Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
353
BLOG

Tzw. recepta na kryzys. Pod rozwagę naiwnym publicystom

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Gospodarka Obserwuj notkę 7

Piszę tę notkę bo mnie nie tyle żółć zalała  ile boleść wypełniła przeczytawszy zarówno ostatnią notkę p. Janke jak i komentarze pod nią. Żle się dzieje nie tylko w krainie owianego mgłami elsynorskiego zamku ale i wszędzie gdzie ludzie nie wyciągają wniosków z zaszłości. A dokładniej z tzw. historii ekonomicznej. Otóż większośc przeważająca, właściwie identyfikując przyczynę obecnych problemów nie tylko Polski ale i całego Eurolandu (w sensie EU, my na szczęście nie jesteśmy w strefie euro, co osłabiło rzecz jasna mechanizm transmisyjny skutków załamania "gospodarczego" - umyślnie cudzysłów, albowiem to nie gospodarki się załamały, nie mechanizmy rynkowe nie potrafiły się przystosować do zmieniającego się otoczenia makroekonomicznego, o czym za chwilę) upatrują jednocześnie cudownych recept w takiej czy innej aktywności państwa jako instytucji regulacyjnej. Bład podstawowy myślenia i tyle. Kryzys obecny jest efektem przeregulowania Unii Europejskiej jako takiej, pobożnych życzeń, mówiących że każdą lukę rozwoju ekonomicznego można zasypać banknotami! A przecież widzieliśmy skutki takiego działania. Zupełnie niedawno, niejaki Rostov twierdził, że wystarczy afrykańskim państwom rolniczym nasypać w kieszeń europejskich funtów i marek i amerykańskich dolarów, żeby te "skokowo", tak jest! Skokowo! przebyły drogę od prymitywnej organizacji rolniczej do zindustrializowanego kraju.

Prawda jest inna, i nie kole może w oczy ale jak poskrobać, każdy, nie tylko specjalista do niej dojdzie. Owszem, UE sypało pieniędzmi i miało nawet mniej lub bardziej spektakularne rezultaty, i w Grecji, i w Hiszpanii i w Portugalii, ale jak widać "coś" się zacięło. Z prostego powodu. Do podajnika rozsypującego pieniądze nie był dołączony żaden rynkowy mechanizm regulujący rozdysponowanie i wykorzystanie tychże. Była dołaczona natomiast masa mechanizmów administracyjnych, które polegały na tłumaczeniu m.in. przedsiębiorcom, że dysponent (Instytucja Zarządzająca, Instytucja Pośrednicząca i Instytucja Pośrednicząca 2-go stopnia) wie ABSOLUTNIE i BEZAPELACYJNIE lepiej na co i w jaki sposób należy te pieniądze wydawać. I że wie to lepiej od przedsiębiorcy. Rezultat - częstokroć chcąc sobie nalać piwa, przedsiębiorca ów kupował browar, bo na ekologiczną produkcję piwa akurat były dotacje. W efekcie końcowym powstawały twory-potwory bez długofalowej ekonomicznej raison d'etre, ale za to wspaniale wypełniające "wskażniki rezultatu" tak ulubione przez brukselskich eurofederastów.

Jaka jest więc recepta na kryzys, załamanie rynkowe (które jest w istocie załamaniem systemowym, załamaniem biurokratycznego systemu rozdawnictwa)? wracamy tutaj do wzmiankowanej na wstępie lekcji historii ekonomicznej. Kto efektywnie i skutecznie wyszedł z Wielkiego Kryzysu lat 1929 - 1936 (a nie 1933, jak chcą niektórzy - pisanie, iż kryzys skończył się w 1933 r. dowodzi tylko albo:

a) amerykanocentryzmu - on jest dobry ale akurat nie tutaj, albo

b) syndromu papugi - skoro wszyscy tak mówią to ja bedę i się nie wgłębiam...)?

No ale to dygresja. No więc kto? Wszyscy wiedzą - Niemcy i Stany Zjednoczone. Bo New Deal, bo zbrojenia... I tu tkwi sedno sprawy. Oczywiście nie każe dziś jako recepty na "kryzys" (no już go tak nazywajmy, bo "załamanie systemowe" za długie jest aby być chwytnym określeniem - chociaż może i powinienem bo "chwytny" to jest pies myśliwski i przylga celebryty...) zbroić się, chociaż to akurat dość niezły pomysł, ani budować drugiej tamy Hoovera, zwłaszcza że się w Polsce nie zmieści. Wygrali ci, którzy zrobili DOKŁADNIE ODWROTNIE NIŻ RESZTA! W latach 30-tych odeszli od ścisłej adherencji doktryny szkoły austriackiej i zaczęli robić dokładnie odwrotnie.  I to właśnie trzeba teraz zrobić w Polsce i w całej Europie. Mniej Europy w Europie i mniej państwa w państwie. Kłopot polega na tym, że nie ma czegoś takiego, jak samoograniczająca się biurokracja. Biurokracja jest demokratyczna, owszem - każdemu ten sam idiotyzm, ale jest antyrepublikańska (w arystoteliańskim sensie), nie działa w interesie ogółu a jedynie w swoim. I jak widać na przykładzie Europy początku lat 2010-tych, efektem jej działania nie jest przejrzystość i transparencja, a jedynie zwiększenie się entropii.  I nad likwidacją tych "przyczyn bazowych" należy się zastanowić, a nie formułować lekkopółśrednie pięciopunktowe programiki bez żadnej podbudowy w badaniach i symulacjach albo lansować kolejnych "specjalistów" jako "zbawców narodu". Ostatnio I. Janke odkrył prof. Michała Kleibera, niewątpliwie człowieka nieprzeciętnego i nieszablonowego, ale, jak wnioskuję po przeczytaniu jego 10-punktowego programu, również wagi piórkowej jeśli chodzi o mechanizmy rynkowe. Chociaż to, co mówił o finansowaniu innowacji akurat trafia mi do przekonania, no ale dlatego jest prezesem PAN, ze m.in. rozumie jak się powinno finansować naukę.

Otwórzmy więc oczy. To nie tylko za duża biurokracja, ale przede wszystkim fakt, że biurokracja ciągnie za sobą totalitaryzm. Jak mawiał chyba von Mises albo może M. Rothbard, dalibóg, o północy nie pamiętam, a nie jestem B.K. żeby sobie googlać takie rzeczy, wybaczycie "tą razą" - totalitaryzm zaczyna się w momencie kiedy państwo mówi obywatelowi że wie lepiej niż on, co należy zrobić z jego pieniędzmi. A wszyscy (przynajmniej ci powyżej czterdziestki) doskonale wiedzą, że totalitaryzm zabija mechanizm rynkowy i prowadzi do nieuchronnej degrengolady gospodarki.

 

 

 

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Gospodarka