Prawdziwym problemem w demokracji jest przekonanie ludu, iż wszystkie pieniądze są wspólne, zatem rząd może nimi dowolnie rozporządzać i rozdzielać między konkretne grupy roszczeniowe. Taki model funkcjonowania państwa nazywa się później sprawiedliwością społeczną.
Ludzie popierający owe rozwiązania, wierzą z całą gorliwością w instytucje państwa i uznają je za gwarant bezpieczeństwa. Tymczasem nie przychodzi im do głowy, że wszystkie problemy w tak zwanych finansach publicznych są efektem polityki redystrybucyjnej. Jeśli nawet nie wszystkie, bo część polega na zwykłych przekrętach i korupcji, to nie dajmy się zwieść zapewnieniom, że skuteczna walka z korupcją rozwiąże całościowo problem. Otóż nie rozwiąże go nawet w 10% (co nie oznacza iż nie należy skorumpowanych urzędników ścigać).
Związek polityki i bankowości to oczywistość, jest on też główną przyczyną wszystkich większych kryzysów jakie nękały społeczeństwa w XX wieku i obecnie. Działanie tego mechanizmu jest proste. Do banków komercyjnych stale wpływają pieniądze, więc banki te mogą częściowo finansować wydatki państwa np kupując rządowe obligacje. Jednak brak odpowiedzialności podmiotów finansowych wspierany przez państwo różnego rodzaju bailoutami, powoduje niestabilność systemu jako całości (zwiększa się głównie zadłużenie). Wyobraźcie sobie co by się stało, gdyby nagle wszyscy klienci banków postanowili zamknąć swoje konta. Banki musiałyby zwrócić się do swoich wierzycieli czyli kredytobiorców. Między innymi państwa, nie posiadającego żadnych swoich pieniędzy, tylko Twoje Drogi Podatniku.
No dobrze, ale co się dzieje kiedy państwo nie może się dalej zadłużać bo przekroczone zostały już wszystkie progi ostrożnościowe i granice rozsądku? A no wtedy zbiera się Komisja Europejska i radzi jak tu "ratować euro" (casus Grecji), po czym następuje zrzutka z całej eurozony na spłacenie długów wobec banków, które kupowały państwowe obligacje. Zadłużenie dalej rośnie tyle że w innych państwach.
Dlaczego o tym piszę. Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego i różne formacje wykłócają się między sobą ile wyżebrzą dla Polski eurosów. Ten godny politowania spektakl robiony dla totalnych głąbów, ma przekonać polskiego podatnika, że 1) bez dotacji z UE zginiemy, przepadniemy, będzie klęska, 2) że konkretne ugrupowania "więcej dla Polski załatwią".
Oba stwierdzenia są nieprawdziwe. Po pierwsze, dotacje z UE kreują gigantyczny dług, co skłoniło socjalistów z PO m.in. do podatkowych grabieży i obrabowania Polaków z oszczędności, a po drugie, PE nic nie może bo nie ten organ rządzi w Unii, tylko Komisja Europejska mająca umocowanie prawne w Radzie Europejskiej. Ci cyniczni krętacze oczywiście tego wam nie powiedzą, będą straszyć "eurosceptykami" którzy chcą blokowania unijnego budżetu, ale my wszyscy widzimy efekty tej szalonej redystrybucji wspartej nienormalną biurokracją.
Zanim wrzucisz głos do urny na konkretnego kandydata, zadaj sobie Drogi Wyborco pytanie, po co on tam naprawdę idzie i czy czasem nie warto powiedzieć "dość" spasionym kotom obiecującym raj za unijne pieniądze. Będę co jakiś czas, aż do wiosennych wyborów pisał prawdę o UE, bo ktoś to musi robić, a póki co mainstreamowe media z chlubą wspierają zwykłe żebractwo i brak rozeznania co do faktów podstawowych.
Inne tematy w dziale Polityka