Alpejski Alpejski
3515
BLOG

Proszę o szacunek dla ratowników i francuskiej wspinaczki z Nanga Parbat

Alpejski Alpejski Alpinizm Obserwuj temat Obserwuj notkę 158

W najśmielszych przypuszczeniach nie mogłem podejrzewać, co stanie się po wyjątkowej i zakończonej uratowaniem francuskiej himalaistki akcji na Nanga Parbat. Nie mogłem przypuszczać, że ta wspaniała akcja polskich wspinaczy stanie się pretekstem do ataków na ratowników i samą uratowaną. Pretekstem do negowania opinii doświadczonych himalaistów i wspinaczy.

Na Salonie działają wredne trolle posługujące się nieraz kilkoma nickami. W tej sprawie okazały się bardzo aktywne. Nawet jeden z nich prowadził zapaloną dyskusję z sobą samym pod dwoma nickami, obrzucają błotem wszystkich po równo. Oczywiście wszystko i wszystkich można obrzucić błotem i czekać aż ktoś się zacznie myć z tego brudu. Można powiedzieć wtedy - popatrzcie myje się, to znaczy, że coś w tym jest.

Ale to nie tylko sprawa Salonu. Zauważmy, jaki chaos wprowadzają tacy siewcy nienawiści. Ze wspaniałej akcji mamy wydarzenie, o którym dyskutują piwosze z Krupówek i inni doświadczeni w pierdzeniu w stary domowy fotel. Spiskowe teorie na temat tego, co mogło się stać na tej górze przyprawiają o zawrót głowy, niczym spojrzenie w piekielną otchłań, rozwierającą się pod stopami.

A co stało się naprawdę?

Naprawdę zachorował człowiek. Zachorował i zmarł. Tyle i aż tyle. Jego wspinaczkowa partnerka opowiadała o krwawieniu z ust i nagłej utracie sił przez swojego partnera. Tak to jedyny pewnik. Na tej wysokości innych pewników nie ma. Zdolności poznawcze organizmu w wyniku hipoksji są bardzo ograniczone. Zdolności analityczne jeszcze bardziej.

W pierwszej notce, którą napisałem na Salonie powiedziałem: Mam za sobą 12 pobytów w komorze niskich ciśnień, nauczyły mnie pokory wobec wysokości i oceny ludzi działających w warunkach ekstremalnych…

Co zatem mówi jeden pewnik, który mamy w postaci relacji Francuzki? Otóż dla każdego wspinacza niebędącego nawet lekarzem, jasne jest, że opisywała ona objawy wysokościowego obrzęku płuc. Choroba ta prowadzi bardzo szybko do śmierci w wyniku wewnętrznego utopienia, płynem zalegającym w płucach. Charakterystycznym objawem jest pienista wydzielina o krwawym zabarwieniu wydobywająca się ust dotkniętego obrzękiem. Jedynym sposobem ratunku dla takiego nieszczęśnika jest natychmiastowe umieszczenie go w worku hiperbarycznym i podawanie leków łagodzących objawy; takich jak leki nasercowe, oraz ułatwiające wydzielanie płynów ustrojowych, wysokie dawki preparatów cortizonowych, leki uspokajające i oczywiście tlen. Wiemy, że zespół działający na Nanga Parbat metodą alpejską, nie miał żadnego z tych środków przy sobie. Nie miał dwóch najważniejszych rzeczy dających nadzieję na uratowanie polskiego wspinacza – tlenu i worka hiperbarycznego! Zapewne nie miał też leków wymagających podawania dożylnego. To fakty, które wiemy z całą pewnością, nie podlegające dyskusji.

Wobec tych faktów jedyne co mogła zrobić Revol to pozostawić umierającego partnera i jak najszybciej schodzić w celu ratowania życia. Brutalnie? Tak brutalne. Taki jest niepisany kodeks tam gdzie wyrusza dwoje partnerów i obydwoje decydują się świadomie na najwyższe ryzyko. Tę decyzję podjęli będąc jeszcze w bazie, a w zasadzie przed wyruszeniem na wyprawę, kiedy ich mózgi pracowały poprawnie.

Niedawno blogerka Shan zadała pytanie - Czy istnieje coś takiego jak Kodeks Górski? Pisany lub nie pisany, ogólny zbór norm, jakimi powinni się kierować alpiniści/himalaiści w sytuacjach ekstremalnych? Jakie są zasady zachowania się wobec współtowarzyszy/indywidualnego partnera wyprawy? Na jakich zasadach powinna być prowadzona akcja ratunkowa i kiedy wolno jej zaniechać?

Nie, nie istnieje żaden pisany górski kodeks. Istnieją oczywiście różne spojrzenia na pojęcie partnerstwa i zespołu wspinaczkowego. Te spojrzenia zmieniały się wraz z rozwojem sportu i zmianami pokoleniowymi.

Najbardziej słynne powiedzenie, że przyjaciela nie opuszcza się nawet, gdy jest już bryłą lodu, przypisuje się Wawrzyńcowi Żuławskiemu, wielkiemu romantykowi gór i wybitnemu wspinaczowi, który swoją górską przygodę zaczynał w 1932 roku. Żuławski zginął przysypany lawiną w masywie Mount Blanc w 1957 roku podczas akcji ratunkowej. Można, zatem powiedzieć, że swoim przekonaniom dał ostateczne świadectwo, ruszając na pomoc w bardzo złych warunkach meteorologicznych i wbrew nadziei na odnalezienie Stanisława Grońskiego i jego włoskich partnerów żywymi.

Ja uważam, że siedzenie przy towarzyszu będącym bryłą lodu jest pozbawione sensu i uważam, że każdy wyruszając na wspinanie musi otwarcie powiedzieć partnerowi, co ten ma robić kiedy stanie się najgorsze. Dotyczy to zwłaszcza obszarów górskich gdzie niemożliwa jest szybka akcja ratunkowa.

Bo przykładowo Alpy objęte są całkowicie możliwościami szybkiego ratunku z wykorzystaniem najnowszych zdobyczy techniki. Wtedy obowiązkiem partnera jest trwanie i czekanie na pomoc z poszkodowanym - jeśli ten jeszcze żyje. Warunkiem tego jest, że obaj mają świadomość, że służby wiedzą, że oni pomocy potrzebują! Jeśli takiej pewności nie ma, to obowiązkiem zdrowego partnera jest „fizyczne rozwiązanie zespołu” i wezwanie pomocy. Taka decyzja może być usprawiedliwiona jedynie wtedy kiedy poszkodowany partner nie wymaga regularnych czynności podtrzymujących życie i istnieje szansa, że pozostawiony sam doczeka wezwanej pomocy. Powtarzam - istnieje szansa a nie pewność.

Tu podzielam zdanie prezentowane przez dużo młodsze niż Wawrzyniec Żuławski pokolenie. Sprowadza się do krótkiego zdania: w momencie zagrożenia nie odpuszczaj, nie popadaj w apatię, bo to oznacza śmierć. Tego uczono mnie podczas kursu tatrzańskiego. Tak, ta postawa jest odejściem od zasady pozostawania przy martwym partnerze. Nie oznacza rezygnowania ze wspólnej walki o ocalenie. Ta walka o ocalenie ma różny przebieg, bo każda sytuacja jest trochę inna, ale zasadą przewodnią jest nie poddawanie się przeciwnościom i elastyczność działania.

Oczywiście w wielkich filmach górskich jak „Śmierć przewodnika” i literaturze pokazane są niemal zawsze postawy heroiczne. Przełomem okazała się książka oparta na prawdziwym zdarzeniu zatytułowana „Dotknięcie pustki”, na jej podstawie nakręcono znakomity film „Czekając na Joe”.

„Dotknięcie pustki” wyzwoliło ogromną dyskusję w środowisku wspinaczy, jednak jej szczery przekaz uzmysłowił wielu, że często oszukujemy się sami przed sobą, wygadując wielkie rzeczy o postawach heroicznych. Nikt nie wie jak naprawdę zachowa się w obliczu śmierci. Z tego powodu, kiedy wiązałem się liną z kimś w górach mówiłem otwarcie jakie oczekiwania mam wobec mojego partnera w razie najgorszego scenariusza.

Góry wysokie takie jak Himalaje nigdy mnie nie fascynowały z jednego tylko powodu, niemożności udzielenia skutecznej pomocy partnerowi. Obserwując zachowania ludzi na wysokości stwierdziłem, że to nie moja bajka, choć wysokość znoszę bardzo dobrze.

Jednak takiego świadomego wyboru dokonuje każdy, kto podejmuje wyzwanie gór wysokich. Jedni to akceptują, inni jak ja się wycofują. To wolność, którą dają góry. Wolność wyboru.

Problem pozostaje często w tym, że wspinacze nie mówią całej prawdy swoim rodzinom i potem mamy tragedie, kiedy przykładowo rodzice „mają pewność, że ich dzieci tam wysoko jeszcze żyją”. Taką pewność miała też wiele lat po zaginięciu córki mama Wandy Rutkiewicz. To nieuczciwe i moim zdaniem egoistyczne, że w razie problemów pozostawione rodziny wierzą w ocalenie bardziej niż sami wspinacze. Często wykorzystują to media i potem nikt nie wie, co z tym bigosem zrobić.

Reasumując. Polska akcja ratunkowa była perfekcyjnie przeprowadzona, ale zachowanie wielu mediów i niektórych blogerów po samej akcji było skandaliczne.

Wielkie uznanie należy się też ofiarodawcom środków na wynajęcie śmigłowców. Jesteście wspaniali!

 

 

Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport