Znalazłem dziś prawie pięć godzin na spanie. Śniło mi się że znów byłem małym chłopcem. Jak za dawnych lat, bawiłem się tworząc z setek małych plastikowych klocków najróżniejsze budowle przewyższające mnie wzrostem, a często wprawiające w zdumienie nawet mojego dziadka.
I śniło mi się jeszcze, że moja wymarzona wieża sięgająca aż do sufitu zawalała się za każdym razem, gdy sięgając po klocki puszczałem chybotliwą konstrukcję. Dziadek - widząc mój smutek w uporze - postanowił pomóc mi w budowie. Gdy odszedłem na chwilę by się napić, przebudował moją konstrukcję i z wiotkiego komina zrobił potężny wieżowiec. Gdy wróciwszy obejrzałem efekty jego pracy... okazało się że najwyższy czas już się obudzić i ruszać w studencki bój.
Cały dzień męczył mnie ten sen. Uczucie niespełnienia. Chciałem komin do sufitu, a wyszedł wieżowiec do ramion. Zabrakło klocków na więcej. A wystarczyło tylko przytrzymać komin dopóki nie oparłby się o sufit... Nie dopilnowałem, niech to szlag. To nie tak miało być.
Premier wręczył dziś tekę wicepremiera Przemysławowi Gosiewskiemu. Swoim zastępcą ustanowił najwierniejszego człowieka, jakiego tylko miał pod ręką. A przecież wystarczyło powołać jakiegoś niezależnego, kreatywnego i najlepiej bezpartyjnego fachowca (pierwszego lepszego eksperta PO), który w mig przeprojektowałby premierowi całą jego czwartą erpe, zamiast potulnie współpracować z rządowym teamem. Chyba właśnie o to chodziło Niesiołowskiemu i Komorowskiemu.
Ech... Gdyby tak mnie we śnie, zamiast mojego dziadka, pomógł taki Gosiewski! Może miałbym lepszy dzień...
Inne tematy w dziale Polityka