Rosyjski wymiar sprawiedliwości uznał ostatnio, że nie jest możliwe aby rodziny ofiar zbrodni katyńskiej mogły dochodzić swoich roszczeń przed tamtejszymi sądami. Rzekomo roszczeń takich dochodzić mogłyby wyłącznie same ofiary, czyli pomordowani...
Stwierdzenie to oczywiście jest absurdalne, gdyż osoba zamordowana z natury rzeczy nie może już dochodzić swoich praw. Gdyby więc takie orzeczenie wydano w kraju takim jak Polska, to można by naigrywać się z kretynizmu wymiaru sprawiedliwości, gdyż nie mielibyśmy wątpliwości, że ocena taka byłaby produktem oddolnej radosnej twórczości jakiegoś prokuratora czy sędziego. W Rosji jednak panują inne warunki i prokurator czy sędzia kierują się własnym osądem w sprawach drobnych, o charakterze kryminalnym. Gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze i polityka, to sprawy takie są „ręcznie sterowane”. Pytanie więc brzmi: kto i dlaczego kazał rosyjskiemu wymiarowi sprawiedliwości zrobić z siebie bałwana?
Na pytanie „kto?” nie ma prostej odpowiedzi, chyba, że jest się pisiakiem. Ci mają bowiem takie cudowne słówko „układ”, które wszystko wyjaśnia (czyli nic nie wyjaśnia). Ale faktycznie, jest pewne, że na jakimś wysokim poziomie zapadła decyzja, aby rodzinom pomordowanych w Katyniu – a tym samym Polsce jako takiej – dać pięścią po nosie. Nie dojdziemy pewnie nigdy kto konkretnie (ciało czy osoba) stoi za tą decyzją. Bardziej interesujące jest zresztą pytanie „dlaczego?”.
Dlaczego? Dlatego, że ostatnimi czasy polska polityka wschodnia uległa najgorszej mitomanii Romantyzmu i piłsudczyzny i rozpoczęła wojnę na całego z „Rosją taką jaka ona jest” (Fotyga). Od paru dobrych już lat sfory naszych Wallenrodów i Kordianów jeżdżą na wschód wspomagać wszystkie antyrosyjskie rewolucje i ruchawki: a to Kijów, a to „demokratyczna opozycja” na Białorusi. Ostatnio prawdziwym neosanacyjnym i neoromantycznym opium stała się Gruzja. Wprawdzie początkowo wydawało się, że „gruzjofilia” była wyłącznie namiętnością piłsudczyzny skupionej wokół braci Kaczyńskich, ale, niestety, także Radek Sikorski i rząd Donalda Tuska doszlusował do tego sanacyjnego ogonka. Pan Prezydent Lech Kaczyński – niby ks. Adam Jerzy Czartoryski – śle do Tibilisi wysłannika za wysłannikiem, aby budować wielki antyrosyjski front na Zakałkaziu, a czasami wręcz sam u naszych przyjaciół Gruzinów przebywa, gdzie machając zaciśniętą piąstką krzyczy, że Polska nie pozwoli na uszczuplenie terytorium Gruzji nawet o piędź ziemi.
Trudno mi powiedzieć czy Kreml bardzo czy tylko trochę przestraszył się zaciśniętej piąstki Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Raczej w to wątpię, gdyż budowana przez naszą dyplomację strategiczna „oś” Warszawa-Kijów-Tibilisi powstaje w konkretnym celu: chodzi o naszą „niepodległość energetyczną” w postaci zbudowania wielkiego rurociągu na naftę i gaz z Kazachstanu do Polski, co miałoby Polskę i Ukrainę zabezpieczyć przed ewentualnym perfidnym rosyjskim szantażem. Dlatego właśnie Gruzja jest tak bezcenna, gdyż to przez nią miałby tenże zbawienny rurociąg przechodzić. Politycznie jest to plan prawie genialny, ale ma jeden mały mankament: prorosyjski Kazachstan nie chce sprzedawać nam nafty i gazu... bez zgody Rosji.
W tej sytuacji Lech Kaczyński, wsparty przez czołówkę intelektualną PiSu, min Karola Karskiego, może ograniczyć się do tego w czym nasza romantyczna i piłsudczykowsko-powstaniowa ciżba tak znakomicie się wyspecjalizowała: w wielkich i patetycznych gestach „przeciwko Moskalowi”, co to jak „lawa” zalewa Redutę Ordona. Dlatego, przy ostatniej wizycie w Tibilisi, Pan Prezydent wstąpił na działo i spojrzał na pole, gdzie dwieście rosyjskich harmat grzmiało, po czym zaciśniętą piąstką pogroził stacjonującym w Abchazji rosyjskim dywizjom pancernym.
Na odpowiedź rosyjską nie trzeba było długo czekać: było nią właśnie uznanie, że rodziny pomordowanych w Katyniu nie mogą składać przed sądami rosyjskimi jakichkolwiek roszczeń. Po przejściowym ociepleniu kontaktów i zniesieniu embarga na polską żywność, to pierwszy antypolski krok Rosji. Długo prowokowaliśmy Kreml – i oto odnieśliśmy „sukces” – Rosjanie dali się sprowokować. Nasza klasa polityczna dowiodła swojego patriotyzmu rzucając ogryzkiem w niedźwiedzia. Niedźwiedź wstał i ryknął: „Nie lubię was”. A więc „patrioci” osiągnęli zakładane cele „na froncie walki z zagrożeniem rosyjskim”.
Panowie Romantycy – ja to wszystko byłbym nawet w stanie zrozumieć, ale co nam po rurociągu do Kazachstanu, skoro ten kraj nie chce sprzedawać nam ropy i gazu? Czy Gruzja naprawdę warta jest stanu wojny z Rosją?
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka