W mediach trwa właśnie nagonka na bpa Leszka Sławoja Głódzia, który ma zastąpić odchodzącego na emeryturę abpa Gocłowskiego, znanego z miłości do Platformy Obywatelskiej i wyuzdanego modernizmu religijnego. Nie jestem tym faktem wcale zdziwiony. Przecież liberalne media – w czasie Afery Wielgusa – przyzwyczaiły się, że aby być w naszym kraju hierarchą katolickim, należy uzyskać ich „świecką inwestyturę”. Na portalu konserwatyzm.pl uprzedzaliśmy, że jeden przypadek podważenia przez świeckich (dziennikarzy) nominacji idącej z Rzymu jest niebezpiecznym precedensem, prowadzącym wprost do demokratyzacji Kościoła i ustanowienia rządów „ludu Bożego”. Wiele osób wtedy nas nie słuchało - zarzucając nam, że bronimy "agenta" - uwiedzionych przez demokratyczno-jakobińskie hasła Pawła Milcarka i Tomasza Terlikowskiego.
Nie ma jakiegokolwiek logicznego powodu, aby media – gdy raz wywalczyły sobie prawo obalania katolickich biskupów – zaprzestały wykonywania tego prawa. Pretekst pod którym się to dzieje, jest drugorzędny. Raz będzie to fakt rzekomej „agenturalności”, teraz mamy powód w postaci „konserwatyzmu” i „sympatii do Radia Maryja”; jutro będzie to sprzeciw wobec aborcji. Dokonano niebezpiecznego wyłomu w nie wzruszalnej zasadzie: to Papież decyduje, kto jest biskupem i kto pełni jaką funkcję w Kościele.
Dylemat: albo władza od Boga, albo od suwerennego ludu nadal pozostaje aktualny i nie ma tu możliwości znalezienia rozwiązań pośrednich.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka