Słowem wstępu. Nie zamierzam wykłócać się ze zwolennikami PiSu na temat katastrofy smoleńskiej, tzn czy to był zamach czy go nie było, dlatego nie odnoszę się do żadnych "dowodów niezależnych ekspertów" i teorii wyssanych z palca na potrzeby polityczne wiadomej formacji. Przyjmijmy zatem, że wy wierzycie w zamach, ja waszej wiary nie podzielam i nikt nikogo tutaj nie przekona. Zresztą podpieranie się z mojej strony logiką i racjonalizmem (bo nie jestem fizykiem by koncentrować się na modelach z tej dziedziny nauki) nie ma najmniejszego sensu. Wiara nigdy nie opierała się na racjonalnych przesłankach, zawsze na dogmatach. Macie więc swój smoleński dogmat z którym musicie (albo nie musicie) żyć i który musi wam wystarczyć.
Notki nie kieruję jednak do sympatyków Kaczyńskiego i Macierewicza, taką napiszę 10 kwietnia, w dobrej woli (to nie sarkazm) i nadziei, że w końcu zrozumieją dlaczego wbijanie Polakom do głów zamachu nie ma innego sensu niż ten polityczny i służy wyłącznie politykom (nie tylko PiSu). Chciałbym zwrócić się do 'niewiernych' czyli grupy z poza sekty smoleńskiej, ludzi tak jak ja nie obstających za teorią zamachu. To o tyle istotne, że mam wrażenie iż w ostatnich trzech latach daliśmy się zapędzić w kozi róg i to nie z powodu o jakim niektórzy moi 'stronnicy' myślą. Czytam bowiem, że rząd nie może tego tematu zostawiać PiSowi, nie może oddawać im pola itd. Sam tak swego czasu pisałem co obecnie uznaję za błąd. A jeśli większość Polaków uwierzy w zamach, to wcale nie będzie znaczyło, że był zamach tylko że większość Polaków to głąby i musimy się z tym pogodzić. Co się tyczy zaś naszej postawy. Dlaczego mamy jak mamy?
Otóż banalną prawdą w tym wypadku jest fakt, iż wyznawcy Kaczyńskiego nie kupią żadnych tłumaczeń "wrogiego obozu" i ani przez chwilę nie pochylą się nad stanowiskiem Naczelnej Prokuratury Wojskowej, o stanowisku Jerzego Millera nie wspominając. Mieliśmy tego doskonały przykład kiedy wyszła sprawa z trotylem. Jeden z fanów PiSu, którego nicka nie wymienię bo lubię gościa, napisał nawet na Twitterze, że prezes musi iść w zaparte i nie wycofywać się ze swoich oskarżeń w związku z domniemanym wykryciem substancji wybuchowej. Tak moi drodzy, to jest stanowisko umiarkowanego pisowca, a nieco mniej umiarkowani tracili rozum rozmyślając dniami i nocami nad spiskiem Rosjan i Tuska. Więc czego wy oczekujecie i na co się oburzacie? W końcu kogo bronicie?
No właśnie, śmieszne to iż broniliśmy Tuska przed oskarżeniami o zdradę i zamach, domagaliśmy się wręcz interwencji prokuratury, nie mając zupełnie na uwadze, że samemu zainteresowanemu taka sytuacja odpowiada. Sam zainteresowany nie ma w tej kwestii żadnych pretensji i sam zainteresowany cieszy się kiedy ktoś go bierze w obronę, przy okazji przymykając oko na oczywisty fakt, że rząd daje ciała na całej linii od początku sprawowania władzy (gospodarka, finanse, podatki). Po jaką cholerę mam bronić Donalda Tuska, skoro on sam lubi być nazywany zdrajcą i wspólnikiem Putina w zbrodniczej polityce przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu? Dla Platformy tak jak i dla PiSu Smoleńsk to sprawa polityczna. PiS urywa na tym swoje punkty, PO swoje i żadnej ze stron nie zależy, po pierwsze na szybkim zakończeniu śledztwa, po drugie na ucięciu tej obłędnej narracji, która pojawiła się trzy lata temu i trwa po dziś dzień.
Za trzy dni wyznawcy religii smoleńskiej mają swoje święto. Już słyszałem żarty, że będzie to swoista smoleńska wielkanoc z trotylową święconką. Radzę się dobrze przyglądać rządowi, żeby przypadkiem nie przepchnięto w ogólnym zamieszaniu jakiejś naprawdę szkodliwej dla Polaków ustawy. Ten rząd lubi robić takie niespodzianki.
Inne tematy w dziale Polityka