w stanie zrozumieć, że nie przedstawiono tych projektów w dniu expose premiera, skoro rząd był koalicyjny i należało porozumieć się z PSL. Ale uważałem, że mam prawo oczekiwać, że w krótkim czasie projekty tych ustaw zobaczymy i trafią one do Sejmu. Czas leci, a nic się nie dzieje. Pozwala mi to już nie tylko snuć oszczercze podejrzenia, ale wprost stawiać tezy, że wygrywając wybory PO takich planów nie miała i wizja „drugiej Irlandii” to taka sama fatamorgana pijarowska jak błazeńskie hasło IV RP. Program rządu zaczyna się rysować jasno: istotą rewolucji PO jest wymiana kadrowa w administracji i spółkach skarbu państwa odziedziczonych po Jarosławie Kaczyńskim. Wziąwszy zaś pod uwagę, że istotą rewolucji PiSu była wymiana kadr w administracji i spółkach skarbu państwa odziedziczonych po tandemie Marek Belka – Leszek Miller, to wynika z tego, że mamy do czynienia z klasyczną dla polskiej polityki zasadą kontynuacji. Zwracam uwagę na słowo „kontynuacja”. Rządy PO nie są bowiem – wbrew temu co głosi Jarosław Kaczyński – „restauracją III RP”, gdyż nie ma możliwości ani potrzeby restaurowania czegoś, czego nigdy nie burzono, ani nawet nie uszkodzono. Rząd PiS był przecież radykalną i twórczą kontynuacją demokratycznego socjalizmu III RP tyle, że pod piłsudczykowskimi hasłami. Rząd PO-PSL nawraca teraz do świeckiej tradycji III RP i będzie budował socjalizm pod hasłami praw człowieka, demokracji i postępu. W miejscu tym docieramy do sedna polskiej polityki. Wszystkie przemiany polityczne w naszym kraju rozgrywają się na poziomie personalnym. Jest masa gadania, obiecywania i ruszania ozorami w czasie kampanii wyborczej. Po czym, gdy partia zdobywa władzę, to obsadza swoich ludzi w ministerstwach, agencjach i spółkach skarbu państwa i ogłasza, że zbudowała już „europejski model demokracji”, „IV RP” czy „drugą Irlandię”. Partie opozycyjne zaczynają wtenczas krytykować rząd, że ten nie wciela „niezbędnych reform”, same ogłaszają takie wielkie reformatorskie plany (oczywiście na odpowiednio wysokim poziomie ogólności pozbawionym konkretów) i dochodzą na nich do władzy w kolejnych wyborach, obsadzają stanowiska w administracji i spółkach. I tak w kółko... Nic z tego zupełnie nie wynika, a Najjaśniejsza Rzeczypospolita jak była w ogonie Europy tak jest i – abym był złym prorokiem – będzie nadal. Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka