Szybowce DFS 230 na holu za samolotami Junkers Ju 52. Zdjęcie: muzeum Eben Emael.
Szybowce DFS 230 na holu za samolotami Junkers Ju 52. Zdjęcie: muzeum Eben Emael.
Alpejski Alpejski
3635
BLOG

Szybowce startują do ataku na Eben Emael

Alpejski Alpejski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Notka jest kontynuacją opowieści o zdobyciu fortu Eben Emael czyli notek: "Znowu w Eben Emael, czyli wojna i pilka nożna" i "Przygotowania, czyli jak kopuły z Ostrowca pomogły zdobyć Eben Emael"


Szybowce startują

Do ataku wyznaczono cztery grupy. Tylko jedna złożona z 11 szybowców grupa „Granit”, którą dowodził 23 letni porucznik Rudolf Witzig, miała atakować fort. Pozostałym – Eisen (Zelazo), Stahl (Stal) i Beton – przydzielono zadanie przejęcia w stanie nienaruszonym mostów na Kanale Alberta. Cała formacja liczyła 42 samoloty holujące Junkers Ju 52 3m i tyle samo szybowców. Oczywiście towarzyszyła im osłona myśliwska.

Na zdjęciu poniżej widzicie żołnierzy we wnętrzu szybowca DFS 230 gotowych do startu. (źródło Bundesarchiv)

image


Jeszcze ciemnościach wystartowały one w sobotę 10 maja 1940 roku z dwóch lotnisk w Kolonii, aby przy pierwszym brzasku znaleźć się w okolicach Aachen. Na trasie lotu formacji, jako pomoc nawigacyjną ustawiono reflektory przeciwlotnicze i rozpalono kilka ognisk.

Formacja 42 ciężkich maszyn Junkers Ju 52, to 126 silników gwiazdowych BMW 132, o mocy 600 KM. Silnik BMW 132 znany był z bardzo charakterystycznego basowego dźwięku, który wytwarzał[1]. W samolotach Ju 52 silniki te wydawały głęboki równomierny odgłos, o wiele potężniejszy nawet, niż o wiele mocniejsze silniki nowoczesnych amerykańskich bombowców. Było to spowodowane tym, że układ wydechowy był bardzo krótki i spaliny wyprowadzane były bez układu odzyskiwania energii, jak to było w przypadku nowoczesnych turbodoładowanych amerykańskich maszyn. Tak, więc powolny Ju52 w formacji wydawał większy hałas niż o wiele cięższe bombowe maszyny.

Na filmie poniżej możecie przelecieć się Junkersem Ju 52 wyposażonym w oryginalne silniki BMW 132. Podkręćcie dobrze wzmacniacz w aparaturze, albo podłączcie do komputera słuchawki dobrze oddające niskie tony!


Na przewożonych tymi samolotami żołnierzach i załogach holowanych szybowców, grzmot motorów wywierał motywujący efekt. Warto pamiętać, że dla nich – wytrenowanych podczas wielu ćwiczeń - była to niemal muzyka surm bojowych, mobilizująca i zagrzewająca do walki.

Jeszcze podczas spotkania w powietrzu dwóch grup uderzeniowych doszło do nieszczęśliwego zdarzenia, szybowiec dowódcy grupy „Granit”, aby uniknąć splątania lin z innym szybowcem musiał gwałtownie manewrować, co spowodowało zerwanie liny holującej. Każdy pilot szybowca wie, że nie wolno dopuszczać do zluzowania liny holowniczej. Ponowne jej naprężenie skutkuje zazwyczaj gwałtownym szarpnięciem i jej zerwaniem[2]. Zerwany z holu szybowiec Witziga nie miał szans na dolot do lotniska, z którego wystartował i pilotowi udało się jedynie wylądować na stosunkowo dużej łące nad Renem. Załoga natychmiast rozpoczęła oględziny łąki, pod kątem możliwości wylądowania na niej samolotu holującego. Po usunięciu kilku krzaków wezwano samolot holujący, ale cała procedura przeciągnęła się ze względów na konieczność poczekania na dobre dzienne światło i wymiany liny holowniczej. W ten sposób główna grupa uderzeniowa zanim jeszcze przyjęła kurs na fort Eben Emael, straciła swojego dowódcę.

Jednak Niemcy byli przygotowani na taką ewentualność i podczas ćwiczeń symulowano stratę nawet kilku załóg, zatem każdy wiedział, kogo ma w razie problemów zastąpić. Kto działał w dobrze wyszkolonej grupie, znajdującej się w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, wie i zna to uczucie, kiedy normalny ludzki strach nie jest w stanie sparaliżować działań zespołu.

To odczucie „wspólnoty wobec śmierci” jest jednym z podstawowych zjawisk wykorzystywanych do budowania i szkolenia, funkcjonujących sprawnie - nawet w największym zagrożeniu - zespołów bojowych, czy też ratunkowych. To pozornie paradoksalne odczucie, że świadomość, iż każdy z zespołu może w każdej chwili stracić życie, pozwala na opanowanie strachu i koncentrację na wykonywanym zadaniu.

Niemcy, jako jedni z pierwszych wprowadzili też zasadę nieukrywania strachu, a żołnierze mieli możliwość wzajemnego przyznania się do odczuwanego strachu. Psychologiczne badania pokazały, bowiem, że ukrywanie strachu nie tylko paraliżuje możliwości rozsądnego i jasnego myślenia na polu bitwy, ale też pożera ogromne pokłady fizycznych sił. Żołnierz w stanie bliskim panice i pod ogromną presją psychiczną i fizyczną, jest w stanie działać dokładnie tyle ile przeciętny szaleniec w amoku. To bardzo niewiele, bo tylko około 40 minut! Po tym czasie człowiek taki nie jest zdolny do sprawnego funkcjonowania, ze względu na całkowite wyczerpanie sił fizycznych. Brak zmęczenia, spowodowany nadmiernym wydzielaniem adrenaliny powoduje, że po szybkim i nadmiernym zużyciu zapasów energii, organizm przechodzi bez ostrzeżenia do stanu wyczerpania. Na to nakłada się załamanie możliwości intelektualnych, spowodowane wyczerpaniem fizycznym i nadmiernym obciążeniem układu nerwowego. Ponieważ jest to stan fizjologiczny, zagrzewanie do walki takiego żołnierza nie przynosi potem żadnych skutków. Nawet, jeśli teoretycznie zastrzykiem adrenaliny przywrócimy mu na chwilę możliwość wykorzystania resztek energii, to i tak jego stan intelektualny nie pozwoli na skuteczne i racjonalne działanie. Zapamiętajcie ten mechanizm, będzie ważny w dalszej części tej historii!

Żołnierz działający efektywnie, nie może znajdować się w stanie bliskim panice lub amokowi. Stan taki powoduje, że organizm zużywa energię, wielokrotnie szybciej niż jest to potrzebne do skutecznego wykonania zadania! Przeciwdziałanie temu jest możliwe dzięki intensywnemu treningowi, poczuciu wspólnoty w grupie, przyznaniu się do strachu – „ja odczuwam strach dokładnie tak jak i ty” – a dodatkowo, wprowadzeniu zawołań bojowych lub muzyki towarzyszącej walce. Tę ostatnią zasadę znano chyba odkąd człowiek wymyślił pierwsze narzędzie-broń. Instrumenty bojowe towarzyszyły wojskom od wieków. Dla nowoczesnych wojsk powietrzno desantowych taką muzyką stał się ten sam odgłos silnika samolotu, który u atakowanych wywoływał uczucie paniki, a atakujący po prostu go kochali, tak jak kiedyś rycerze parskanie bojowego rumaka po osiodłaniu.

Belgowie i warunki wewnątrz fortu.

Rzeczywistość służby w forcie była bardzo odmienna od służby i szkolenia żołnierzy niemieckich jednostek specjalnych.

Głębokie korytarze, wprawdzie zapewniały całkowite bezpieczeństwo w razie ostrzału i bombardowania, ale generowały zupełnie inne problemy, psychologicznej natury. Zwróćcie uwagę tylko na niektóre. Wyprzedzę trochę narrację, ale ważne jest to dla zrozumienia tego, co działo się w głowach obrońców.

1 - Wilgoć i mikrobiologia.

Poterny i koszary fortu wykuto w marglach i zastosowano obudowę betonową, laną pomiędzy skałę a szalunek drewniany pod ciśnieniem. Teoretycznie taka warstwa betonu powinna być wodoszczelna. Teoretycznie… Skały wapienno-marglowe są skałami podlegającymi krasowieniu. Przekrój wzgórza od strony Kanału Alberta pokazuje wiele przykładów zjawisk krasowych dobrze rozwiniętych w fortyfikowanym wzgórzu. To horyzontalne korytarze i kanały, a także pionowe aveny, łączące kilka poziomów krasowych pełniące rolę naturalnego drenażu wapiennego wzgórza. Włócząc się po fortowych poternach zauważałem, że podczas prac górniczych we wnętrzu wzgórza, najwyraźniej przecięto kilka kanałów krasowych. Wykonując betonową obudowę potern, najzwyczajniej przerwano ciągłość kanałów krasowych, co skutkuje do dziś spiętrzaniem wód gruntowych po każdych opadach. W takim przypadku betonowa obudowa okazuje się niedostatecznie szczelna, i niektóre korytarze stają się niesamowicie wilgotne do tego stopnia, że ich dnem zaczynają cieknąć strugi wody. Ma to ogromny wpływ na tworzenie się bardzo nieprzyjemnego mikroklimatu w podziemiach. Dziś, kiedy nie działa mechaniczna wentylacja nadciśnieniowa widzimy jak na ścianach niektórych korytarza skrapla się woda. Sytuację taką pokazuje zdjęcie wykonane w części podziemi niedostępnej turystom.

image

Dawniej, kiedy działała wentylacja wymuszona, cała ta wilgoć odparowana, tłoczona była w masie powietrza przez wszystkie korytarze - również koszarowe. Ściany malowano zwykłymi farbami, co w narastającej wilgoci powodowało, że farba stawała się idealną pożywką dla wszelkich mikroorganizmów, a szczególnie grzybów[3]. Łuszcząca się, a w zasadzie pyląca farba zainfekowana zarodnikami pleśni i grzybów, lądowała w płucach żołnierzy.  Efekt był zawsze bardzo nieprzyjemny, bo nawet, jeśli nie powodowało to ostrej infekcji, to grzyby zawierają wiele toksyn w rodzaju neurotoksyn, nefrotoksyn i hepatoksyn. Powoduje to zawsze objawy ze strony organizmu, najczęściej w postaci przewlekłego zmęczenia oraz nadmiernej drażliwości. W razie zranień, leczenie ran w takim środowisku jest oczywiście obarczone poważnym ryzykiem zakażeń grzybiczych i bakteryjnych. Ta sytuacja w pierwszych latach po oddaniu do użytku fortu była wytworzona wyłącznie przez projektantów, ze względu na brak wiedzy o zjawiskach mikrobiologicznych. Świeży beton jest, bowiem naturalnie silnie alkaiczny, a postępująca karbonatyzacja[4] dopiero po wielu latach umożliwia jego zasiedlanie przez grzyby i pleśnie. Jednak, w Eben Emael beton natychmiast pomalowano farbą, a efekt już wam opisałem wyżej.

2 - Ciemność i słabe oświetlenie.

Brak światła słonecznego i zaburzenie poczucia dobowego rytmu, u dużej części populacji powoduje bardzo szybkie wystąpienie niepożądanych objawów ze strony układu nerwowego. Najczęściej występującym objawem jest spadek wydajności fizycznej i intelektualnej, przypominający stany depresyjne. U części powoduje to też występowanie rozdrażnienia, a nawet ataków niekontrolowanej agresji.

Co ważne, tylko niewielka ilość żołnierzy posiadała osobiste przenośne źródła światła. Każde zatem zakłócenie działania oświetlenia powodowało, że żołnierze poddani byli dodatkowemu stresowi.

3 - Dynamika grupy.

 Sytuację podczas służby w forcie pogarszało to, że żołnierze byli zmuszeni do przebywania w zamkniętych pomieszczeniach w sztucznie wymuszonych zespołach ludzkich, zupełnie przypadkowo dobieranych. Na porządku były sytuacje, że żołnierze nie potrafili się porozumieć, bo mówili jedynie lokalnym narzeczem z regionu, z którego się wywodzili. Utrudniało to integrację zespołów bojowych a nawet uniemożliwiało ich współpracę.

Nie ulega wątpliwości, że stan ten sprzyjał powstawaniu nieraz bardzo ostrych konfliktów, a stosunkowo duży areszt koszarowy nigdy nie świecił pustkami. Sytuacji tej próbowano zaradzić, wypuszczając żołnierzy na świeże powietrze – wspomniana gra w piłkę nożną – oraz do pobliskich miejscowości, aby załoga rozładowała „napięcia” w okolicznych knajpach i przybytkach uciech cielesnych. Niestety stan ten dodatkowo obniżał morale bojowe.

4 - Błędy w szkoleniu i utrzymaniu dyscypliny i gotowości bojowej.

Armia belgijska posługiwała się wzorcami zaczerpniętymi z czasów I wojny światowej. Dowódcy nie traktowali żołnierzy jak partnerów, rezygnując z budowania swojego autorytetu elastycznością w dowodzeniu i własnym przykładem.

Sytuacja w forcie przypominała bardziej tresurę niż szkolenie.

W takim przypadku pojedynczy żołnierz raczej nie posiadał świadomości jak ważne są przydzielone mu zadania, a także nie potrafił elastycznie zareagować na zmieniającą się lub zaskakującą go sytuację bojową. Każda najmniejsza decyzja była, zatem konsultowana z dowodzeniem, przy pomocy telefonu, lub co gorsza nie było w ogóle podejmowane na czas, żadne adekwatne do rozwoju sytuacji działanie! Czynniki wyżej już opisane – jak stany zmęczenia i rozdrażnienia – dodatkowo sprzyjały szybkiemu rozluźnieniu dyscypliny i motywacji do walki.

Dowódcy nie mieli pojęcia o psychologii grupy i fizjologii człowieka. Aby zapewnić gotowość bojową, stale organizowali alarmy bojowe. Efekt był odwrotny do zamierzonego.

Po pierwsze, pogłębiał zmęczenie załogi.

Po drugie, żołnierze podrywani stałymi ćwiczebnymi alarmami bojowymi, nauczyli się te alarmy psychologicznie kompensować – zatem zamiast pobudzać ich do działania – były czynnikiem irytującym i wyzwalały wewnętrzny opór, skutkujący opieszałymi działaniem i nieprzejmowaniem się kolejnymi sygnałami.

Co więcej, załogi schronów, aby ulżyć sobie w uczestnictwie w alarmach, przeciągały często w nieskończoność pilne prace naprawcze i standardowe prace konserwacyjne! Wszak - jak nie było czym strzelać, to nie trzeba było potem skrupulatnie czyścić luf karabinów i dział. Tak oceniam fakt, że w momencie ataku na Eben Emael wiele urządzeń było niesprawnych.

Zaznaczam, że nigdy nie udowodniono, aby w forcie doszło do aktów sabotażu, a pogłoski o tym wysuwane są przez historyków nieznających sytuacji socjologicznej i psychologicznej w forcie. A zatem 10 maja 1940 roku:

1.      W głównej kopule pancernej dział 2 x 120 mm, nie funkcjonowała winda amunicyjna. Co gorsze nie funkcjonowała też maszyna do nastawiania zapalników pocisków, uniemożliwiając strzelanie ostrą amunicją, a szczególnie kartaczową.

2.      W kopule pancernej „Południe” dział 2 x 75 mm nie było amunicji.

3.      W kazamatach „Maastricht 1” zawierających trzy działa 75 mm, wszystkie działa poddane były zabiegom konserwacyjnym polegającym na smarowaniu jarzma i części ruchomych.

4.      Bunkier karabinów maszynowych „MI Południe” nie był w ogóle obsadzony załogą.

5.      Dwa z pięciu stanowisk obrony przeciwlotniczej, składającej się z ciężkich karabinów maszynowych nie były obsadzone.

 

5 - Akustyka i klaustrofobia.

Podczas pobytu pod ziemią mój przewodnik zademonstrował mi prosty eksperyment. Odtworzył z silnej aparatury Hi-Fi odgłos eksplozji ładunku dynamitu. Jeden „wybuch” wywołał trwające ponad 12 sekund i wciąż zwielokratniające się echo. Echo wracało i zanikało, by po chwili wrócić zwielokrotnione z głębi górotworu! Dummm – du - dummm – duddu – dumm, trwało niemal w nieskończoność – a był to tylko pojedynczy wybuch. Można sobie wyobrazić, co działo się w forcie prowadzącym ogień i jednocześnie atakowanym. Kując korytarze i wylewając betonową osłonę Belgowie nie przewidzieli kieszeni kompensacyjnych ugięcia górotworu pod wpływem bombardowania. Na głębokości ponad 30 metrów miało to małe znaczenie konstrukcyjne, bo te ugięcia miały jedynie charakter przenoszonej fali sejsmicznej, lecz wybuch każdej większej bomby lotniczej był dobrze „słyszany” i odczuwany przez załogę.

Uczucie klaustrofobii występuje pod wpływem stresu u każdego zamkniętego w małym pomieszczeniu człowieka. Objawia się przyśpieszonym biciem serca mobilizacją motoryczną i uczuciem paniki. Zwiększone uczuciem paniki zapotrzebowanie na tlen, szczególnie w dusznych wypełnionych dymem po spalaniu prochu strzelniczego korytarzach, u wielu żołnierzy powodowało duszności. Wytwarzał się iście piekielny krąg sprzężenia zwrotnego i nad taką załogą trudno było zapanować i oczekiwać, aby działała sprawnie.

6 - Plotka.

Przebijanie w czasie ataku kolejnych „nieprzebijalnych” ścian i pancerzy, spowodowało powstanie różnych pogłosek i „wyjaśnień”. Wiele odgłosów interpretowanych było fałszywie, napędzając spiralę paniki i histerii w szeregach obrońców.

Przykładem tu może być uszkodzenie przez Niemców w czasie ataku łopatek wentylatora w kominie wylotowym zużytego powietrza. Uszkodzone łopatki strasznie hałasowały, wydając iście piekielne dźwięki. Wśród żołnierzy rozeszła się plotka, że Niemcy dysponują ogromnym świdrem przy pomocy, którego zniszczą serce fortu, czyli koszary i właśnie rozpoczęli wiercenie, aby wszystko wysadzić w powietrze.

Zmasakrowani podczas walk żołnierze byli coraz bardziej „masakrowani”, wraz z przekazywaniem sobie przez załogę wiadomości o zdobyciu przez Niemców kolejnych kazamat. Ten efekt „głuchego telefonu” pogłębiał strach i panikę.

Szybowce do lądowania.

Podczas dolotu grupa „Granit” straciła jeszcze jeden przedwcześnie wyczepiony szybowiec. Załoga szybowca broniła się zdając sobie sprawę z pomyłki holownika. Jednak po kilku manewrach pilot szybowca nie miał wyjścia i pociągnął za wyczep. Z 11 szybowców pozostało 9. Co najważniejsze zespół pozostał bez pierwszego dowódcy! Jak widzicie na początek tak ważnej akcji można by pomyśleć o złym omenie. Jednak na załogach pozostałych szybowców nie zrobiło to wrażenia, wsłuchani w „cudowną muzykę lotniczych motorów”, byli żądni walki.

Armada samolotów bez specjalnych przyrządów słyszalna była z odległości wielu kilometrów. Belgowie posługiwali się aparatami do namierzania samolotów przy pomocy dźwięku. Te urządzenia przypominały cztery tuby patefonowe połączone razem na obrotowej podstawie. Dzięki różnicy natężenia dźwięku pomiędzy dwoma tubami – łączonymi w pary pionowo i horyzontalnie – operator mógł ustalić położenie samolotu. Oczywiście pamiętając, że prędkość dźwięku w powietrzu na poziomie morza to ok. 300 m/s, co wyznaczało opóźnienie sygnału względem położenia zespołu.

Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć podobne urządzenie wykorzystujące tę samą zasadę naprowadzania, ale używane w wojsku niemieckim.

 image

 

Zarówno holenderska jak i belgijska obrona przeciwlotnicza wykryła ten zespół bez problemów z bardzo dużej odległości, ale nic nie wskazywało na to, że kieruje się on w stronę Eben Emael. Samoloty były wystarczająco głośne, aby zakłócić sygnał uwolnionych szybowców. Szybowiec wydaje jedynie bardzo cichy dźwięk, przypominający granie wiatru na jachtowych wantach. Nawet, jeśli operatorzy go usłyszeli to i tak nie mogli go przypisać do szybowca, bo o szybowcach bojowych nigdy nie słyszeli – wszak Niemcy utrzymywali je w największej tajemnicy. A strefa wyczepienia znajdowała się w odległości 26 kilometrów od atakowanego celu!

W brzasku jutrzenki powietrze jest jak masełko – mawiają piloci. To o świcie i przed zmierzchem uczniowie wykonują pierwsze samodzielne loty na szybowcu. Ja wykonywałem swój pierwszy lot w takim „masełku” pod wieczór, tuż po burzy. Tamci mieli spokój poranka, żadna termika nie zaburzała lotu. Nie było noszeń, ale nie było też duszeń! Tak, więc zwolnione na wysokości 2100 metrów szybowce mogły z tej wysokości przelecieć „konstrukcyjne dla tego typu szybowca” 36 kilometrów[5]. Ta nadwyżka zasięgu była przewidziana na wykonanie potrzebnych manewrów podczas lądowania i opóźnienia lądowania niektórych maszyn tak, aby nie wywoływać chaosu nad celem. Czas wolnego lotu po wyczepieniu szybowca do lądowania wynosił około 12 – 14 minut, choć teoretycznie mógł wynosić ponad 20 minut. Ta rezerwa pozwalała na elastyczne podejście do lądowania i ewentualne ominięcie niespodziewanych przeszkód, poprzez zmianę kierunku podejścia.

 

Alarm

 

Dowódca fortu major Jottrand dostał rozkaz ogłoszenia pogotowia bojowego krótko po północy. Akurat zakończono jeden z ćwiczebnych alarmów bojowych i załoga z niechęcią powitała nowy alam. W forcie znajdowało się 989 żołnierzy. Pozostałe 230 osób znajdowało się na kwaterach w pobliskim oddalonym o 4 km Wonck. Sygnałem alarmu była 20 wystrzałowa salwa ślepymi ładunkami z dział kopuły 120 mm – 1 wystrzał na 30 sekund. Miała być słyszalna w okolicy dla wszystkich żołnierzy na kwaterach. Jednak, kiedy wreszcie po długim zwlekaniu Jottrand kazał strzelać z dział na alarm, po kilku wystrzałach w ogniu stanęła siatka maskująca otaczająca kopułę pancerną. Pożar siatki w żaden sposób nie zagrażał kopule, która ważyła ponad 230 ton – sami możecie ocenić, jaką pojemność cieplą posiada tyle ton stali. Tak, więc pożar nie był w stanie nawet w małym stopniu podnieść temperatury kopuły, a jednak dowódca przerwał strzelanie, bo bał się, że uszkodzone zostaną urządzenia optyczne! Po pewnym czasie strzelanie alarmowe dokończyła kopuła dział 75 mm.

Alarmowe strzelanie nie spowodowało pośpiechu w szeregach załogi pozostającej na kwaterach i nie dotarli oni do fortu przed rozpoczęciem niemieckiego ataku, ponad dwie godziny później.

Jak widzicie już pierwsze ruchy Belgów były groteskowe.

Na zdjęciu poniżej widzicie pomieszczenie dowódcy fortu. Na ścianie portret króla i królowej, na szafce stoi figura św. Barbary, która jest patronką artylerzystów i górników.

image

Te kilka godzin - od rozkazu dla majora Jottrand’a o ogłoszeniu alarmu do ataku na fort - można było wykorzystać na szybkie zakończenie prac konserwacyjnych w kazamatach „Maastricht 1”, dostarczenie amunicji do kopuł, które jej nie posiadały, uruchomienie maszyny nastaw zapalników i obsadzenie załogą bunkra karabinów maszynowych „MI południe”. Zamiast tego dowódca rzucił cześć załogi do prac rozbiórkowych przy drewnianym baraku przed głównym wejściem do fortu, aby odsłonić przedpole! Zaś załoga na kwaterach nie paliła się do powrotu.

Wschód słońca 10 maja nad Eben Emael następuje około godziny 6. O godzinie 525 na terenie fortu wylądował pierwszy niemiecki szybowiec.

 

CDN nastąpi 10 maja.

 



[1] W samolotach szturmowych Henschel 123 silnik ten budził panikę wśród atakowanych wojsk. Rozmawiałem z żołnierzami polskimi, którzy we wrześniu 1939 roku znaleźli się pod ostrzałem tych samolotów. Byli przekonani, że Henschel uzbrojony był w ciężkie działka, bo tak zapamiętali odgłos tego samolotu. Jednak nie było to prawdą. W 1939 roku Henschel uzbrojony był jedynie w dwa karabiny maszynowe 7,92 mm Podczas ataku w locie koszącym, silnik BMW wydawał przerażający basowy dźwięk, a w locie nurkowym ze „zdjętym gazem”, efektownie strzelał z rury wydechowej wydając odgłos wielkokalibrowych działek. Niemieccy piloci do perfekcji opanowali umiejętność takiego operowania manetką gazu, że ten lekko uzbrojony samolot w oczach - a w zasadzie - w uszach polskich żołnierzy, wydawał się ciężko uzbrojonym iście piekielnym rydwanem, siejąc panikę nie mniejszą niż wyposażony w „Trąby Jerychońskie” Ju 87 „Stuka”.

[2] Aby w przyszłości podczas nocnych lotów uniknąć podobnych sytuacji, Niemcy opracowali sztywny hol, który stosowali w dalszej części wojny.

[3] Grzyby rodzaju Aspergillus, Cladosporium, Echinobortyrum, Trichodermia, a nawet pospolita Penicillium doskonale radzą sobie z rozkładem polimerów nawet tak nowoczesnych farb jak farby akrylowe, traktując te farby, jako pyszną pożywkę!!!

[4] Pod wpływem CO2 przyswajanego z powietrza PH betonu spada a jego odczyn zasadowy.

[5] DFS 230 posiadał doskonałość 18.

Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura