Medialny przekaz ze Święta Niepodległości został zdominowany zadymami w stolicy i obrazem agresywnych narodowców niszczących miasto i atakujących wszystkich, którzy na drzewo nie uciekli. Nie było mnie w Warszawie nie będę się zatem silił na opis tego, co się tam działo. Mam jednak kilka pytań, na które chętnie uzyskałbym odpowiedź:
1. Dlaczego squat „Przychodnia”, który jest siedzibą warszawskiej „Antify”, o czym policja doskonale wie, nie był w żaden sposób zabezpieczony czy obstawiony? Przecież dla każdego jest oczywistym, że obie grupy – narodowcy i lewaccy antyfaszyści – są ze sobą ostro skonfliktowana i jasnym było, że w tym miejscu niemal na pewno dojdzie co najmniej do przepychanek.
2. Dlaczego rosyjska ambasada została pozostawiona bez ochrony? W cywilizowanych krajach ochronę ambasad wzmacnia się za każdym razem, kiedy w ich pobliżu jest planowana jakakolwiek demonstracja, nawet najmniejsza. W Polsce placówkę Rosji pozostawiono na pastwę losu i przypadkowych wariatów.
3. Dlaczego o podpalenie tęczy oskarża się uczestników Marszu, kiedy ten NIE PRZECHODZIŁ przez Plac Zbawiciela? Dlaczego organizatorzy mają odpowiadać za szkody, które nie zostały wyrządzone na trasie Marszu?
4. Dlaczego tęcza została w pośpiechu odrestaurowana tuż przed samym Marszem? Czy chodziło o to, by koniecznie ją podpalić i mieć pretekst do spacyfikowania narodowców? Dlaczego policja – której wokół tęczy było pełno – nie podjęła żadnych prób by zapobiec podpaleniu i nie potrafiła ochronić gaszących tęczę strażaków?
5. Kto wpadł na pomysł by o godzinie 16:42 rozwiązać Marsz przekształcając go w nielegalne zgromadzenie? Czy ten człowiek naprawdę wyobrażał sobie, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi ot tak rozejdzie się grzecznie do domów? Czy też może chodziło o to, by dać policji pretekst do zaatakowania narodowców?
To tyle na szybko, jestem jednak pewien, że pytań znalazłoby się o wiele więcej. Nie tylko zresztą do policji i miejskich władz, organizatorów manifestacji też można by przepytać – ot choćby w kwestii tego, kto dopuścił do głosu p. Zawiszę, który oświadczył publicznie, że świstek z Urzędu Miasta nic dla Was nie znaczy? I kto ustalał trasę marszu, na której znalazło się co najmniej kilka punktów zapalnych? Zresztą, mniejsza o to – ważnym jest, że za zamieszki w Warszawie odpowiada Jarosław Kaczyński co oświadczył sam miłościwie nam panujący Pan Premier Donald Tusk: „Każdy, kto nie tylko toleruje, ale akceptuje tego typu zdarzenia, ponosi za to współodpowiedzialność. Jeśli słyszymy w Święto Niepodległości Polski słowa o tym, że jakieś siły zagrażają polskiej niepodległości, to ja nie mam żadnych wątpliwości, że to są słowa wywołujące tego typu zagrożenie, rzeczywiście tak jest. Ci, którzy rujnują nasze święto aktami agresji i przemocy, naprawdę zagrażają polskiej niepodległości” - rzekł był szef rządu, po czym dodał - „Z ust Jarosława Kaczyńskiego usłyszałem że pokaże siłę, że Polska naprawdę nie jest niepodległa”. Mamy zatem jasność i tej wersji powinniśmy się trzymać...
Inne tematy w dziale Polityka