Czy kontrrewolucjonista może trafić do więzienia z powodu „godzenia w ustrój” (demokratyczny) i „sojusze” (członkostwo w UE)? Póki co, nie może, gdyż nie ma odpowiednich artykułów prawnych. Głoszenie podobnych poglądów na razie jedynie wyklucza „z głównego dyskursu politycznego”; grozi, że osoby poglądy takie głoszące nie zostaną zaproszone do „Teraz My” w TVN lub wyśmiane w „Szkle kontaktowym”.
Ale to się zmieni. Tomasz Hobbes w „Lewiatanie”, jeszcze w XVII wieku, napisał, że suweren ustala co jest prawdą, a co nie jest i co wolno głosić, a czego nie wolno; co wolno myśleć, a czego nie wolno, gdyż suweren ma prawo czynić wszystko „poza zmianą płci poddanych”. Biedny Hobbes! Wpisał zmianę płci, gdyż uważał, że w ten sposób pokazuje, że suwerenowi wolno wszystko co ludzkie, podczas gdy dziś różne dziwaczne osobniki zmieniają płeć jak popadnie! Ale faktycznie - ustalanie co wolno głosić, a czego nie wolno jest domeną suwerena.
Czy liberalne demokracje też to czynią? Oczywiście. W konstytucji RP mamy zapis, że nie wolno głosić poglądów totalitarnych, czyli faszystowskich i komunistycznych. Nie stoi to ponoć w sprzeczności z tym, że Ministerstwo Kultury od lat dotuje promującą Lenina „Krytykę Polityczną”. Kraje demokratyczne ganiają także, za pomocą prokuratorów, tzw. rewizjonistów holocaustu. Powiedzmy sobie szczerze: póki co, państwa demokratyczne ganiają faszystów lub dziwaków, których ganiać powinni profesorowie historii, a nie prokuratorzy. W sumie mamy do czynienia z marginesem, a więc państwo demokratyczne – za pomocą demokratycznych procedur – ustaliło, że poglądy pewnych mniejszościowych, a specyficznych grup powinny być zakazane. Co więcej, ja uważam, że liczbę tych grup należy zwiększać i dopisałbym tu komunistów, socjalistów, sekciarzy czy aktywistów homoseksualnych (mowa o aktywistach politycznych). Tak, państwo ma pełne prawo skasować grupy, które zagrażają czy to jego egzystencji, czy obrażają tzw. moralność publiczną.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że dążymy do tego, że państwo demokratyczne ma zamiar zakazać wolności wypowiedzi nie jakiejś mniejszościowej grupie, ale... większości. Wystarczy bowiem włączyć telewizor: Robert Biedroń; włączyć radio – Biedroń; wziąć gazetę – Biedroń. I bynajmniej nie są to relacje z procesu inkwizycyjnego czy wykonania wyroku na „sodomicie” (jak to kiedyś fajnie nazywano). To nie są relacje z tego, jak Robert Biedroń jest prześladowany; to są opowiastki Roberta Biedronia, w których w kułak naśmiewa się z tego, co przez tysiąclecia nazywano mianem „normalności”.
Pojawia się pytanie: do czego dąży on i jemu podobni aktywiści homoseksualni? Oczywiście, nie chce on tolerancji (czyli tolerowania jego obecności, mimo że uważany jest za chorego – to wszak ma i nie musi o to nikogo prosić). Żąda on równouprawnienia swojego światopoglądu, a więc akceptacji dla tego, co większość normalnych ludzi uważa za zboczenie.
Pojawia się pytanie: czy gdyby TVN i „GW” wywalczyły dla homosiów ową akceptację, to Kampania przeciwko Homofobii dokonałaby samorozwiązania? Oczywiście nie i udało się nam ostatnio dowiedzieć jakie są rzeczywiste cele homoseksualnego „aktywu”.
Przed paroma dniami w Wielkiej Brytanii przyjęto ustawę o zwalczaniu rasizmu, nietolerancji itd., gdzie różne formy rasizmu i ksenofobii mają być penalizowane. O mały włosek, a w ustawie zapisano by także, iż „homofobia” jest przestępstwem. Innymi słowy: za te akapity mojego tekstu, które Państwo przeczytaliście, mógłbym trafić do więzienia. Przecież pojawiły się tu słowa: „zboczenie”, „leczyć”, „homosie” – toż to przejawy homofobii jak cholera!
Na szczęście, w ostatniej chwili z ustawy wykreślono penalizację „homofobii”. Ale to ciekawy przypadek: każde badanie ankietowe wykaże, że przeciętny Polak, Anglik, Niemiec, Rosjanin czy Amerykanin powie, że normalność kojarzy mu się z tym, że facet patrzy na nogi koleżanek, a nie kolegów. Tymczasem, wedle tego prawa, już samo spytanie się co jest „normalne”, a co jest „nienormalne” byłoby zagrożone karą więzienia (o ile mnie pamięć nie myli: do lat 7). Ale przynajmniej już wiemy jakie są rzeczywiste cele organizacji homoseksualnych: chcą wpakować do więzień 98% obywateli narodów pośród których homosie mieszkają; czyli, albo wsadzić nas wszystkich do pierdla, albo tak sterroryzować, abyśmy się bali powiedzieć głośno, co uważamy za normalność!
Janusz Korwin-Mikke napisał kiedyś, że jego zdaniem homosie konsekwentnie dążą do tego, aby wywołać pogromy. Cóż, jeśli 2% próbuje siłą sterroryzować 98%, to może się to skończyć krwawo. I okaże się, że ks. Trytek wypowiedział niedawno... prorocze słowa.
Adam Wielomski
www.konserwatyzm.pl
Inne tematy w dziale Polityka