Adam Wielomski Adam Wielomski
133
BLOG

Konserwatyzm demokracji

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 7
Dziewiętnastowieczni myśliciele konserwatywni i liberalni byli przerażeni demokracją z powodu jej rewolucyjnego impetu. Zasada suwerenności ludu kojarzyła się z epizodem rządów jakobińskich we Francji, a następnie z krwawymi ruchawkami Wiosny Ludów i Komuny Paryskiej. Czy demokracja nadal zachowuje ten rewolucyjny charakter? Bynajmniej. Demokracja jest w tej chwili jednym z najbardziej zachowawczych systemów politycznych. Friedrich August von Hayek napisał kiedyś znany tekst „Dlaczego nie jestem konserwatystą?”, gdzie stwierdził, że konserwatyzm kojarzy mu się z socjaldemokratym status quo. Oczywiście, nie chodziło mu tu o konserwatyzm jako filozofię polityczną, lecz jako pewną zachowawczą postawę. Zauważmy w tym miejscu, że rewolucyjny charakter demokracji – który cechował ten system w XIX wieku – uległ wyraźnemu wyczerpaniu. Demokrata z XIX wieku był politycznym radykałem, który chciał odsunąć od władzy elity i dać władzę ludowi; był radykałem społecznym, który podnosił rękę na własność „wyzyskiwaczy” i „klechów”; był radykałem cywilizacyjnym, który niósł gnozę emancypacji od religijnego „zabobonu”. Program ten 200 czy 150 lat temu wydawał się ultraradykalny. Gdy konserwatyści z tamtej epoki czytali pisma Giuseppe Mazziniego, Adama Mickiewicza czy Felicité La Mennais’go to zapewne byli przerażeni. Jeśli czytamy te teksty dziś, to przestały budzić trwogę: wszystkie zawarte tam idee zostały zrealizowane. Podobnie jest z „Manifestem komunistycznym”, którego część postulatów (wywłaszczenie ziemian, progresja podatkowa, nacjonalizacja środków transportu, etatyzm, państwowa edukacja) niegdyś budziły trwogę, a dziś stały się częścią socjaldemokratycznej „reality”. Demokracja była więc rewolucyjna na tle tradycyjnego społeczeństwa, pamiętającego realia przedrewolucyjne. Po 150 latach władania politycznego, demokraci dawno ukończyli już egalitarną rewolucję, ukonstytuowali nowy porządek, przegnali stare elity i stworzyli własne „grupy trzymające władzę”. Socjaldemokratyczny porządek współczesnych krajów zachodnich to realizacja wizji społecznej demokratów, tyle, że bez zastosowania szubienic i gilotyn. Żyjemy przeto w epoce, gdy reżim demokratyczny ukonstytuował swój egalitarny świat i nie chce go zmieniać. Owszem, bandy wyjących feministek czy homosiów żądają jeszcze poszerzenia „emancypacji” w tą czy tamtą stronę, ale to są szczegóły, niuanse demokratycznego systemu społeczno-politycznego. I w tym momencie demokracja po prostu musiała utracić charakter rewolucyjny, skoro rewolucja demokratyczna już się dokonała. Demokraci europejscy ogłosili tedy „konserwację” i pogłębianie status quo. W ten sposób demokracja przekształciła się w system zachowawczy, konserwatywny, chciało by się rzec, reakcyjny, broniący zapamiętale państwa demokratycznego socjalizmu przed wszelkimi „rewolucjonistami” tak z lewej strony (komuniści), jak i z prawej (konserwatyści, konserwatywni liberałowie). Jeśli Czytelnicy powątpiewają w konserwatywny charakter demokracji, to proszę przytoczyć przykłady, gdy w wyniku demokratycznych wyborów w Europie kontynentalnej do władzy doszła siła polityczna, która odrzuciła demokratyczny socjalizm? Nasze pierwsze skojarzenie to oczywiście dojście do władzy NSDAP w Niemczech (1933), ale proszę sobie uzmysłowić, że to jest nasze pierwsze i... ostatnie skojarzenie. Demokracje bowiem nie są praktycznie nigdy obalane na drodze demokratycznej. Wywracają je zwykle zamachy – od Piłsudskiego po Pinocheta – a nie wybory. Co więcej, nawet radykalne niezadowolenia społeczne z panującego systemu kanalizowane są w kolejnych wyborach. I albo demokratyczny system obalony zostanie siłowo z zewnątrz, albo skanalizuje niezadowolenie w postaci wyboru jakiejś siły politycznej, która ogłosi „cudowną” recepturę na naprawienie sytuacji kraju. Gdy cud się nie ziści, wtenczas niezadowolenie zostanie skanalizowane – w kolejnych wyborach – przez nową (starą) partię. Mieliśmy z tym do czynienia w Polsce, gdy najpierw niezadowolenie społeczne po ujawnieniu „rywinlandu” zostało skanalizowane w pustym haśle IV Rzeczpospolitej, a potem niezadowolenie z demagogicznych rządów PiS znalazło wyraz w powrocie do władzy prawego skrzydła nieboszczki UW, w postaci PO, której hasłem „drugiej Irlandii” udało się przykryć swoją udecką twarzyczkę i przedstawić się jako partia złożona z „nowych” ludzi. Konserwatyzm demokracji nie polega jedynie na kołowrocie partii i ludzi. Rzecz nie tylko w tym, że przegrani wielokrotnie politycy bezustannie wracają do władzy i budują socjalizm w przebraniach nowych partii i z nowymi hasłami (i ekipami pijarowców). Cechą charakterystyczną demokracji jest także to, że przypomina tajfun na oceanie. Na wierzchu są wielkie fale, wiry, potężny wiatr walki politycznej, zmagania się partii o władzę, a ludzi o stołki. Ale wystarczy zanurzyć się 20 metrów pod wodę, aby zobaczyć tu absolutną ciszę i panujący bezruch. Tak jest i z demokracją: na górze trwa permanentna walka partii i ludzi o władzę, a tam, gdzie oko wyborców nie sięga, tam trwa bezruch socjalizmu. Demokratyczne spory dotyczą bowiem nie istoty socjaldemokratycznego systemu – ten jest nie do ruszenia – ale tego, kto, która partia będzie tym biznesem zarządzać. Spory SLD, PO, PiS i PSL o władzę to ten tajfun na powierzchni oceanu, który codziennie obserwują widzowie, pasjonują się nim, przeżywają potyczki słowne leaderów partyjnych i partyjnych fuhrerków w telewizyjnych studiach. Ale te wielkie poruszenia nie mają odzwierciedlenia w głębinie socjalistycznego oceanu współczesnego państwa. Spory dotyczą wszak nie istoty systemu, ale tylko tego, kto będzie nim zarządzał; kto ile będzie miał miejsc w Sejmie, kto ile ma ministerstw, sekretarzy stanu, dyrektorów departamentów; posad w agencjach rolnych i spółkach skarbu państwa. Ale co do socjalistycznego charakteru państwa panuje konsensus. I na tym właśnie polega konserwatywny charakter demokracji. Adam Wielomski

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka