aleksander newski aleksander newski
876
BLOG

Rok 1812. Napoleon a Polska

aleksander newski aleksander newski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6


Druga Wojna Polska rozpoczęła się. Pierwsza zakończyła się we Frydlandzie i Tylży: w Tylży Rosja zaprzysięgła wieczne przymierze z Francją i wojnę przeciw Anglii. Dziś gwałci swoje obietnice! (...)
Przeznaczenie zaciążyło nad Rosją. Jej losy mają się wypełnić. Czyżby sądziła żeśmy się wyrodzili? Nie bylibyśmy więcej żołnierzami spod Austerlitz? Dziś stawia nas pomiędzy hańbą a wojną. Nie powinniśmy mieć wątpliwości co do wyboru. Maszerujmy więc! Przekroczmy Niemen: zanieśmy wojnę na jej terytorium. Druga Wojna Polska będzie chwalebna dla francuskich armii, tak samo jak pierwsza. Lecz pokój, jaki zawrzemy będzie gwarancją sam dla siebie i położy kres tym pyszałkowatym wpływom, jakie Rosja od pięćdzięsieciu lat wywiera na Europę.



Tą odezwą, wydaną w Wyłkołyszkach 22 czerwca 1812 roku, cesarz Francuzów wypowiedział wojnę Rosji. Największa, aż do tamtej pory, armia w historii Europy miała wziąść udział w najbardziej chyba epickiej kampanii wojennej od czasów wielkiego Aleksandra. I tak jak Macedończyk rozpoczął ją pod hasłem przywrócenia wolności państwom greckim i złamania potęgi wschodniego despoty, tak jego naśladowca brał sobie za cel ostateczne wyzwolenie Polski i odrzucenie Rosji od reszty Europy. Na ile oczywiście te deklarowane cele były dla obu wodzów środkami dla jednego nadrzędnego - ich własnej chwały - pozostaje rzeczą mniejszego znaczenia. Faktem jest, że choć żademu z nich nie udało się odwrócić pewnych procesów dziejowych, to obaj ulegli złudzeniu, że jest to możliwe, a co więcej, umieli zaszczepić tę wiarę w innych, obudzić życie w narodach które poddały się już tyranii śmierci. Bo oczywiście obaj - we własnej opinii - sytuowaliby się po stronie przegranych. Ale klęski takich ludzi mają w sobie jeszcze tyle mocy i oddziaływania, że spokojnie pomieściłoby się w nich wiele zwycięstw innych, tych którzy nigdy nie przegrali ani jednej wojny, nie musieli zawracać gdy już tylko parę mil dzieliło ich od kresu świata i nawet nadali upragniony kształt własnej schedzie, a mimo to imiona ich pozostają bladym wypisem na kartach historii. I jeśli ktoś mówi, że sny Aleksandra bądż Napoleona rozrzedły jak mgła gdzieś na baktriańskiej pustynii bądż pod Moskwą i nie wywarły realnego wpływu w dziejach, niech pomyśli, że gdyby nigdy się nie poczęły, dziś może Europa nie byłaby niczym więcej jak zachodnią rubieżą Azji, a w drugim wypadku - może mówilibysmy w Polsce po rosyjsku.
 


Tamtego dnia naród, który przed niemal dwudziestoma laty znikł był z map politycznych śwata uwierzył, choć na chwilę - ale ta chwila starczała aż na następne stulecie, że może się jeszcze odrodzić i to w granicach, o jakich nie śnili nawet dziadowie. Tak o niej pisał w jednej ze swych powieści Wacław Gąsiorowski:
 
Na łożu smiertelnym leży dziewica biała. Ostatni skurcz rozchylił jej usta, ostatnie krople krwi władnej załomotały jej w pulsach, ostatnie tchnienie targnęło jej piersiami. Dziewica otwiera oczy i pogląda, i śni, i śniąc umiera... I jakiż zbrodzień, jakiż szyderca prawdy śmierci ważyłby się dowodzić konającej!
Dzieje ludów, historie narodów mają na swych kartach nie tylko cierpkie, oschłe wyrazy prawdy, lecz i porywajace rozdziały ułud. Gorze ludom, które na ołtarzu wszechludzkosci nie złożyły tych rojeń, tych nieśmiertelników! Gorze ludom, których całym dorobkiem jest mądra rachuba, którym braknie ożywczych krynic baśni, których ból miłości ojczyzny nie łamał, których dusze nie miały stopienia w jednym zawołaniu, które nigdy nie marzyły, nie śniły!


W dwa dni po wyłkołyskiej deklaracji Napoleon przekracza Niemen. Pierwsi saperzy, którzy wychodzą na drugi brzeg napotykają patrol kozacki. Na pytanie oficera kim są odpowiadają:
-Francuzami.
-Czego chcecie i w jakim celu wchodzicie w granice Rosji? -
pyta dowódca kozaków.
-By z wami toczyć wojnę! Wziąść Wilno! Wyzwolić Polskę! -
odpowiada śmiało jeden z saperów.
 


Napoleon był mistrzem w tworzeniu własnej legendy, jej najlepszym autorem i nie potrzebował do tego dziejopisów. Wiedział co robi tytułując wyprawę swojego życia "la seconde guerre de Pologne" - Drugą Wojną Polską. Przewidywał jaki to wywoła oddżwięk w samej Polsce i w jakim świetle ukaże go historii. Dziś jednak jest ona zupełnie zapomniana. Mówi się o wyprawie moskiewskiej, a jeszcze częściej o Wojnie Ojczyżnianej, czyli językiem zwycięzców. Niemały jest wreszcie wpływ Tołstoja na to, że nawet mimowolnie patrzymy na nią, jak cała kultura współczesna, przez pryzmat bohaterów "Wojny i Pokoju", a więc księcia Andrzeja czy Bezuchowa. Podobnie słynna uwertura Czajkowskiego jest przede wszystkim hołdem składanym Rosji i jej orężu. Warto więc powrócić do zamysłu Napoleona i oryginalnej nazwy tej kampanii, zatrzymać się nad tematem od strony tytułowej i raz jeszcze wspomnieć jaką rolę w planach Korsykanina odgrywała Polska.  
 


O roku ów!  pisał Adam Mickiewicz na wstępie jedenastej księgi Pana Tadeusza. Miał to być rok zwycięstwa i pomsty. Po dwóch wiekach po raz kolejny oddziały polskie wkroczą do Smoleńska i Moskwy. Ale zanim to nastąpi w Warszawie formuje się Rada pod prezydencją księcia Adama Czartoryskiego. Wybicki zjawia się na czele polskiej delegacji w Wilnie. Twierdzi, że Polska nie została ujarzmiona ani pokojowo, ani w wyniku wojny lecz poprzez zdradę. Polacy są więc wolni z prawa tak przed Bogiem jak ludżmi. Żądają od Napoleona tylko tego by wypowiedział te słowa: że Królestwo Polski istnieje i będzie istniało. Napoleon odpowiada:  

Gdybym rządził wtedy gdy dokonywano pierwszego, drugiego albo trzeciego rozbioru Polski, uzbroiłbym cały mój naród aby was wesprzeć.
Kocham wasz naród. Podczas ostatnich szesnastu lat widziałem waszych żołnierzy u mego boku  na polach Italii tak samo jak w Hiszpanii.

Ale nie waży się na nic więcej jak tylko te słowa. Żąda pierw tego samego ferworu i oddania sprawie, jakie widział w Polsce, także tu, na Litwie, Ukrainie i reszcie dawnej polskiej Rusi. Część polskiej delegacji te słowa zmroziły. Nie tego oczekiwano. Mimo to w katedrze wileńskiej odbywa się uroczysty akt ponownego przyłączenia Litwy do Polski. Szlachta występuje w narodowych strojach, rozbrzmiewa uroczyste Te Deum.



Hrabia de Segur w swojej książce poświęconej Wielkiej Armii zastanawia się dlaczego Napoleon zwlekał. W tajnym pakcie marcowym z Austrią ta ostatnia dopuszcza zwrot części Galicji Polsce w zamian za prowincje illyryjskie. A więc sukces w wojnie nie miał już zależeć od ustępstw w sprawie Galicji. De Segur pisze: Napoleon mógłby więc, od chwili swojego wejścia do Wilna, otwarcie proklamować oswobodzenie całej Polski, miast zwodzić jej czujność, zadziwiać i mamić niepewnymi słowy. Dawny generał Napoleona widzi w tym niewykorzystaną szansę. Sam cesarz będzie tłumaczył, że niepewność co do wyniku przedsięwzięcia nie pozwalała mu, u samego progu, złożyć podobnego oświadczenia. Tak więc, co podkreśla de Segur, ani odezwa rosyjskiego cara, ani ta cesarza Francuzów nie wspomina o wyzwoleniu Polski, która to kwestia była prawdziwym przedmiotem wojny.
Właściwie poza Księstwem Warszawskim i Saksonią, Napoleon nie miał w tej wojnie żadnego pewnego sojusznika. Osobiste animozje między nim i Bernadotte'm pchnęły Szwecję w objęcia Rosji. Negocjacje z ambasadorem tureckim w Warszawie przestały mieć jakiekolwiek znaczenie z chwilą pałacowego przewrotu w Konstantynopolu i dojściem do władzy nowego sułtana, który dał się skusić obietnicom Rosji.
 


Kiedy na krótko przed traktatem w Tylży do cesarza udaje się delegacja z Wilna, wzywając go do przywrócenia Litwie wolności, Berthier nie chce ich nawet dopuscić do Napoleona i zarzuca im zdradę cara. Napoleon, dowiadując się o tym jest na Berthiera wściekły. Przyjmuje delegację, okazuje życzliwośc, ale niczego nie obieca. Nie mogąc być pewnym ani Prus, ani Szwecji, ani Austrii czy Turcji nie decyduje się na ostateczną rozprawę z Rosją. Europa jest zmęczona. Nastaje pokój. Zamiast Królestwa Polskiego jest buforowe Księstwo Warszawskie. Następne pięć lat to okres rozczarowań i wyczekiwania. Napoleon myśli podzielić się władzą nad światem z Aleksandrem. Ale świat wydaje się za mały. W końcu, szukając dla siebie oparcia przed coraz pewniejszą wojną z Rosją, zakłada projekt Konfederacji Północy pomiędzy Sztokholmem, Kopenhagą i Warszawą, na której czele by stanął tak jak to było w przypadku Związku Reńskiego. Bernadotte odrzuca projekt. Tak więc na progu 1812 Napoleon nie ma więcej przyjaciół niż przed pięcioma laty, ale za to jego wrogowie wydają się być bardziej ośmieleni. Mimo to jest zdecydowany. Natrafia na cichą opozycję swoich generałów. "Litwa to już Azja, w jeszcze większym stopniu niż Hiszpania jest Afryką", mawia się z przekąsem. Klimat pozwala na działania wojenne tylko przez kilka miesięcy w roku. Jeden z wysokich oficerów przestrzega Napoleona, że potęga Francji może stać się jej grobem. Poszerzać granice w nieskończoność - mówi " oznacza zatracić Francję w Europie, bo w końcu kiedy Francja stanie się całą Europą, nie będzie już samej Francji." Nawet Poniatowski próbuje ostudzić zapał cesarza. Ale Napoleon - twierdzi de Segur - pragnie wierzyć w przeznaczenie, tak jak krzyżowcy, którzy na wszelkie obiekcje odpowiadali: Dieu le veut. Dawny adiutant Napoleona widzi nawet w wyprawie rosyjskiej wyrażne podobieństwo do kampanii świętego Ludwika w Egipcie i Afryce.

A jakie były nastroje w całej Francji? Otóż, zwłaszcza na wschodzie poparcie dla wojny nie malało. Na długiej trasie przemarszu z Paryża aż po same granice Niemiec, a potem w drodze do Drezna Napoleona witały rozentuzjazmowane tłumy.
Mówiono, że ta wojna ma oswobodzić Polskę, tak dla Francji ukochaną. Że barbarzyńcy z Azji, grożący Europie, mają być wyparci na ich pustynie. Że Napoleon zakosztuje raz jeszcze wszystkich owoców zwycięstwa, notuje de Segur.
 


Kiedy wojna była już zdecydowana pytano się jakie nowe królestwa powstaną do życia po klęsce Rosji. Liczono na to, że Napoleon, który swoim szeregowcom rozdawał tytuły generałów, a generałom królów z równą swobodą jak inni władcy przyznawali ordery , hojnie wynagrodzi zasługi położone w wojnie przeciw władcy Północy. Tymczasem wydawało się niemal pewne, że dla jednego człowieka jest to wyprawa po koronę. Był nim oczywiście książę Poniatowski, który miał zostać królem nowej Polski i jedyny z władców - choć tylko in spe - namaszczonych przez Napoleona, w którego żyłach płynęła krew królewska.
 


W przeciwieństwie do kiejstutowszczyzny za Niemnem nastroje są bardziej wyważone. Napoleon jest zaskoczony, dziwi go chłód Litwinów. Oczekiwał tego samego zrywu co w Polsce. Pod koniec lipca staje w Witebsku. Litwa należy do niego. Cel kampanii uważa za osiągnięty. Teraz chce się zająć odbudową Polski, o reszcie zdecydować ma wojna za trzy lata. Do tego czasu, nie spiesząc się, będzie mógł zająć Petersburg i Moskwę. To samooszukiwanie się niewiele znaczyło. Wojska przeciwnika pozostawały nietknięte. Zdobycie Moskwy w parę tygodni póżniej będzie tylko pustym gestem, a nieubłagane śnieżyce na rosyjskich stepach wywieją francuskie imperium i polską granicę na Odrze i Dnieprze nie tylko z teatru historii, ale nawet wyobrażeń. Do tego stopnia, że prędko zapomniano jakie imię otrzymała ta wojna i co miało być jej celem. Królestwo Polski pod berłem Aleksandra I wydawało się być farsą, chichotem przeznaczenia wobec tego co sobie obiecywano.
 


Pani Walewska miała pytać Napoleona: A Polska? Cóż właściwie znaczyło wówczas to słowo? Dziś jeszcze spotyka się nieraz cudzoziemców, którzy wypowiadają je z jakimś szczególnym sentymentem, nawet jeśli sami nigdy nie widzieli tego kraju. Kojarzą je z umiłowaniem wolności, fantazją i bohaterstwem. Ten etos Polski, nadal żywy w XXI wieku, narodził się przecież o wiele wcześniej. W dziewiętnastym stuleciu "La Pologne" powtarzano niemal jak zaklęcie, jak prowokację, albo wyzwanie rzucone światu.
Mając to na uwadze możemy przypuszczać, że kwestia polska, podobnie jak hasło niepodległości dla Grecji, częściej była wyrazem prawdziwego zaangażowania niż zwykłej instrumentalizacji i cynizmu. Coleridge, Hunt, Byron czy Keats pisali wiersze na cześć Kościuszki, żaden szlachetny duch nie potrafił mówić o wolnosci, żeby zaraz nie wywołać przy tym wspomnienia jej ojczyzny. Nie są to żadne, jak się dziś nieraz twierdzi, polonocentryczne mrzonki, sprawy które nigdzie poza Polską nie budziły entuzjazmu. Wszystko to było zupełnie prawdziwe, do tego stopnia, że na wieść o wybuchu Powstania Listopadowego, dwudziestoletni Napoleonida, książę Reichstadtu zapisał:

Gdyby wybuchła wojna powszechna i trzebaby mi się wyrzec perspektywy władania Francją, chciałbym wyciągnąć Polskę z chaosu, przywrócic ją do dawnego stanu i uczynić moją.

Nie była to miłość nieodwzajemniona, choć w Polsce, tak jak we Francji, znano "więżnia" Hofburga i Shonbrunnu tylko ze słyszenia. Jego biograf, Aubry, pisze:
Polska - ta Polska na wspomnienie której nawet taki cynik jak Talleyrand zdawał się być poruszony - powstała. W Warszawie oficer francuski na czele niezmierzonego tłumu, przemierzał ulice krzycząc: Niech żyje Napoleon II, król Polski.  
Reichstadt łudził się licząc na lojalność Austrii, tak jak przedtem łudził się jego ojciec. Łudził się, sądząc, że Franciszek I nie odmówi ukochanemu wnukowi wsparcia. A przecież cesarz Austrii miał przy sobie Metternicha, a nie Kaunitza! Na podobne rojenia było przynajmniej o 20 lat za wcześnie.  



Niestety, dynastia Bonapartych nie zasiadła na tronie w Warszawie i sama wkrótce runęła w przepaść, z której nie umiała podnieść Rzeczypospolitej. Legenda napoleońska w Polsce utrzymała się do końca XIX stulecia, a po odzyskaniu niepodległości aż do Drugiej Wojny Światowej. Komuniści dawny stołeczny plac Napoleona przechrzcili na plac Powstańców. Po 89 nie powrócono do tradycji złotych orłów. Dziś próżno by było szukać w całej Warszawie ulicy Napoleona, albo nawet tablicy pamiątkowej. Do niedawna nie było też żadnego pomnika, dopiero w ubiegłym roku, pomimo sprzeciwu radnych PiS, przywrócono go na to samo miejsce, w którym stał od 1921 roku. Paradoksalnie łatwiej odnależć dziś ślady hołdu dla przeciwnika zwycięzcy spod Wagramu i Jeny. Bo przecież kościół św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży dedykowano, nie przez przypadek, patronowi tego - być może - najszlachetniejszego, obok Mikołaja II, człowieka na tronie rosyjskich carów.  Poza Waldemarem Łysiakiem Napoleon ma w naszym kraju już niewielu brońców, ale i nie więcej oddanych wrogów: postać ta coraz rzadziej wywołuje żywsze emocje.
 


Nie jestem entuzjastą Mazurka Dąbrowskiego jako narodowego hymnu, ale jego tak często powtarzane słowa: Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy oddają na pewno rolę cesarza. Na tym polu zrodziło się wiele nieporozumień międy zwycięską Francją a Polską. Żądano od Napoleona tego aby on sam przywrócił jej dawne granice. Księstwo Warszawskie raz go uwielbiało, już to pomstowało nań jak kapryśna kochanka. Było to zresztą prawo nabyte daniną krwi, choćby pod Somossierrą i Napoleon je uznawał. Bez względu na to ile tkwiło w tym politycznego wyrachowania, Napoleon uczynił sprawę Polski jedną z pierwszorzędnych kwestii, przywrócił ją na wokandę międzynarodową, rzucił o nią w twarz wyzwanie Rosji, grożąc carskiemu ambasadorowi, że nie porzuci sprawy polskiej, nawet jeżeli wojska rosyjskie znajdą się w Paryżu. Bez tego wreszcie nie powstałoby nawet Królestwo Kongresowe, choćby przy najlepszych intencjach cara. Ze wszystkich obcych przywódców w historii uczynił chyba najwięcej dla naszego kraju. Nie jest przez to postacią bardziej kontrowersyjną od Kościuszki, Poniatowskiego czy Piłsudskiego. Pozostanie bohaterem narodowym Francji i Polski, symbolem przyjażni obu krajów, jeszcze na długo po tym jak historia zapomni o tych, którzy mu tego tytułu zaprzeczali.
 


Warto przy tym chyba pochylić się nad opłakanym dziś stanem relacji francusko-polskich, który zawdzięczamy po części geopolitycznej sytuacji, a przede wszystkim jakości klasy politycznej w obydwu krajach. Mówmy tylko o Polsce: z jednej strony mamy konserwatystów z doskoku, niezakorzenionych w żadnym nurcie prawicowej myśli politycznej, dla których historia zaczęła się w 1945 roku i którzy nieraz zachowują się tak, jakby chcieli uczynić z Polski już nie nawet zawsze posłusznego sojusznika, ale wręcz kolejny stan USA. Mają przy tym jakieś dziwaczne, zaściankowe uprzedzenia antyfrancuskie (czyżby kompleks biorący się z nieznajomości kultury i języka?). Z drugiej są pudelki Putina, gotowe hurtowo przepraszać Rosjan za krzywdy rzeczywiste bądż urojone - za zdobycie Kremla, zabory, powstania i 1920 rok jednocześnie, a najchętniej przemilczeć wszystkie niewygodne fakty, bo dla nich z kolei, historia Polski rozpoczyna się po roku 1989. Tymczasem Francja i Polska to naturalni sojusznicy, kraje nader bliskie sobie historycznie i kulturowo. Niestety dziś górę bierze płytka fascynacja światem anglosaskim, albo próba przyjażnienia się na siłę ze zrutenizowanymi państwami, wyrosłymi na gruzach Rzeczypospolitej. Nie róbmy więc z Napoleona kolejnego zaborcy Polski, bo stawiając po jednej stronie wrogów i przyjaciół bedziemy mieli przeciwko tym pierwszym tylko obojętność reszty świata.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura