betacool betacool
133
BLOG

Poufne: upoić, sfotografować, wsadzić pod telegraf

betacool betacool Polityka Obserwuj notkę 0

Makulektura nr 54

Poufne: upoić, sfotografować, wsadzić pod telegraf

Mirosław Francić, Komitet Obrony Narodowej w Ameryce 1912-1918, Ossolineum 1983


 W poprzednim odcinku wczytując się we wspomnienia Feliksa Młynarskiego dowiedzieliśmy się, że PPS zmonopolizowała działalność dwóch organizacji powołanych między innymi po to, by sprawić wrażenie, że w Polsce tuż przed wybuchem I WŚ istnieją organizacje jednoczące wszelkie siły stawiające na odzyskanie niepodległości w oparciu o Austro-Węgry. Tymi organizacjami były Polski Skarb Wojskowy i Komisja Skonfederowanych Stronnictw Narodowych. Wtedy to grupa działaczy (Al. Dębski, T. Siemiradzki, St. Rayzacher, Br. Kułakowski) postanowiła utworzyć na terenie amerykańskim organizację mającą na celu popieranie tych instytucji. Jak dobrze wiemy najbardziej szczerym poparciem jest poparcie w złotych dolarach więc trzeba było szybko zorganizować komitet, który by się zajął destylowaniem z polonijnego poparcia jak największej ilości kruszcu.

Wykorzystano do tego celu zjazd połączeniowy sokolstwa amerykańskiego, który odbył się 15 і 16.XII 1912 w Pitttsburghu. Do powstałego Komitetu Obrony Narodowej weszli: biskup Rhode jako prezes honorowy, K. Żychliński jako prezes, S. Szwajkart (v-prezes), Adam-kiewicz (skarbnik), oraz jako członkowie: Al. Dębski, T. Siemiradzki, B. D. Kułakowski, St. Rayzaher, dr J. Zalewski, dr K. Żórawski, J. M. Sien¬kiewicz i dr T. Starzyński.

Zbiórka ruszyła i jak wiemy ze wspomnień Młynarskiego (czytaj poprzedni wpis), po jakimś czasie strumień dolarów przybrał całkiem pokaźne jak na warunki polskie rozmiary.

Naszych socjalistów w Ameryce uwierał jednak fakt, że zbiórka odbywa się głównie pod auspicjami Związku Narodowego Polskiego (największej i najbogatszej organizacji polonijnej w Ameryce).

W związku z tym podjęto nieśmiałe próby dogadania się z innymi środowiskami, które mogłyby zapewnić cenne materialne wpływy i wpływy niematerialne ale nie mniej cenne. Francić przytacza list Jodki Związku Socjalistów Polski w Nowym Jorku:

„…w Stanach Zjednoczonych żyje Żyd nazwiskiem Jacobson, „Który ma talent wynajdowania pieniędzy”, co udowodnił w r. 1905, sprowadzając do Ameryki jeńców wojennych i dezerterów z armii rosyjskiej, którzy znaleźli się w Japonii. Onże Jacobson ma znajomego a wpływowego człowieka nazwiskiem I. Hurkwicz, pracownika Bureau of Census, który uważa się za Polaka. Poprzez nich (…) najlepiej byłoby wpływać na nastroje społeczności żydowskiej w Ameryce. Wskazując na niebezpieczeństwo antysemityzmu i budząc obawę przed pogromami – instruował dalej Jodko - należało podkreślić, że jedynymi obrońcami Żydów w Polsce są rewolucjoniści”.

I zjazd KON odbył się 8.VI 1913. Rozegrała się na nim walka między elementami klerykalnymi a resztą KON. Pretekstem było odrzucenie przez zjazd wniosku ks. Zapały, by zebrane przez KON pieniądze zatrzymywać w Stanach Zjednoczonych. Po odrzuceniu wniosku księża i przedstawiciele Zjednoczenia Rzymsko-Katolickiego opuścili obrady. Z klerykałami solidaryzowali się endecy, nie występując co prawda oficjalnie z KON, lecz dążąc do podporządkowania go Związkowi Narodowemu Polskiemu, co w praktyce równałoby się likwidacji KON.

Mało tego polonia amerykańska chciała sprawdzić na co idą jej pieniądze, chciała sprawdzić wiarogodność pisanych sprawozdań. Momentem dodatkowym był tu fakt, że kierownicy KSSN i PSW (czyli ludzie Piłsudskiego i Jodki) dość opieszale wysyłali pisemne sprawozdania.

Trudno ten brak buchalterii usprawiedliwić brakiem czasu, bowiem Młynarski wyjawił już nam, że najbardziej eksponowane stanowiska zajęli „krakowscy PPS-owscy bezrobotni”, którzy mieli najwięcej czasu, by się całkowicie poświęcić niepodległościowej służbie.

Im dłużej nie nadchodziły z kraju rozliczenia, tym większa stawała się kwota, którą znikła w „starym kraju” bez śladu pokwitowań. Mirosław Francić podaje, że w ciągu pierwszego roku KON uzbierał w Ameryce kwotę ok. 31 000 dolarów. Być może faktem utrudniającym „zafakturowanie” wydatków była wzmianka Młynarskiego, że Piłsudski upierał się, by wydać ją na koszty administracyjne, a nie na zakup uzbrojenia.

Zaniepokojona polonia amerykańska podjęła więc decyzję o wysłaniu delegatów do Galicji. Zaniepokojenie Polonii było jednak niczym wobec popłochu, jaki zapanował w KON na wieść o decyzji o wysłaniu „cenzorów” do kraju.

Posłuchajmy Francića:

„…Dębski rozpaczliwie apelował o wydelegowanie do Ameryki Bojki i Witosa, co miało uwiarygodnić działalność Komisji w opinii Polonii i uczynić zbędną jej kontrolę przez delegatów ZNP”.

 Wkrótce okazało się, że jest już za późno i znane są nazwiska delegatów mających udać się do „starego kraju”. „Cenzorami” mieli być Antoni Karabasz i Adolf Rakoczy.

 Wtedy Aleksander Dębski (o którym umieszczę co najmniej dwa blogowe wpisy) sięgnął po kartkę papieru firmowego KON i nakreślił na nim takie oto słowa:

„Poufne. Tylko dla osobistego użytku najbliższych“ 

„Starajcie się pilnować szczególniej Кarabasza, gdyby Witold [Jodko] mógł upoić [go] i wpakować w jakąś awan¬turę lub skandal po pijanemu, sam będąc trzeźwy, sfotografować go lub pijanego wsadzić pod telegraf, tak żeby ten skandal mógł się do prasy do¬stać, byłoby wybornie. Gdyby mu akademicy za Studnickiego mordy nabili, byłoby wybornie, ale nie sam Studnicki osobiście i niech ten skan¬ dal pójdzie do prasy, bo Karabasz na pewno będzie się starał po przyjeździe jak najczamiej Was omalować. Rakoczy jest podrzędną figurą i w razie jeśli potraficie go zażyć przez Bojkę, Tetmajera, Żmigrodzkiego, to nawet może przychylne zająć stanowisko. Na zewnątrz musicie być dla nich grzeczni i honorować. Ale protokół prowadźcie z posiedzenia oficjalnego. Jeśli możecie tanim kosztem przystawić do Karabasza agenta śledczego, to to zróbcie, ale musicie mieć pewnego człowieka“

Warto dodać tu opisać dlaczego w liście pojawia się nazwisko Studnickiego. Podobno Karabasz miał wyrazić się o Studnickim, gdy dowiedział się, że jest on członkiem Polskiego Skarbu Wojskowego „ten podlec”. Te powody mogły być jednak zupełnie inne, bowiem Jan Stapiński będący wpływowym politykiem PSL-u latem 1913 roku został zamieszany w aferę wiedeńskiej dyrekcji towarzystwa żeglugowego „Canadian Pacific”, którą oskarżono o nadużycia przy stymulowaniu emigracji. Pod tym dość wymuskanym i wypranym z treści zarzutem mogły się kryć czyny mało subtelne, bowiem katolicki „Głos Narodu” oskarżył Studnickiego o pośrednictwo w sprzedaży kobiet do domów publicznych. 

Losy przebiegu tej kontroli poznacie oczywiście z książki Francića, ale jest też opcja wygodna i dostępna dla wszystkich, bowiem w internecie można znaleźć krótki i treściwy artykuł Andrzeja Garlickiego p.t. „Misja A. Karabasza i A. Rakoczego – naprawdę zachęcam. 

  Ja chciałbym zwrócić uwagę na jeden fragment: 

„Oświadczano też delegatom, że J. Stapiński nigdy nie był członkiem Komisji i nie brał udziału w żadnym jej posiedzeniu. (…). Na pytanie tyczące się roli Jodki i przyczyn jego rezygnacji z funkcji sekretarza Komisji odpowiedziano delegatom, że Jodko zrezygnował z przyczyn osobistych, a wpływ, jaki wywierał na prace Ko¬misji, tłumaczy się jego wielkimi zdolnościami organizacyjnymi i tym, że był jedynym, który bez reszty poświęcił swój czas Komisji. Była to praw¬da, ale zręcznie podana, Jodko zrezygnował bowiem ze stanowiska sekretarza Komisji z powodów rzeczywiście osobistych, mianowicie z powodu kompromitacji w aferze wekslowej”. 

O Stapińskim i zarzutach kierowanych pod jego adresem już nieco wiemy. 

 Pora wyjaśnić o co chodziło z aferą wekslową Jodki. Andrzej Garlicki w książce o Piłsudskim podaje, że jego kolega z Komisji – Włodzimierz Tetmajer poszedł ze skargą do sądu o to, że brał od Tetmajera weksle do dyskonta i nie oddawał pieniędzy. Ponoć sprawa zapowiadała się bardzo źle dla Jodki, ale ostatecznie udało mu się skłonić Tetmajera do jej wycofania. Jodko pochodził wprawdzie z bogatej ziemiańskiej rodziny, ale prowadził tryb życia hulaki. Popijawy odbijały się szerokim echem wśród ludzi PPS-u i budziły sprzeciwy, tyle, że dopóki nie wypłynęła sprawa z wekslami nikt w partii ani w Komisji, ani w Skarbie Wojskowym nie reagował.

 Ale któż by wchodził w paradę sekretarzowi Komisji, która miała ambicję występować jako namiastka polskiego rządu.

Kto wie, czy w ten przedziwny sposób nie upłynniono także składek rodaków, którzy hojnie łożyli na „wydatki administracyjne” kompanów Piłsudskiego.

Komisja Karabasza i Rakoczego postulowała, by składek na „niepodległość” nie przekazywać na KSSN, bowiem nie ma w niej osób godnych zaufania. Poza tym KSSN nie zamierza rozszerzyć politycznej bazy i wiązać się z organizacjami i partiami reprezentującymi odmienne przekonania i jest zbyt blisko związana jest z koncepcją oparcia odzyskania niepodległości o Austro-Węgry. Poza tym większość wydatków organizacji pochłonęły koszty administracyjne, a nie zakup broni. 

Polonia wzięła pod uwagę wszystkie te argumenty. Dębski alarmował o spadku wpływów do 400 $ miesięcznie, ale to nie był koniec walki o szczodrość amerykańskiej Polonii…  

Na razie tyle - trochę ciekawostek zostawię akademikom Radia Wnet.

Przy okazji wpisów o Aleksandrze Dębskim na pewno do tematu wrócę.

A dla tych, którzy chcą poznać historie finansowe KON nieco bliżej i poczytać sobie o rolach rozpisanych dla Narutowicza, Żeromskiego, poznać bliżej Stanisława Rayzachera, na którego internetowe wyszukiwarki reagują jakby zażyły ampułkę środków przeczyszczających.

 M. Francić: Komitet Obrony Narodowej w Ameryce 1912 -1918.


betacool
O mnie betacool

grabarz nowych nonsensów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka