Po odejściu z PO Johna Godsona, zawieszeniu w prawach członka klubu tej partii posła Żalka i po samozawieszeniu się posła Gowina (niezależnie czy taki manewr jest możliwy wiadomo już, że Gowin nie będzie głosował za rządem w sprawie OFE) koalicja PO-PSL jest o krok od utraty większości parlamentarnej. I o ile uciekinierzy z tonącego ugrupowania Palikota mogą gwarantować rządowi wsparcie w obawie przed wcześniejszymi wyborami (jak niegdyś frakcja Jagielińskiego popierająca SLD), o tyle jak dla mnie żadnych wcześniejszych wyborów nie będzie, bo Tusk jest po prostu cykorem i nie odda władzy do samego końca. Jak Jerzy Buzek ciągnący zbieraninę AWSu na samo dno, Donald Tusk zmierza dokładnie w tym właśnie kierunku ciągnąc Platformę.
Ciężko powiedzieć czy PO skończy jak AWS ale podobieństw jest więcej. Co prawda wtedy mieliśmy do czynienia z koalicją różnych formacji, a teraz mamy do czynienia z jednym ugrupowaniem, ale przecież Platforma i tak jest zbieraniną ludzi z SLD czy PiSu, konserwatystów, socjalistów, zwykłych karierowiczów i wędrowników politycznych pokroju Stefana Niesiołowskiego. To że formalnie mamy do czynienia z jedną partią o niczym nie świadczy. Jak na dłoni widać, że skrzydło konserwatywne w chwilach kryzysu zarówno ekonomicznego jak i politycznego (PiS coraz bardziej ucieka Platformie w sondażach), zaczyna sobie szukać nowych sztandarów. Bo chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że Gowin nie dostanie miejsca na żadnej liście tonącej PO, nawet do Unioparlamentu.
Donald Tusk natomiast, jest na tyle słaby, że nie może sobie pozwolić na czystki w szeregach Platformy, nawet po wygranych wyborach na szefa tej rozłażącej się z każdej strony partii. I co ważniejsze, o czym już wcześniej wspomniałem, Tusk panicznie boi się utraty władzy na rzecz PiSu, stąd wszystkie te niemrawe posunięcia, dziwne wybiegi na spotkaniach zamkniętych z działaczami, skąd jakimś trafem wyciekają później sensacyjne wieści. A to o dymisji Jana Vincenta, a to o komisarzu w osobie Hanny Gronkiewicz Waltz w przypadku jej odwołania z urzędu prezydenta miasta stołecznego. Tusk się miota i próbuje różnych wariantów, ale władzę utrzyma (przy sprzyjających wiatrach) najwyżej przez dwa lata, bo tyle zostało do wyborów parlamentarnych.
Tyle że w chwili obecnej premier zdaje sobie sprawę iż zaczęło się już końcowe odliczanie, a pierwszy sprawdzian będzie miał miejsce jeszcze tej jesieni przy okazji referendum w kwestii odwołania Walcowej. Bo łomot jaki dostanie Platforma za niecały rok będzie epicki, a za dwa lata nie będzie już kogo zbierać na listy, poza zaufanymi Tuska, którzy nie załapią się do żadnej innej partii bo żadna ich nie przyjmie.Niby oczywiste polityczne przetasowanie, ale zobaczyć miny usłużnych PO dziennikarzy, celebrytów i innych wentylków - bezcenne.
Inne tematy w dziale Polityka