Seweryn Blumsztajn, znany ze swojej niechęci do rodzenia publicysta „Gazety Wyborczej”, napisał list do Rosjan. Warto przeczytać to arcydzieło epistolografii, tyle wazeliny nie zużył nawet król Staś Poniatowski do nasmarowania carycy Katarzyny. Kiedy przeczytałem słowa „To nie Polacy walczą z Rosjanami, a wrogowie wolności z jej obrońcami. W tej walce uważamy Was, Koledzy i Przyjaciele, za sojuszników. Prosimy, byście wy też tak nas traktowali. Tylko wspólnie możemy zatrzymać siejących wrogość ekstremistów” opadła mi szczęka i zastanawiać się począłem, skąd redaktor Blumsztajn wziął towar, którym się napalił – bo bez wspomagania chyba nawet on nie byłby w stanie uznać putinowskiej Rosji za kraj broniący wolności.
Zabawnym jest, jak zmienia się narracja redaktorów z Czerskiej, jeszcze nie tak dawno popierali oni bojkot igrzysk w Soczi, do którego zaczęły nawoływać tęczowe środowiska w związku z wprowadzeniem przez Rosjan prawa zakazującego promowania „nietradycyjnych relacji seksualnych” czyli, mówiąc wprost, sodomii. Ależ „Wyborcza” załamywała ręce nad prześladowanymi z rozkazu Władimira Władimirowicza homoseksualistami, ileż łez wylała nad ich dolą nieszczęsną. Podobnie było w przypadku aresztowania członkiń zespołu Pussy Riot, które wdarły się do moskiewskiego soboru Chrystusa Zbawiciela i wykonały tam utwór „Bogurodzico przegoń Putina” - jojczeń nie było końca. A dziś nagle Rosjanie objawiają się jako „obrońcy wolności”. Przedawkowanie czy schizofrenia?
Nie byłoby się właściwie czym przejmować, prywatny człowiek może sobie pisać prywatne listy do kogo chce, a póki co Seweryn Blumsztajn jest tylko i wyłącznie człowiekiem prywatnym. Niestety, nasi politycy z głową państwa na czele przyjęli ton podobny i poczęli przepraszać Rosjan za incydent z budką jakby od tego zależała przyszłość nie tylko ich, ale całego kraju. A mógł Bronisław Komorowski powiedzieć swojemu rosyjskiemu koledze po fachu: „nasi zaatakowali waszą ambasadę, dzień później wasi zrobili to samo z naszą. Jesteśmy kwita, nie ma o czym gadać”. Kłopot w tym, że do takiego zagrania potrzebne są cojones, a tych brakuje zarówno Panu Prezydentowi jak i kieszonkowemu Talleyrandowi co to poszedł w ziemiaństwo, Radosławowi Sikorskiemu. Najwyraźniej zdławił ich strach, przecież wkurzony Putin może znowu przysłać jakąś smoleńską fotkę i trzeba będzie się tłumaczyć...
Inne tematy w dziale Polityka