Ile mamy Polsk? Niektórzy twierdzą, że Polska jest jedna bo tak stanowi Konstytucja, inni twierdzą że jedna Polska to fikcja, ale wymieniają na ogół dwie Polski: PiSowską i POwską. Można iść nawet dalej i wymienić trzy, cztery, ba pięć Polsk!
Przesada? Linia podziału PiS i nie-PiS to zbytnie uproszczenie bowiem pakuje wszystkich co nie popierają PiSu do jednego wora. Taką linię proponuje jednak trzon najtwardszego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. My - oni, patrioci - zdrajcy. Linia podziału na Polskę POwską i PiSowską jest w ich ustach niejako symbolem, bo w końcu każdy kto nie popiera Jarosława Kaczyńskiego w jakiś tam sposób pomaga Tuskowi, choć to działa w dwie strony.
Największą z Polsk jednak, jest Polska która ma w nosie całe te igrzyska, nie popiera nikogo, nie chodzi na wybory i generalnie nie interesuje się polityką, chyba że akurat jakiś towar znacznie podrożał i trzeba kogoś skląć, wtedy przypominają sobie ewentualnie, że istnieje coś takiego jak rząd i premier. Ta Polska zostawia kraj w rękach niecałej połowy obywateli, którzy w 80% głosują na PiS i PO. I tym wyborcom wydaje się, że dwie wielkie Polski się ze sobą ścierają kiedy Polska największa ma wszystko w nosie i nie bierze w tym w ogóle udziału. A to też są ludzie normalnie funkcjonujący w społeczeństwie i mający jakieś zainteresowania.
No więc jak podsumować, są trzy Polski i tyle? Trzeba dodać jedną, średnią Polskę lewicową, choć jej trzon w aspiracjach nie różni się zbytnio od tego co proponuje PO i jeszcze dwie małe Polski jakże diametralnie różniące się wpływem na rzeczywistość. Jedna z tych małych Polsk to Polska skupiająca środowiska od konserwatywnych liberałów, przez libertarian do skrajnych socjalistów, czyli Polska kwestionująca obecny system choć to jedyne co ich łączy bo recepty na kraj mają zgoła odmienne.
Druga z małych Polsk to Polska establishmentu czyli polityków, którzy dostali się do koryta i pieczołowicie pracują by to koryto utrzymać w takiej kondycji żeby odpowiadało ich potrzebom. Przy okazji ma ono zapewnić zachowanie status quo, kraj bez żadnych przewrotów społecznych i buntów co przecież źle wpływałoby politykom na trawienie. Do tego celu wykorzystują populizm i demagogię wywołując sztuczne konflikty między elektoratami i podsycając wrogość jednych do drugich. Spełnia to funkcję dwojaką, raz, że stwarza poczucie zagrożenia w którym jeden polityk nagle jawi się obrońcą normalności, dwa odciąga uwagę od rzeczy naprawdę istotnych.
Polska establishmentu to Polska oderwana od swoich elektoratów, Polska przywilejów niemal szlacheckich, Polska koryta bez dna (stale na deficycie), Polska która reprezentuje kraj na arenie międzynarodowej. Szukając dla siebie miejsca w tym kraju trzeba uważnie słuchać co mówią politycy i obserwować co później robią. Jeśli ktoś uważa, że obiecanka nie była do spełnienia to po jaką cholerę głosował na polityka, który opowiadał takie dyrdymały? A jeśli z kolei obiecanka była do spełnienia, a nie została spełniona to chyba najwyższy czas wyciągnąć odpowiednie wnioski i przestać głosować za wypasem elit na koszt podatnika.
Weźmy pod uwagę, że wszystko to dzieje się pod wspólnym sztandarem, bo żyjemy w jednym państwie i wszyscy do niego dokładamy. I wyborcy PiS i wyborcy PO, wyborcy innych partii, a także ci którzy nie chodzą na wybory wcale. Więc to jest ta jedna, nasza Polska podzielona na różne grupy interesu. Prędzej wyborca PO będzie miał wspólny interes z wyborcą PiS, niż wyborca którejkolwiek z tych partii z mainstreamowym politykiem.
Inne tematy w dziale Polityka