Adam Wielomski Adam Wielomski
559
BLOG

Złe z miasta idzie...

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 8
„Kiedy się wszystko teraz na wsi tak radośnie zieleni, dziwno mi, że niektórym ludziom przyjemnie w zadymionym mieście”. Tako rzecze Euzebiusz w pierwszych linijkach „Zbożnej biesiady” Erazma z Rotterdamu.

Problem z miastem nie polega jednakże tylko na tym, że jest „zadymione”, zresztą obecnie jest jeszcze zakorkowane i przeludnione na skalę apokaliptyczną, która dla Erazma była nie do pomyślenia. Istota problemu tkwi w tym, że wielkie miasta są po prostu intelektualnie chore. Miasto to nic innego niż – jako napisał Nicolas Gómez Davila – „świat po katastrofie demograficznej”, to miejsce, gdzie na niewielkiej przestrzeni skupiło się zbyt dużo ludzi.

Zjawisko nadmiernego skupienia prowadzi do psychicznych i intelektualnych aberracji, które możemy obserwować spoglądając na intelektualne nurty, które rodzą się w mieście. Jeśli spojrzymy sobie na wszystkie wielkie i niszczycielskie ideologie nowożytności, to ich cechą charakterystyczną jest to, że są one produktem miejskim. Można oczywiście wskazać, że ideologie powstają w miastach, gdyż tu są książki i biblioteki i taki Karol Marks nie napisałby swoich dzieł bez pobliskiej biblioteki British Museum. Czasami intelektualista wyjeżdża na wieś, aby napisać książkę, ale sam jej pomysł zawsze powstał w mieście.

Byłbym jak najdalszy od poglądu, że zjawisko to wynika z faktu, że my, wieśniacy jesteśmy ludźmi „niepiśmiennymi” i tym różnimy się od miastowych, że oni to są „wykształciuchy” wymachujące pysznie kwitami pokończonych szkół. Wspomniany wcześniej Gómez Davila napisał w jednym ze swoich aforyzmów coś takiego: „Najkrótszą i najdokładniejszą definicję prawdziwej cywilizacji napotkałem u Travelyana: A leisured class with large and learned libraries in their country seats (Klasa próżniacza z jej wielkimi i uczonymi bibliotekami w wiejskich domach)”. Innymi słowy: wieś nie jest z natury niepiśmienna, lecz stała się taką. Stała się taką, gdyż nie mieszka na niej już a leisured class with large and learned libraries in their country seats. Dlaczego nie mieszka? Dlatego, że „klasa próżniacza” na wsi to szlachta (ziemiaństwo), którą wymordowano w ostatnich stuleciach w imię szczęścia zapowiadanego przez miejskie ideologie. Na zachodzie Europy szlachtę wymordowano w imię Wolności, Równości i Braterstwa na przełomie XVIII i XIX wieku; między Warszawą a Władywostokiem w pierwszej połowie XX wieku w imię – jakże miejskiej ideologii – „społeczeństwa bezklasowego”.

Zauważmy, że wszystkie rewolucyjne ideologie nowożytne narodziły się w miastach. Stłoczeni w ciasnocie ludzie wykazywali liczne psychiczne bolączki, cierpieli na rozmaite kompleksy wynikłe ze stłoczenia ich na zbyt małym terytorium, a więc dali się tym ideologiom porwać. Doszedł do tego jeszcze mechanizm odkrytej w XIX wieku tzw. psychologii tłumu, w wyniku której „sfora ludzka” (piękne określenie Eliasa Canettiego) stadnie rzuciła się do mordowania innych ludzi z powodu ich pochodzenia klasowego, rasowego, narodowego i jakiegokolwiek innego. Miejskie sfory ludzkie rzucają się bowiem na „innego”. Jedną z zasadniczych cech miasta jest radykalna homogeniczność: wszyscy są tacy sami; tak samo są ubrani, mają ten sam akcent, lubią te same rozrywki. Dlatego w mieście zawsze panowały rozmaite mody, czyli zmienności gustów w ramach ludzkiej sfory. „Inny” nie pasuje do kolektywu.

Cechą charakterystyczną miasta jest tłum, czyli zanik wszelkiej indywidualności. Wszyscy zjednoczeni, zuniformizowani, skolektywizowani, tacy sami. Cechą charakterystyczną masy jest jej identyczność. Zauważmy, że wszystkie miejskie ideologie mają charakter kolektywny i to co je różni, to tylko rozmiary uniformizacji. Najpierw był więc liberalizm, który głosił, że wszyscy ludzie z natury są równi i potencjalnie mogą być tacy sami; potem socjalizm, który ogłosił, że równość może być kompletna, a potem faszyzm i komunizm, które nie tylko były kolektywistyczne, ale wprost nawoływały do eksterminacji wszystkich tych, którzy nie pasowali do stadnego charakteru kolektywu narodowego czy klasowego.

Miasto z natury ma więc skłonności rewolucyjne. Ludzie miastowi nie umieją kontemplować piękna naturalnego porządku i harmonii, które wyszły z ręki Boga. Nie możemy zresztą się dziwić: jak kontemplować piękno i harmonię świata naturalnego, skoro był on im nieznany? Przecież miastowi widzieli tylko dym, stosy cegieł, konstrukcje z betonu – to nie jest Landschaft charakterystyczny dla człowieka. Jeden spacer po lesie więcej uczy o naturze świata, niż grube książki miejskich intelektualistów, którzy spędzili dziesięciolecia zamknięci w czterech betonowych ścianach.

Ludzie miastowi mieli jedną trafną obserwację: świat w którym żyją jest nienormalny, jest „niesprawiedliwy”, panuje to „wyobcowanie” i jest niezgodny z „prawem natury”. Dokładnie tak: wasz miejski świat jest właśnie taki! Nikt mi nie powie, że zamieszkiwanie bloku z wielkiej płyty jest normalne. Gdy wchodzę do mieszkania w bloku o powierzchni 40m2, także czuję się „wyobcowany”, „wyalienowany” i „odczłowieczony”. Wystarczy aby do takiego M3 weszło ze 7 osób i po pół godzinie panuje tu potworny zaduch, a temperatura staje się nie do zniesienia. Tak, życie w czymś takim jaskrawie zaprzecza „prawu natury” i wszystkim „prawom przyrodzonym” i „prawom człowieka i obywatela”. Macie pełną rację co do diagnozy.

Ale nie macie – o wy, miastowi – racji co do lekarstwa. Przypominacie rybki zamknięte w małym akwarium, które już sobie nie umieją wyobrazić pływania po otwartej przestrzeni jeziora; które już nie rozumieją, nie wiedzą co to jest jezioro. Dlatego domagają się „reform” w akwarium, polegających na „sprawiedliwszym” podziale robaków, które wrzuca właściciel.

Tak jak te rybki akwariowe chcecie rewolucji takiej, aby życie w akwarium było sprawiedliwsze i bardziej egalitarne. Tym samym chcecie tylko reformy akwarium, aby było tu mniej „niesprawiedliwości”, aby karpik nie dostawał więcej robaków niż welonki tylko dlatego, że jest większy. Dlatego wszystkie welonki stwierdzają, że „każda ryba jest równa” i w rewolucyjnym zrywie mordują karpika, gilotynując go; ewentualnie wywożą go na Syberię, jeśli welonki są czerwone. Jeśli welonki mają kolor brunatny, to ogłaszają karpika „Żydem” i wysyłają go do komory gazowej.

Miejskie ideologie mają więc na celu uporządkowanie nierzeczywistego świata, gdzie ludzie gnieżdżą się stadnie w dziuplach z betonu. Nie są ideą buntu wobec betonowego więzienia, a jedynie chcą tak wszystko ustawić, aby betonowa klatka była „sprawiedliwsza” i bardziej zjadalna. Ale, ponieważ jest to niemożliwe, to w sumie ograniczają się do eksterminacji tych, którzy w betonie nie mieszkają i mieszkać nie chcą – owej a leisured class with large and learned libraries in their country seats.

Inny problem to kwestia: jaką ci biedni miastowi ludzie mają alternatywę? Nowożytność wyzuła ich ze wszystkiego, wygnała z naturalnego dla człowieka świata wiejskiego, pozbawiła zapachu trawy, kwiatów i drzew. Miastowi znają tylko namiastkę tej autentycznej rzeczywistości w postaci majówki za miastem, parku z asfaltową ścieżką i kwiatka w doniczce. Miastowi są dumni, że nie są „wsiokami” i mieszkają w bloku. To duma pozorna, leczenie kompleksów. Każdy miastowy chciałby rzucić swoje betonowe więzienie i mieszkać na wsi. Jeśli któryś z miastowych czyta te słowa i twierdzi, że tak nie jest, to się myli – mieszkając w bloku od pokoleń po prostu już sobie nie umie wyobrazić świata w którym porankiem wychodzi się w szlafroku do ogrodu z filiżanką pachnącej kawy w ręku.

Ale fakt jest faktem – miastowi nie mają gdzie wrócić, gdyż nie mają korzeni. Są skazani na beton, korki i smród – oto „świat po katastrofie demograficznej”. Przykro mi, ale nie mam dla Was ratunku: nie wiem jak przesiedlić Was na wieś, bo jest was za dużo. Ja rozumiem tego walniętego na głowę Pol-Pota, który wymordował całą miejską ludność Kambodży: on po prostu rozumiał, że miasto to choroba i zaaplikował swojemu krajowi lekarstwo zbrodnicze, jedyne jakie znał. A gdzie je poznał? W mieście – był wszak doktorem filozofii, na Sorbonie – a ta mieści się w ośmiomilionowym Paryżu...

Adam Wielomski


www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka