pixabay.com
pixabay.com
alamira alamira
1292
BLOG

Berlin - wygodne miasto do życia.

alamira alamira Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Wróciłem wczoraj z Berlina. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, byłem w tym miejscu przejazdem wielokrotnie, ale tym razem dwudniowy pobyt organizował Australijczyk  mieszkający od dwóch lat w Londynie. Usilnie próbujący nadrobić braki w wiedzy o europejskich narodach. Tak naprawdę mieliśmy jeden pełny dzień na zwiedzanie. Oto jego program tego dnia: Muzeum Terroru (lata 1933-1945), punkt Charlie gdzie przekraczano granicę między wschodnim i zachodnim Berlinem w czasach zimnej wojny, Muzeum Holocaustu, Brama Brandenburska i na koniec zwiedzanie Reichstagu.

Berlin jest dziś dużym i wygodnym do życia miastem. Przejazd z lotniska do centrum (25 km) kolejką kosztuje 4 euro. Za porównywalną przyjemność w Londynie trzeba zapłacić co najmniej 10 funtów. Podobnie cena miesięcznego biletu na korzystanie z komunikacji miejskiej w Berlinie jest kilkukrotnie mniejsza niż analogicznego biletu uprawniającego do korzystania z komunikacji w Londynie. Ceny wynajmu mieszkań też znacznie niższe. Jedno jest podobne: restauracji z miejscowym jedzeniem nie znajdzie się ot tak po prostu, chyba, że curywurst w imbissie na rogu albo fish and chips w barze z piwem zaspokoi nasze podniebienie. Jednak ceny w berlińskich restauracjach też wyraźnie niższe niż w londyńskich. Tyle prostych porównań.

Po całym dniu zwiedzania mętlik w głowie u Australijczyka rozwiałem przykładem z Timothy Snydera. W Danii przed wojną mieszkała podobna ilość Żydów co w Estonii. Kraje były zbliżone wielkością i panował tam podobny poziom antysemityzmu. Jednak ponad 90% Żydów z Estonii zostało zgładzonych, a ponad 90% Żydów z Danii ocalało. Kluczem do zrozumienia jest zachowanie państwowości. Tam gdzie państwo - nawet mocno uzależnione  od hitlerowskich Niemiec - przetrwało, tam Żydzi pozostali obywatelami ze wszystkimi swoimi prawami. Tam gdzie państwo zniknęło - jak w Estonii - Żydzi w zderzeniu z hitlerowską machiną nie mieli szans.

Dziwne że tego "klucza"  pomagającego zrozumieć wielkie liczby ofiar Holocaustu w muzeum nie było. 90 tys. ofiar Żydów estońskich w porównaniu do 7,2 tys Żydów duńskich. Szokujące porównanie. 

Jednak zaraz potem przychodzi refleksja: tych 7,2 tys. Żydów duńskich zostało wysłanych do obozów przez państwo duńskie. To policja duńska musiała tych ludzi schwytać. Urzędnicy duńscy zorganizowali spisy tej ludności a następnie wystawili papiery na ich wywóz do obozów poza granice Danii. 

Może to jest powodem że ten "klucz" do zrozumienia wielkich liczb przyporządkowanych europejskim państwom jest nieobecny. Jest niewygodny dla katów i ofiar. Potomkowie ofiar by zmierzyć się z tragiczną historią swojego narodu musieli potworzyć swoje "klucze - wytrychy" by mentalnie odnaleźć siły do budowania własnego państwa. Bez tych wytrychów byłoby im znacznie trudniej, a może zabrakłoby kapitały społecznego by się zorganizować w wrogim otoczeniu?  Na ich miejscu zrobiłbym to samo. Każdy zdrowy naród zrobiłby to samo. W interesie zachodnich, zwycięskich nacji było podobnie. Ten uniwersalny klucz do zrozumienia liczb ofiar i ocalonych nie leżał w ich interesie. Po co mieli by się narażać na niewygodne pytania? 

Pożegnałem się już z Australijczykiem i wracam samochodem na Górny Śląsk. Za Olszyną nitka autostrady w kierunku na Wrocław to nadal stare, hitlerowskie płyty betonowe kładzione w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Trzęsie niemiłosiernie, trzęsie jak zwykle. Ruch na tej autostradzie jest znacznie mniejszy niż na A 4. Ruch na zachód z Polski na południu biegnie naturalnie w kierunku na Drezno wzdłuż A 4. Przed wojną komunikacja z Górnego Śląska i Wrocławia skupiona była na Berlinie, stąd A 18 doprowadzająca dziś do ringu berlińskiego czyli obwodnicy Berlina. Podobnie było z koleją, można było wsiąść wczesnym rankiem do pociągu w Bytomiu , dojechać do Berlina, pozałatwiać urzędowe sprawy w stolicy i wrócić koleją późnym wieczorem.

Za zjazdem na Opole autostrada A 4 zaczyna wspinać się na Górę św. Anny. Ten jej przebieg osobiście sugerował Hitler, dla którego była miejscem magicznym. Nie dość, że to tutaj stoczono największą bitwę w czasie trzeciego powstania śląskiego to jeszcze była ona ewidentnie sukcesem Selbstschutzu Oberschlesiens (Samoobrony Górnośląskiej). Później w latach 1939- 45 władze niemieckie próbowały uczynić z Góry św. Anny "świecką świątynię" gdzie pielgrzymowały wycieczki szkolne i odbywały się państwowe uroczystości. Skłonność elity hitlerowskiej do tworzenia takich mistycznych miejsc jest nieprzypadkowa i warta osobnych studiów.

Ten samotny przejazd autostradą z Berlina do Katowic uświadomił mi jeszcze jedną rzecz. Po raz pierwszy w życiu byłem w Niemczech jako kraju docelowym (nie liczę wypadu do Dortmundu na mecz Borussii z Bayernem). Przez Niemcy przejeżdżałem natomiast kilkadziesiąt razy. Jako Ślązak mam wielu mieszkających na terenie Niemiec znajomych oraz - raczej  odległych -członków rodzin. Jednak nigdy nie spotykałem się z nimi na terenie Niemiec. Zawsze to oni przyjeżdżali na Śląsk. Nawet niespecjalnie zapraszali do siebie uznając, że dla nich też miejscem właściwym do podtrzymywania kontaktu jest Śląsk. Dlaczego tak jest?

Wiele przypuszczeń przychodzi mi do głowy. Na końcu pozostaje  mi to jedno. Nawet jak Ślązak mieszkający w Niemczech źle wypowiada się o państwie polskim i dobrze o niemieckim (a takich wbrew pozorom dziś jest już niewielu) to wgłębi duszy wie że jego wyjazd nie był dobrowolny. Wie że Górny Śląsk to jego miejsce na ziemi.







alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka