Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
108
BLOG

Dokumentalista oblicza wojny - Julien Bryan

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 0

Chciałbym przypomnieć postać wyjątkową w naszej historii - amerykański dziennikarz, dokumentalista z i miesiąca II wojny Światowej w Warszawie.

Bryan stwierdził:

image

Zdjęcie Juliena Bryana przedstawiające amerykańską ambasadę w Warszawie we wrześniu 1939

Gdyby Spartanie odżyli, to przed wami, Polacy, pochyliliby czoła[11].


W okresie dwudziestolecia zajmował się przygotowywaniem dokumentów o życiu ludzi w różnych częściach świata; skupiał się w nich na ukazywaniu codziennego życia i podobieństw do życia ludzi w USA[3].


image

Julien Bryan w Warszawie podczas filmowania Oblężenia

Julien Bryan - Julien Bryan (5 grudnia 1939). "Can Hitler’s Lightning War Do This To England.". Look Magazine: 10-13. United States Holocaust Memorial Museum, Fotografia #64497

Obrona Warszawy we wrześniu 1939 roku. Amerykański fotograf Julien Bryan filmuje podczas oblężenia Warszawy. Stoi on na szczycie barykady z płyt chodnikowych, która została wzniesiona by spowolnić postęp armii niemieckiej. Barykada mieściła się tam gdzie jest Szpital Praski w Warszawie.

Domena publiczna

File:Julien Bryan - Look - 64497 (crop).jpg

Utworzony: 1 września 1939

Położenie: 52° 13′ 8,6″ N, 20° 59′ 40,34″ E

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/transcoded/c/c6/Julien_Bryan_-_Siege.ogv/Julien_Bryan_-_Siege.ogv.160p.webm

Powrót do USA

Po powrocie do Ameryki Julien Bryan natychmiast opublikował swoje fotoreportaże z Polski zaatakowanej przez Niemców w miesięcznikach - „Life” 23 października oraz „Look” 5 grudnia 1939 r[6]. Taśmy filmowe zostały następnie wykorzystane do montażu czarno-białego filmu Oblężenie (Siege), obrazującego bohaterską postawę warszawiaków[7].


Film był wyświetlany w amerykańskich kinach wiosną 1940. Uzyskał nominację Amerykańskiej Akademii Filmowej do Oscara w 1941 roku w kategorii najlepszego krótkometrażowego filmu dokumentalnego[8]. Producentem i dystrybutorem była wytwórnia RKO Radio Pictures[5][9]. Sam film Siege ma 10 minut ale Julien Bryan nagrał w Warszawie aż 80 minut dramatycznego filmu, który udało mu się pokazać prezydentowi Rooseveltowi[10].


Bryan stwierdził:

Gdyby Spartanie odżyli, to przed wami, Polacy, pochyliliby czoła[11].

Obrona Warszawy

Do Warszawy dotarł 7 września 1939 z zamiarem dokumentowania życia miasta w okresie wojny. Od prezydenta Stefana Starzyńskiego otrzymał samochód, tłumacza i ochronę, by mógł bez przeszkód filmować miasto i pokazać światu dokument ukazujący niemieckie metody prowadzenia wojny totalnej i bombardowanie miasta przez Luftwaffe[3]. Jest uważany za jedynego zagranicznego dziennikarza będącego w tym czasie w Warszawie[4]. Przez Polskie Radio zaapelował wówczas do amerykańskiego prezydenta Franklina Roosevelta o pomoc dla warszawskich cywili, którzy znaleźli się na celu niemieckich bombowców[5].

... <</p>

image

Zopott ostatnie dni sierpnia 1939 - Dom Zdrojowy

Ogród przez Domem Zdrojowym nocą (sierpień 1939 roku). Ilustracja pochodzi ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej PAN.

https://historia.trojmiasto.pl/Sierpien-1939-ostatnie-dni-pokoju-n82953.html

Sierpień 1939 - ostatnie dni pokoju

Marcin Stąporek

31 sierpnia 2014 (artykuł sprzed 8 lat)

Jutro będziemy obchodzić 75. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Napaść Niemiec na Polskę oraz przyłączenie Wolnego Miasta Gdańska do III Rzeszy zaskoczyły świat, choć napięcie w stosunkach polsko-niemieckich narastało od dłuższego czasu. Mimo wszystko, jeszcze w sierpniu 1939 r. wielu mieszkańców Gdańska, Sopotu i Gdyni wierzyło, że do wojny nie dojdzie, i starało się korzystać z lata, które w owym roku było ponoć piękne. Niektórzy jednak przygotowywali się na to, co miało nadejść przed świtem 1 września.


Czytaj więcej na: https://historia.trojmiasto.pl/Sierpien-1939-ostatnie-dni-pokoju-n82953.htmlimage

"Schleswig-Holstein" uroczyście wpłynął do Nowego Portu, witany przez licznie zgromadzonych na nabrzeżach gdańszczan

Jutro będziemy obchodzić 75. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Napaść Niemiec na Polskę oraz przyłączenie Wolnego Miasta Gdańska do III Rzeszy zaskoczyły świat, choć napięcie w stosunkach polsko-niemieckich narastało od dłuższego czasu. Mimo wszystko, jeszcze w sierpniu 1939 r. wielu mieszkańców Gdańska, Sopotu i Gdyni wierzyło, że do wojny nie dojdzie, i starało się korzystać z lata, które w owym roku było ponoć piękne. Niektórzy jednak przygotowywali się na to, co miało nadejść przed świtem 1 września.

https://youtu.be/TyhtBUEm_KA


Jak wiadomo, linie kolejowe na terenie Wolnego Miasta Gdańska wraz z taborem kolejowym znajdowały się w zarządzie Polskich Kolei Państwowych. Wśród pracowników kolei ponad połowę stanowili jednak Niemcy - obywatele gdańscy. Licząc się z możliwością konfliktu, polscy kolejarze w ostatnich dniach przed wybuchem wojny starali się wycofać z terenu Wolnego Miasta co lepsze lokomotywy.


Odbywało się to zwykle w ten sposób, że dobry parowóz wyjeżdżał prowadząc pociąg z Gdańska do Tczewa, a do pociągu powrotnego tczewscy kolejarze zaprzęgali inny, starszy i bardziej wysłużony. Akcja ta została dostrzeżona przez Niemców i była komentowana na łamach hitlerowskiej gazety "Der Danziger Vorposten".


Z kolei mieszkający na terenie Gdańska czy Sopotu Polacy z zaniepokojeniem obserwowali poruszające się ulicami po zapadnięciu zmroku transporty sprzętu wojskowego. Był to sygnał, że paramilitarne oddziały niemieckie przygotowują się do akcji.


23 sierpnia doszło do faktycznego zamachu stanu: gauleiter NSDAP (czyli szef okręgu partii hitlerowskiej) Albert Forster ni stąd ni zowąd ogłosił się głową państwa (Staatsoberhaupt). Było to złamanie konstytucji Wolnego Miasta, która nie przewidywała takiej instytucji.


Niestety, Liga Narodów, która miała strzec ustroju Gdańska, tym razem już nie reagowała. Jej przedstawiciel w Gdańsku, dyplomata szwajcarski Carl Jacob Burkhardt, ograniczył się do tego, że nie przyjął zaproszenia na przyjęcie wydawane przez Forstera z okazji objęcia nowej funkcji.


Znacznie bardziej przejął się zamachem partyjny kolega Forstera, Arthur Greiser, którego w tym momencie pozbawiono formalnych uprawnień Prezydenta Senatu Wolnego Miasta. Bliski psychicznego załamania Greiser nie wiedział widocznie, że Hitler już niebawem wynagrodzi go prestiżowym stanowiskiem gauleitera w Kraju Warty, czyli podbitej i także przyłączonej do Niemiec Wielkopolsce.


Przejmując formalnie władzę nad Wolnym Miastem (którą i tak od dawna posiadał de facto), Albert Forster chciał zapewne uzyskać uprawnienia, by proklamować włączenie Gdańska do Rzeszy (co, jak wiadomo, uczynił zaraz po wybuchu wojny).


24 sierpnia podano komunikat o zamknięciu granic pomiędzy Wolnym Miastem a Polską, co nie było do końca prawdą, gdyż np. ruch pasażerski na liniach do Gdyni i Tczewa odbywał się bez większych przeszkód. Część polskiej młodzieży starała się wydostać z terenu Gdańska, by zgłosić się do polskiego wojska.


25 sierpnia na redzie Nowego Portu pojawił się stary niemiecki pancernik "Schleswig-Holstein", będący oficjalnie okrętem szkolnym. Pretekstem wizyty było złożenie hołdu poległym w 1914 r. i pochowanym na gdańskim Cmentarzu Garnizonowym marynarzom z krążownika "SMS Magdeburg". Jednak po drodze okręt pobrał amunicję oraz zaokrętował kompanię szturmową niemieckiej Kriegsmarine.


W dniu wchodzenia pancernika do Gdańska doszło do znamiennego incydentu: gdańska policja zatrzymała kpt. żw. Tadeusza Ziółkowskiego, piastującego funkcję komandora portu i szefa pilotów portowych, oraz kilku innych Polaków zatrudnionych na kluczowych stanowiskach w porcie.


Wizyta potężnego okrętu szczególnie poruszyła załogę Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Nadbudówki i maszty "Schleswiga-Holsteina", gdy zacumował on przy nabrzeżu Nowego Portu, stanowiły doskonałe punkty do obserwacji polskiej placówki. Sytuacji wcale nie poprawiło przeholowanie okrętu w głąb portu, bowiem jego potężna artyleria stanowiła aż nadto wyraźne zagrożenie dla Westerplatte. Polscy żołnierze czuwali w gotowości; obsada półwyspu została w tajemnicy znacznie powiększona i wynosiła w momencie wybuchu wojny około 200 osób.


Młodzież Gimnazjum Polskiego im. Józefa Piłsudskiego, znajdującego się na Zaroślaku (w gmachu przy dzisiejszej ul. Augustyńskiego), nie miała w tych dniach wakacji, gdyż nauka odbywała się zgodnie ze zwyczajami obowiązującymi w szkołach niemieckich. Ze względu na zaostrzającą się sytuację polityczną, Komisarz Generalny RP w Gdańsku minister Marian Chodacki polecił jednak dyrektorowi Gimnazjum Polskiego, zawieszenie nauki w szkole do czasu wyjaśnienia sytuacji. Ostatnie lekcje odbyły się we wtorek 29 sierpnia 1939 r.


Jedną z najważniejszych polskich instytucji w Wolnym Mieście była Poczta Polska. Jej pracownicy od dłuższego czasu przechodzili szkolenie wojskowe, a przysłany specjalnie z Warszawy porucznik Wojska Polskiego Konrad Guderski miał zorganizować obronę najważniejszych pocztowych budynków, zwłaszcza tego na (ówczesnym) Heveliusplatz. Jak chyba wszyscy wiedzą, bohaterska walka pocztowców miała się stać jednym z najtragiczniejszych epizodów pierwszego dnia wojny.

https://historia.trojmiasto.pl/Polowanie-na-Polakow-we-wrzesniu-1939-r-n137562.html

image

Obrońcy Poczty Polskiej wyprowadzani z budynku po walkach. 38 z nich Niemcy rozstrzelali niecały miesiąc później.

Pierwsze dni września 1939 r. naznaczone zostały w Gdańsku nie tylko oporem polskich obrońców Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte czy gmachu Poczty Polskiej na pl. Heweliusza, lecz również dramatem szeregu Polaków aresztowanych i pobitych w miejscach pracy, służby, na ulicach lub w mieszkaniach i domach. Zatrzymania objęły ok. 4,5 tys. osób.


Czytaj więcej na: https://historia.trojmiasto.pl/Polowanie-na-Polakow-we-wrzesniu-1939-r-n137562.html

Prezentowany tekst jest obszernym fragmentem książki autora, która w niedalekiej przyszłości ukaże się drukiem pod tytułem "Miasta skoszarowane". Gdańsk i Sopot jako garnizon Wehrmachtu w latach 1939-1945.

O autorze

Jan Daniluk

- doktor historii, badacz historii Gdańska w XIX i XX w., oraz ziem polskich wcielonych do Rzeszy i Prus Wschodnich w latach 1933-1945

Czytaj więcej na: https://historia.trojmiasto.pl/Polowanie-na-Polakow-we-wrzesniu-1939-r-n137562.html

Z pewnością inna atmosfera panowała w ostatnich dniach sierpnia 1939 r. w Gdyni. Nawet, gdy ogłoszono powszechną mobilizację, nikt nie spodziewał się, że na miasto i port już wkrótce zaczną spadać niemieckie bomby. Dało się jednak zauważyć kompletny zastój w porcie; statki obcych bander starały się trzymać z dala od rejonu spodziewanego konfliktu.


30 sierpnia trzy najcenniejsze okręty Polskiej Marynarki Wojennej. OORP "Błyskawica", "Grom" i "Burza" otrzymały rozkaz natychmiastowego wyjścia w morze. Jak się później okazało - odpłynęły do Wielkiej Brytanii, co wprawdzie osłabiło siłę floty na Zatoce Gdańskiej, ale w perspektywie historycznej zapewniło ciągłość biało-czerwonej bandery pomimo utraty własnych portów.


Przed świtem w piątek, 1 września zagrzmiały działa, a wkrótce rozległy się też wybuchy bomb. Europa weszła w kolejny konflikt, który miał się przerodzić w drugą wojnę światową.

O autorze

Marcin Stąporek

- autor jest publicystą historycznym, prowadzi firmę archeologiczną. Pracował w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku i Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Gdańsku. Obecnie jest pracownikiem Biura Prezydenta Gdańska ds. Kultury.


Czytaj więcej na: https://historia.trojmiasto.pl/Sierpien-1939-ostatnie-dni-pokoju-n82953.htmlCzytaj więcej na: https://historia.trojmiasto.pl/Sierpien-1939-ostatnie-dni-pokoju-n82953.html

...

>

Julien Bryan wykonał pierwsze w historii kolorowe fotografie II wojny światowej w Polsce za pomocą filmu Kodachrome dostępnego w USA od 1935. Większość polskich prac Juliena Bryana stanowią jednak fotografie czarno-białe oraz pomalowane fotografie czarno-białe. Bryan przedstawił na autentycznych kolorowych fotografiach między innymi polskich żołnierzy, uciekających cywilów, pierwsze zniszczenia wojenne, niemiecki samolot He-111 zestrzelony przez Wojsko Polskie na ul.Bartoszewicza, a także architekturę warszawskiego Starego Miasta z szybami okiennymi oklejonymi taśmą z papieru. 21 września 1939 roku wyjechał z płonącej Warszawy, zabierając ze sobą bogaty materiał dokumentujący życie ludności cywilnej i bestialstwo żołnierzy niemieckich.

Powrót do USA

Po powrocie do Ameryki Julien Bryan natychmiast opublikował swoje fotoreportaże z Polski zaatakowanej przez Niemców w miesięcznikach - „Life” 23 października oraz „Look” 5 grudnia 1939 r[6]. Taśmy filmowe zostały następnie wykorzystane do montażu czarno-białego filmu Oblężenie (Siege), obrazującego bohaterską postawę warszawiaków[7].

Film był wyświetlany w amerykańskich kinach wiosną 1940. Uzyskał nominację Amerykańskiej Akademii Filmowej do Oscara w 1941 roku w kategorii najlepszego krótkometrażowego filmu dokumentalnego[8]. Producentem i dystrybutorem była wytwórnia RKO Radio Pictures[5][9]. Sam film Siege ma 10 minut ale Julien Bryan nagrał w Warszawie aż 80 minut dramatycznego filmu, który udało mu się pokazać prezydentowi Rooseveltowi[10].

Bryan stwierdził:

Gdyby Spartanie odżyli, to przed wami, Polacy, pochyliliby czoła[11].

Powrót do Polski

Julien Bryan wrócił do Polski po wojnie w 1946 roku. Wykonał wtedy pierwsze kolorowe fotografie w historii powojennej Polski. Fotografował zniszczoną Warszawę i jej mieszkańców. Kolejny raz przyleciał do Warszawy w 1959 roku. Ostatni raz przybył do Warszawy w 1974 roku. Spotykał się z mieszkańcami Warszawy, bohaterami II wojny światowej i z mediami. W Warszawie zawsze witany był z wielką radością i życzliwością. W 1974 roku Telewizja Polska nakręciła wywiad i reportaż z wizyty Juliena Bryana w Polsce.

image

Dziecko w ruinach Warszawy

Upamiętnienie

W 2012 otrzymał pośmiertnie nagrodę Kustosz Pamięci Narodowej[12]. W 2021 pośmiertnie odznaczony Medalem Virtus et Fraternitas[13].

materiał źrodłowy: https://pl.wikipedia.org/wiki/Julien_Bryan

https://archive.ph/ivMNN

image

NO WAR HERR PUTIN !!!

Jak rozpętano II wojnę światową


https://www.gdanskstrefa.com/rozpetano-ii-wojne-swiatowa/

Jak rozpętano II wojnę światową… 26 sierpnia 2019 15 min read Gdańsk Strefa Prestiżu komentarzy 16 1939, II wojna światowa, poczta polska, Westerplatte

+ Ilustracje ze zbiorów Autora

image


image

Według pierwotnego zamiaru Adolfa Hitlera, siły zbrojne III Rzeszy miały zaatakować Polskę 26 sierpnia 1939 roku. Dlatego też jednostki Wehrmachtu opuściły koszary 19 sierpnia 1939 roku i przemieściły się w kierunku granicy niemiecko-polskiej zajmując pozycje wyjściowe do ataku na nasz kraj. W momencie, gdy kolumny Wehrmachtu zmierzały w kierunku granicy z Polską; w Moskwie toczyły się rozmowy prowadzone przez ministrów spraw zagranicznych III Rzeszy i ZSRR. Zakończyły się one podpisaniem w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku sławetnego Paktu Ribbentrop-Mołotow otwierającego Niemcom drogę do rozpętania nowej wojny, postrzeganej przez nich jako niezawodny sposób odzyskania terytoriów utraconych na wschodzie na rzecz Polski w efekcie Traktatu Wersalskiego pieczętującego klęskę poniesioną przez Cesarstwo Niemieckie w wojnie światowej, która wówczas jeszcze nie miała swojego numeru. 23 sierpnia 1939 roku. Pamiątkowa fotografia po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow Tak właśnie znaczenie sowiecko-niemieckiego porozumienia oceniał Ernst Freiherr von Weizsäcker, ówczesny podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych III Rzeszy i zarazem ojciec dwóch żołnierzy Wehrmachtu biorących udział we wrześniowym najeździe na Polskę. Obydwaj bracia służyli w 9. Poczdamskim Pułku Piechoty. Młodszym z nich był Richard von Weizsäcker, późniejszy Prezydent Republiki Federalnej Niemiec. Zaś starszym z braci, był dwudziestodwuletni podporucznik Heinrich Victor Freiherr von Weizsäcker, poległy w walce wręcz już drugiego dnia wojny, nieopodal wsi Klonów, położonej około czterdziestu kilometrów na północ od Bydgoszczy. O tym, że ocena ta była nad wyraz właściwą przekonuje nas to, iż niezwłocznie po podpisaniu tego sowiecko-niemieckiego porozumienia – ze szczecińskiego portu wypłynął do Świnoujścia pancernik „Schleswig-Holstein”, gdzie podczas krótkiego postoju pobrał zapas amunicji artyleryjskiej. Następnie, ten płynący z misją rozpoczęcia wojny okręt – wziął kurs na Gdańsk. Jednocześnie z Kłajpedy, anektowanej przez III Rzeszę w marcu 1939 roku, wypłynęła flotylla niemieckich trałowców wiozących na swoich pokładach 220 żołnierzy kompanii szturmowej dowodzonej przez porucznika Wilhelma Henningsena. Trałowce spotkały się ze „Schleswigiem-Holsteinem” na pełnym morzu, na wysokości Ustki. Dowodzeni przez porucznika Wilhelma Henningsena żołnierze przeszli na pokład, a raczej pod pokład pancernika. Działo się to nocą z 24 na 25 sierpnia 1939 roku. Rankiem 26 sierpnia ta kompania szturmowa Wehrmachtu miała wykonać zadanie zaatakowania polskich pozycji na Westerplatte, leżącym u wejścia do gdańskiego portu. W piątek, 25 sierpnia 1939 roku tłumy niemieckich gdańszczan zgromadziły się na nabrzeżu portowym, by entuzjastycznie witać wpływający majestatycznie do Gdańska – z kurtuazyjną jakoby wizytą – szkolny pancernik „Schleswig-Holstein”. Niemcy planowali pierwotnie, że do Gdańska zawinie krążownik „Königsberg”. O zmianie decyzji przesądziło to, że „Schleswig-Holstein” posiadał większą siłę ognia artyleryjskiego, gdyż był wyposażony w działa większego kalibru niż krążownik „Königsberg”, co pozwalało na prowadzenie z gdańskiego portu ostrzału artyleryjskiego nie tylko Westerplatte, ale również Gdyni oraz umocnień naszej bazy marynarki wojennej na półwyspie Hel. Witany owacyjnie przez tłumy gdańszczan, pancernik „Schleswig-Holstein” zakotwiczył dokładnie naprzeciwko polskiej placówki na Westerplatte. Przejęci na pełnym morzu i ukryci pod pokładem pancernika żołnierze kompanii morskiej czekali na sygnał do ataku. Stłoczeni pod pokładem Schleswiga-Holsteina żołnierze kompanii szturmowej porucznika Wilhelma Henningsena Jak zostało na wstępie wspomniane; realizacja „Fall Weiss” miała pierwotnie rozpocząć się o świcie 26 sierpnia 1939 roku. Kolumny niemieckie maszerujące już w kierunku granicy z Polską – w ostatniej chwili – zostały zatrzymane odgórnym rozkazem. Jednakże rozkaz zatrzymania się nie zdołał dotrzeć do zorganizowanej przez Abwehrę grupy dywersyjnej dowodzonej przez porucznika dr. Hansa Albrechta Herznera. Niemieccy dywersanci podjęli więc – w godzinach nocnych 26 sierpnia – próbę opanowania stacji kolejowej Mosty oraz wiodącego w jej kierunku tunelu kolejowego na przełęczy Jabłonkowskiej, co było pomyślane jako utorowanie na polskim terytorium drogi regularnym formacjom 7. Dywizji Piechoty Wehrmachtu. Na skutek tego, że mający nastąpić o godzinie 4.45 atak na Polskę został jednak odwołany i oczekiwane oddziały 7. Dywizji Piechoty nie nadeszły – niemieccy dywersanci w cywilnych ubraniach znaleźli się na skutek polskiej kontrakcji w niebywale trudnym położeniu, lecz zdołali się wycofać ku ówczesnej polsko-słowackiej granicy. Niemcy szykujące się wszak do ataku na Polskę przełożonego jedynie na dzień 1 września – obłudnie przeprosiły stronę polską tłumacząc, że sprawcą incydentu był niepoczytalny osobnik. Przyczyną odwołania w ostatniej chwili ataku na nasz kraj było demonstracyjne udzielenie Polsce przez Wielką Brytanię gwarancji przyjścia z pomocą militarną w przypadku niemieckiej agresji. Było to niejako potwierdzeniem wcześniejszej umowy sojuszniczej, co postrzegać należy jako brytyjską reakcję na wieść o zawartym dwa dni wcześniej sojuszu Hitlera ze Stalinem. Informacja o tym nieoczekiwanym sojuszu przekazana stronie polskiej przez Anglików – została jednak przez nasze władze zlekceważona. Brytyjska dyplomacja przyczyniła się więc nieopatrznie także i do tego, że żołnierze kompanii szturmowej porucznika Wilhelma Henningsena musieli tłoczyć się pod pokładem „Schleswiga-Holsteina” jeszcze przez kilka dni – aż do północy z 31 sierpnia na 1 września. A tymczasem cały Naród niezłomnie wierzył w zapewnienia całkowicie już oderwanych od rzeczywistości sanacyjnych polityków głoszących wszem i wobec jacy to jesteśmy silni, zwarci i gotowi… I że nawet jednego guzika od płaszcza, Niemcom nie oddamy… W zaistniałej sytuacji międzynarodowej; Adolf Hitler potrzebował pilnie pretekstu mającego stanowić usprawiedliwienie zaatakowania Polski. Zadanie dostarczenia takowego pretekstu do rozpoczęcia przeciwko Polsce działań wojennych przez siły zbrojne III Rzeszy otrzymał szef SD, Reinhardt Heydrich. SS-Sturmbahnführer Alfred Naujocks. Zdjęcie powojenne Wieczorem, 31 sierpnia, tuż po godzinie dwudziestej; siedmiu – przebranych za powstańców śląskich – napastników, dowodzonych przez oficera SD, SS-Sturmbahnführera Alfreda Naujocksa wtargnęła do pomieszczeń radiostacji gliwickiej, położonej w odległości około dziesięciu kilometrów od ówczesnej granicy polsko-niemieckiej. Posługując się tzw. mikrofonem burzowym, napastnicy wyemitowali w eter w języku polskim wiadomość, że radiostacja gliwicka znajduje się w polskich rękach. Oszołomiony narkotykami, przebrany w polski mundur powstańca śląskiego, więziony przez hitlerowców w Opolu, działacz plebiscytowy Franciszek Honiok został położony przy wejściu do radiostacji. Tutaj, osobiście oddał do niego kilka strzałów z pistoletu, dowodzący sfingowanym napadem, SS-Sturmbahnführer Alfred Naujocks. Zwłoki zamordowanego przez esesmana Franciszka Honioka, którego uznać należy za pierwszą ofiarę właśnie się rozpoczynającej wojny, miały być w oczach dziennikarzy namacalnym dowodem dokonania przez Polaków aktu dywersji na terytorium niemieckim, co też miało usprawiedliwiać od dawna już przygotowany, poranny atak niemieckich sił zbrojnych na Polskę. Ta, opisana nawet w znakomitej powieści „Pierwsza polka” autorstwa urodzonego w Gliwicach niemieckiego pisarza Horsta Bienka, prowokacja gliwicka, jest najbardziej znaną, spośród dwudziestu jeden tego rodzaju akcji zaaranżowanych przez hitlerowców w ostatnich dniach pokoju. W swoim porannym przemówieniu, wygłoszonym w Reichstagu 1 września 1939 roku – Adolf Hitler obwieścił światu wojnę III Rzeszy z Polską, przedstawiając zarazem podjęcie niemieckich działań militarnych jako skutek pasma polskich prowokacji. W swoim przemówieniu wyeksponował dokonanie napadu na radiostację gliwicką twierdząc, iż dokonali tego oficerowie Wojska Polskiego. Bombardier Stefan Nasiołkowski A tymczasem nad Wartą, od pierwszych godzin nocnych 1 września 1939 roku, na jednej z tych najbardziej wysuniętych na zachód polskich pozycji obronnych – mój stryj Stefan, wraz z innymi żołnierzami 30. Poleskiego Pułku Artylerii Lekkiej, oczekiwał na rozpoczęcie natarcia sił zbrojnych III Rzeszy. Bombardier Stefan Nasiołkowski, najstarszy syn mojego dziadka, służył w wojsku już od prawie dwóch lat, a więc należał do rocznika żołnierzy optymalnie wyszkolonych. Po drugiej stronie granicy do zaatakowania pozycji 30. Poleskiej Dywizji Piechoty przygotowywały się jednostki wchodzące w skład dowodzonego przez generała artylerii Emila von Leeba – XI Korpusu Wehrmachtu, stanowiącego część VIII Armii, na czele której stał generał Johannes von Blaskowitz. Były to dwie dywizje: dowodzona przez generała porucznika Friedricha-Carla Cranza 18. Dywizja Piechoty oraz 19. Dolnosaksońska Dywizja Piechoty, podlegająca komendzie generała porucznika Günthera Schwantesa. W tym samym czasie w Gdańsku, z pokładu zakotwiczonego w Nowym Porcie pancernika „Schleswig-Holstein” schodzili już na ląd przywiezieni z Kłajpedy żołnierze kompanii szturmowej dowodzonej przez porucznika Wilhelma Henningsena. Ich zadaniem było zdobycie szturmem polskiej placówki na Westerplatte. Oczywiście zaplanowano, że natarcie kompanii szturmowej zostanie poprzedzone silnym i zaskakującym przygotowaniem artyleryjskim prowadzonym z dział „Schleswiga-Holsteina” zakotwiczonego naprzeciw polskiej placówki. Nim wstał tamten, pierwszy wrześniowy świt 1939 roku, już o godzinie 4.00 niemieckie samoloty zbombardowały przygraniczny Wieluń. Pierwsze bomby spadły na miejscowy szpital p.w. Wszystkich Świętych. W żadnym wypadku nie może być tu mowy o jakiejkolwiek pomyłce. Bombardowanie szpitala było całkowicie zgodne z niespotykaną dotąd doktryną wojenną, jakiej hołdowały siły zbrojne nazistowskich Niemiec. Cel został więc wybrany niezwykle starannie. Niemieckie samoloty z niskiego pułapu zrzucające bomby na wieluński szpital zostały nań naprowadzone przez niemieckiego szpiega o nazwisku Stuhle. Był on ponoć uczniem miejscowego gimnazjum. Aby realizować swe szpiegowskie zadania specjalnie przybył do Wielunia z Łodzi. Zaatakowanie oznakowanego czerwonymi krzyżami budynku szpitala miało niewątpliwie na celu zniszczenie zaplecza medycznego, jakże przecież nieodzownego dla potrzeb każdej walczącej armii. W efekcie tamtego nalotu pod gruzami szpitala zginęło trzydzieści dwie osoby w tym dwudziestu sześciu jego pacjentów. Ofiar byłoby zapewne jeszcze więcej, gdyby nie to, że poprzedniego dnia pospiesznie wypisano ze szpitala większość lżej chorych. Jak to już wyżej zostało wspomniane, w przewidywaniu wybuchu wojny szpital najwyraźniej szykował wolne łóżka dla rannych żołnierzy. Tamten nalot przeprowadzony przez Luftwaffe z całkowitego zaskoczenia obrócił to przygraniczne miasto w gruzy i pociągnął za sobą około 1200 śmiertelnych ofiar spośród jego cywilnych mieszkańców oraz okolicznych chłopów, którzy tamtego poranka, jeszcze przed świtem przyjechali swoimi furmankami do Wielunia na cotygodniowy targ. Generał major Wolfram von Richthofen odpowiedzialny za zbombardowanie Wielunia Odnotować w tym miejscu należy, że liniowa jednostka Luftwaffe Kampfgeschwader 76. Immelmann, której bombowce nurkujące Ju-87 zwane sztukasami, zaatakowały barbarzyńsko przygraniczny, 15-tysięczny wówczas Wieluń, wchodziła w skład IV floty powietrznej Luftwaffe. Dowodził nią generał major Wolfram Freiherr von Richthofena. To ten sam człowiek, który 26 kwietnia 1937 roku wydał – dowodzonemu wówczas przez siebie Legionowi Condor – rozkaz starcia z powierzchni ziemi baskijskiego miasteczka Guernica. Major Tadeusz Kierst W tym samym czasie, gdy na Wieluń spadały już niemieckie bomby; major Tadeusz Kierst dowóedca II Batalionem 84. Pułku Strzelców Poleskich otrzymał wiadomość od podporucznika Kazimierza Molteniego dowodzącego zwiadem kolarzy, że już o godzinie 3.45 wojska niemieckie przekroczyły granicę naszego państwa. Stało się to w miejscowości Praszka, skąd po wymianie ognia, ze swych stanowisk wyparta została przez Niemców polska straż graniczna. Ten przekaz odnoszący się do miejsca i czasu rozpoczęcia przez Niemców działań wojennych zawiera relacja spisana ręką majora Tadeusza Kiersta. Fakt ten znajduje swoje potwierdzenie także we wspomnieniach majora Stanisława Nikodemowicza, dowódcy I dywizjonu 30. Poleskiego Pułku Artylerii Lekkiej, w których pisze on o strzałach karabinowych słyszanych z kierunku granicy już o godzinie 3.40. Nie był to bynajmniej odosobniony incydent graniczny tego rodzaju. W obszarze granicznym obsadzonym siłami Armii „Łódź” odnotowano jeszcze co najmniej dwa tego rodzaju zdarzenia. Jak sądzę, ostrzelanie przez Niemców posterunków naszej straży granicznej na całą godzinę przed przystąpieniem do realizacji działań zaszyfrowanych kryptonimem „Fall Weiss” miało na celu wyparcie ze swych stanowisk polskiej straży granicznej – zapewne po to, by jednostki Wehrmachtu zgrupowane po drugiej stronie granicy i przygotowane już do jej przekroczenia – mogły uczynić to bez żadnych już przeszkód o zaplanowanej odgórnie godzinie 4.45. Na wieść o słyszanych od granicy strzałach major Stanisław Nikodemowicz udał się na dywizjonowy posterunek obserwacyjny i wydał rozkazy gotowości otwarcia ognia zaporowego w postaci dwóch ześrodkowań na przedpole miejscowości Parzymiechy, skąd spodziewać się należało natarcia broni pancernej nieprzyjaciela. Wyprowadzeniu ataku czołgów na tym odcinku sprzyjało bowiem wybitnie zadrzewienie wsi, rozciągające się na dość bliską odległość od stanowisk naszej piechoty. Na północnym odcinku granicy Rzeczypospolitej jednym z pierwszych celów militarnych niemieckiego dowództwa było opanowanie granicznych mostów w Tczewie. Jeden z nich obsługiwał ruch drogowy, drugi zaś kolejowy. Obydwa równolegle spinały wiślane brzegi. Nurt Wisły stanowił wówczas granicę pomiędzy Polską a terytorium Wolnego Miasta Gdańska. Nie można zapominać, że Rzeszę od Prus Wschodnich oddzielało polskie Pomorze, zwane przez Niemców pogardliwie „polskim korytarzem”. Uchwycenie nienaruszonych mostów w Tczewie pozwalało nacierającym od zachodu z terytorium III Rzeszy jednostkom Wehrmachtu przejść przez Prusy Wschodnie i bez konieczności prowadzenia walk błyskawicznie wyjść na tyły polskich pozycji. Zarówno Niemcy, jak i Polacy doskonale rozumieli, jak ważne militarne znaczenie posiadają te mosty. Dlatego też, już w miesiącach letnich 1939 roku, przebrani za cywilnych robotników saperzy dowodzeni przez podporucznika Norberta Juchtmana zaminowali obydwa mosty, a niebawem zabezpieczono je także przed niespodziewanym wjazdem ze strony terytorium gdańskiego. Zaś Niemcy, w ramach swych przygotowań do wojny – prowadzili oczywiście rozpoznanie mostów w Tczewie. Z tej to przyczyny, w sierpniu 1939 roku, wielokrotnie przejeżdżali przez te mosty zaopatrzeni w fałszywe paszporty dwaj niemieccy wojskowi; porucznik Bruno Dilley, dowódca stacjonującego w Elblągu klucza nurkujących bombowców Junkers 87, oraz pułkownik Karl Busick. Niemcy zaplanowali atak bombowców w sposób zsynchronizowany z wjazdem od strony Malborka rozkładowego pociągu, w którym mieli znajdować się ukryci żołnierze Wehrmachtu. Nim rozpoczął się ostrzał Westerplatte; 1 września o godzinie 4.34, dowodzone przez porucznika Bruno Dilleya, samoloty Luftwaffe zaatakowały pozycje polskich saperów. Niemieckie bomby spowodowały wprawdzie zerwanie kabli, które łączyły ładunki wybuchowe na mostach z pozycjami polskich saperów, ale za sprawą działań polskich kolejarzy z granicznej stacji Szymankowo – wjazd żołnierzy Wehrmachtu na most kolejowy się nie udał. Pociąg-zasadzka został skierowany na ślepy tor, zaś z polskich pozycji padły strzały. Uszkodzone kable niezwłocznie naprawiono. O godzinie 6.10 pierwsza detonacja zniszczyła przęsła mostów od strony Lisewa, zaś o godzinie 6.40 nastąpiła druga detonacja, niszcząca przęsła mostów od strony Tczewa. Saperzy dowodzeni przez pochodzącego z Pruszkowa podporucznika Norberta Juchtmana – wykonali swoje zadanie. Odnotować należy, że podporucznik Norbert Juchtman poległ 22 września 1939 roku pod Łomiankami. Niemieckie natarcie rozpoczynające wojnę przeciwko Polsce wyszło z rejonu pomiędzy dwoma śląskimi miastami, które dziś zwą się Kluczbork i Olesno, zaś wówczas nosiły niemieckie nazwy Kreuzburg i Rosenberg. W świetle powyższego ze wszech miar mylny jawi się być głęboko jednak w świadomości naszej zakorzeniony powszechny pogląd, że wojnę zapoczątkowała salwa oddana z dział pancernika „Schleswiga-Holsteina” w kierunku Westerplatte. Tak naprawdę, to w momencie oddawania pierwszej salwy z zakotwiczonego w Gdańsku pancernika, już od godziny trwała wojna rozpoczęta daleko nad Wartą. Zatem efektowne przygotowanie artyleryjskie kładące ogień na polską placówkę na Westerplatte posiadać może jedynie wymowę czysto symboliczną z powodu swej wręcz imponującej medialnej nośności. Właściwie trudno się temu nawet specjalnie dziwić. Cały świat bowiem doskonale wiedział, że roszczenia terytorialne wysuwane przez Hitlera pod adresem Polski odnosiły się między innymi także do likwidacji statusu Wolnego Miasta Gdańska. Tymczasem śpiewany ówcześnie przez Maurice’a Chevaliera (jakże chwytliwy) szlagier mówiący o tym, że Francuzi nie mają najmniejszego zamiaru umierać za jakiś tam Gdańsk, nie wiadomo nawet gdzie leżący — wywoływał nie lada zachwyt francuskich żołnierzy, obsadzających niezdobyte jeszcze wówczas, gdyż – jak do tej pory – przez nikogo nie szturmowane, fortyfikacje linii Maginota. O godzinie 5.00, kiedy już od niecałych piętnastu minut pancernik „Schleswig – Holstein” w najlepsze prowadził ogień ze wszystkich swoich dział, atak dziesięciu Stukasów doszczętnie zniszczył bombami centrum Działoszyna, jakże przecież odległego od Gdańska, Westerplatte oraz francuskich umocnień. Przeprowadzony pół godziny później następny nalot powiększył rozmiary zniszczeń i wzniecił liczne pożary. Trzeci atak z powietrza wykonany kwadrans po godzinie dziewiątej, tym razem przez formację złożoną już z trzydziestu Stukasów, dokonał dzieła doszczętnego niemal zniszczenia całego tego przygranicznego miasteczka, które znajdowało się już w zasięgu działania wrogiej artylerii również wciąż ostrzeliwującej zadymiony i płonący Działoszyn. Trzykrotny atak niemieckich bombowców oraz ostrzał artyleryjski pociągnęły za sobą śmierć około 100 cywilów, w tym 70 mieszkańców Działoszyna, w przeważającej mierze należących do kręgów miejscowej biedoty żydowskiej. Pomiędzy drugim i trzecim nalotem Luftwaffe na Działoszyn, dokonanym przez maszyny należące do 76. i 77. Stukageschwader, dokładnie zaś o godz. 7.00, w kierunku niemieckich pozycji wyruszyło jedenaście polskich tankietek wchodzących w skład 41. kompanii czołgów rozpoznawczych TK. Tą pancerną formacją dowodził kapitan Tadeusz Witanowski. Uzbrojeniem tankietki był jedynie wielkokalibrowy karabin maszynowy. Po godzinie tankietki powróciły ze swojego pierwszego rajdu bojowego i przedefilowały przed pozycjami drugiej baterii dowodzonej przez porucznika Leona Witkowskiego. Na pierwszym pojeździe zatknięto kij, na którym pancerniacy fantazyjnie zawiesili swoje wojenne trofeum – niemiecki płaszcz oficerski oraz hełm. Jest wielce prawdopodobne, że były to części umundurowania i ekwipunku poległego od salwy polskiej artylerii w Zimnej Wodzie podpułkownika Hoehne, dowódcy niemieckiego 73. pułku piechoty, którą to stratę skrupulatnie odnotował w swej książce generał Otto von Knobelsdorff. Niemiecki kronikarz otwarcie przyznaje, że śmierć podpułkownika Hoehne stała się pretekstem do rozstrzelania przez żołnierzy 19. Dolnosaksońskiej Dywizji Piechoty – już pierwszego dnia wojny – 136 mieszkańców przygranicznej wsi Zimna Woda; w tym Antoniny Kęsik, położnicy trzymającej na ręku niemowlę urodzone ostatniego dnia pokoju,… Granicząc na wschodzie oraz zachodzie z dwoma państwami związanymi ze sobą sojuszem politycznym oraz wojskowym; Niemcy wybrały Polskę jako obiekt swojego pierwszego ataku militarnego, także i z tej przyczyny, że świadome były tego, iż w przypadku zaatakowania Francji; nasz kraj dotrzyma swoich sojuszniczych zobowiązań i rozpocznie zaczepne działania militarne na wschodnich granicach III Rzeszy. A to oznaczałoby dla III Rzeszy coś, czego się Niemcy obawiali się najbardziej. Konieczność prowadzenia wojny jednocześnie na dwóch frontach. Adolf Hitler musiał wyciągnąć taki wniosek, chociażby – z niewątpliwie znanej Niemcom z ich źródeł wywiadowczych – złożonej jeszcze w roku 1934 Francuzom przez Józefa Piłsudskiego propozycji rozpoczęcia przeciwko Niemcom wojny prewencyjnej jako reakcji na wkroczenie Wehrmachtu do Nadrenii-Westfalii, czyli złamanie przez Niemcy niebywale istotnego postanowienia Traktatu Wersalskiego nakazującego demilitaryzację tej części niemieckiego terytorium. Francuzi pozostali wówczas głusi na tę niebywale ważną dla zachowania pokoju w Europie polską propozycję. Zaś w 1939 roku…. Maurice Chevalier śpiewał dla francuskich żołnierzy obsadzających Linię Maginota chwytliwy niebywale szlagier o tym, że żaden Francuz nie ma przecież ochoty umierać za jakiś tam Gdańsk… ani za Westerplatte czy też Polską Pocztę – w tymże Gdańsku… Tego stanu rzeczy – Niemcy najwyraźniej także byli świadomi… Piotr Jan Nasiołkowski Fotografie ilustrujące artykuł pochodzą z internetu oraz zbiorów własnych autora. Wszystkie prawa zastrzeżone. Piotr Jan Nasiołkowski jest autorem książek o tematyce historycznej „NIEDOBRY„ i „Bombowa reedukacja” które są do nabycia w internecie, na allegro. Książki ilustrowane są niepowtarzalnymi zdjęciami. Kolejna książka, „Korepetycje z historii nieocenzurowane” w przygotowaniu.

image


Przeczytaj więcej na: https://www.gdanskstrefa.com/rozpetano-ii-wojne-swiatowa/ | Gdańsk Strefa PrestiżuPrzeczytaj więcej na: https://www.gdanskstrefa.com/rozpetano-ii-wojne-swiatowa/ | Gdańsk Strefa Prestiżu

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka