Kazimierz Marcinkiewicz objawił ostatnio (24.05.2008) Polsce prawdę, że będąc premierem był podsłuchiwany przez służby specjalne na polecenie Prezydenta RP. To bardzo poważne oskarżenie, które winno doprowadzić do zejścia ze sceny politycznej albo byłego Premiera, albo urzędującego Prezydenta.
W normalnych krajach znani politycy ostrożnie szermują poważnymi oskarżeniami odnośnie innych polityków, gdyż postawienie zarzutów fałszywych w najlepszym razie kończy się zejściem ze sceny politycznej, a w najgorszym, kryminałem. Polska, niestety, do normalnych krajów się nie zalicza. Czy pamiętacie Państwo tzw. sprawę Oleksego oskarżonego, że jest rosyjskim szpiegiem o kryptonimie „Olin”? Wtedy Minister Spraw Wewnętrznych z trybuny sejmowej stwierdził, że Prezes Rady Ministrów jest zagranicznym szpiegiem. Jaki sprawa ta powinna mieć finał? Albo premier był rzeczywiście szpiegiem i powinien zostać aresztowany, postawiony przed sądem i rozstrzelany; albo minister publicznie pomówił go, aby wywołać kryzys polityczny i doprowadzić do przewrotu. Za takie działania powinien zostać aresztowany, osądzony i postawiony przed plutonem egzekucyjnym. Albo albo.
No tak, ale tak by się stać mogło jedynie w „normalnym” kraju. Ja właściwie po dziś dzień się nie dowiedziałem: czy Józef Oleksy był rosyjskim agentem, czy Andrzej Milczanowski kłamał? Nie tylko bowiem obydwaj żyją, ale żaden nawet nie siedzi za kratami. Tak jakby „afery Oleksego” nigdy nie było! Panowie się opluli, skłócili, obrzucili piaskiem po oczach i... nic. Nie ma winnych, nigdy nie było żadnej sprawy.
Tak być nie może. Zdaję sobie sprawę z tego, że tzw. suwerenny lud powierza zwykle rządy rozmaitym głupkom, ale skoro powierza im – na własne nieszczęście – poważne funkcje, to należy karać na gardle za wybryki, które zagrażają autorytetowi państwa. Jako wyborca wyrażam oczekiwanie, że Kazimierz Marcinkiewicz udowodni przed sądem lub komisją śledczą, że był podsłuchiwany na rozkaz Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jeśli nie będzie w stanie tego zrobić, to następnym miejscem jego pracy powinna być cela więzienna. Jeśli będzie w stanie to dowieść, to Lech Kaczyński nie powinien być dłużej prezydentem.
Jak znam standardy „dyskursu publicznego w demokratycznej RP”, to ani Marcinkiewicz nie przedstawi dowodów, ani nie trafi do celi. Podobnie jak przy aferze Oleksego sprawa rozejdzie się po kościach i nie będzie wiadomo kto gonił, a kto był króliczkiem.
Co do jednego jestem pewien – to nie jest tak, że Marcinkiewicz coś tam sobie rzekł, czy coś mu się „wyrwało”. Jego słowa na łamach „Dziennika” nie były przypadkowe. Przeciwnie, redakcja tej gazety chyba starannie przygotowała się do tej rozgrywki politycznej. Kilka dni przed oświadczeniem byłego premiera „Dziennik” zaczął drukować po kawałku wielki tekst o Lechu Kaczyńskim pióra Michała Majewskiego i Piotra Reszki, który pokazuje urzędującego Prezydenta jako politycznie niesamodzielnego, uzależnionego od brata i gotowego dla niego zrobić wszystko (aż prosi się spytać: nawet podsłuchiwać Premiera?). Trudno wprost uwierzyć, aby przypadkowo w tej samej gazecie publikowano – jako główny tekst poszczególnych numerów – wielki tekst pokazujący Prezydenta RP jako osobę nieodpowiednią do pełnienia władzy oraz wyznanie Kazimierza Marcinkiewicza, że był inwigilowany na rozkaz tegoż Prezydenta. W jednym tekście mamy tezę, że Lech z miłości do Jarosława gotów jest zrobić wszystko, a obok mamy stwierdzenie byłego premiera, że z miłości do brata Lech Kaczyński kazał go inwigilować!
Nie mam zamiaru twierdzić, że Lech Kaczyński jest dobrym prezydentem, bo nie jest, choć problemem nie jest jego polityczna niesamodzielność. Zachowuje wszak decyzyjność, nawet jeśli rzeczywiście decyzje te podejmuje jego brat. Ale są podejmowane i jedyne co można powiedzieć, że wyborcy wybrali Prezydentem Lecha, a rządzi Jarosław. Katastrofalne są osobiste poglądy Lecha Kaczyńskiego, umiejscawiające go gdzieś na lewym skrzydle obozu sanacyjnego, gdzieś na lewo od tzw. naprawiaczy. Z sanacją łączy go wściekła antyrosyjska fobia, co możemy zaobserwować choćby w upatrywaniu głównego naszego sojusznika na wschodzie w Gruzji. Ale w kwestiach światopoglądowych, europejskich to nawet nie jest to sanacja, ale nieboszczka Unia Wolności.
Mimo to taktycznie trzeba Prezydenta Kaczyńskiego bronić. Czy strzał Marcinkiewicza to był ślepak? Może. A może był to strzał z pistoletu startowego: sygnał, że czas zastanowić się nad procedurą „impeachementu”? Kaczyński może i poglądami pasuje do Palikota, ale notowania rządu Tuska zaczynają spadać. Trzeba przesunąć wybory prezydenckie...
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka