Kadr z koncertu "Hans Zimmer Live In Prag".
Kadr z koncertu "Hans Zimmer Live In Prag".
Alpejski Alpejski
2417
BLOG

Hans Zimmer Live In Prague

Alpejski Alpejski Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

Niedawno w Wiedniu odbył się niezwykły koncert poświecony muzyce filmowej Hansa Zimmera. Filharmonicy Wiedeńscy uhonorowali Zimmera nagrodą im. Maxa Steinera, który był pierwszym kompozytorem piszącym muzykę specjalnie do filmów hollywoodzkich, przecierającym i wyznaczającym ramy nowej sztuki – filmu dźwiękowego, w którym muzyka na stałe połączona jest z obrazem.

Chyba wysłuchanie tego koncertu spowodowało, że zwróciłem uwagę, na leżącą na regale muzycznego sklepu płytę Blu-ray Disk, zatytułowaną „Hans Zimmer Live In Prague”. Bez namysłu poprosiłem znajomą Gwiazdkę o to, aby ta płyta znalazła się pod moją choinką. I tak się stało.

Już dawno, dawno temu zachwycająca muzyka Zimmera spowodowała, że kupiłem sobie nowy odtwarzacz, czytający rozszerzony format stereo. Była to wtedy muzyka z filmu „Cienka czerwona linia”, nagrana w formacie HDCD. Zatem i teraz włożyłem nowiuteńki „Blu-ray’ek” do kieszeni mojego odtwarzacza z pewną nieśmiałością wszak, kiedy mamy do czynienia z zapisem „Dolby Atmos®”, to poprzeczka postawiona jest bardzo wysoko.

Zanim zacznę o muzykach i koncercie, muszę Wam zwrócić uwagę na pewien fakt. Kiedy macie do wyboru zapis PCM Stereo i „Atmos”, ustawcie maszynę tak, aby – nawet, jeśli dysponujecie jedynie stereofoniczną końcówką mocy – odtwarzacz budował sygnał stereo z zapisu ośmiokanałowego. Jedynym warunkiem jest to, że posiadacie dobry odtwarzacz, wzmacniacz i głośniki. Jeśli nie, to słuchajcie z zapisu PCM, ale nigdy na komputerowych głośniczkach!

Na potrzeby tej recenzji zastosowałem sprzęt wielokanałowy w systemie 7 + 1 skonfigurowany na podstawie referencji legendarnego magazynu „What HiFi”. A także system stereofoniczny sterowany sygnałem z referencyjnego wielokanałowego odtwarzacza, ustawionego na budowanie sygnału stereo. Celowo nie podaję nazwy poszczególnych elementów systemu, bo wybór należy do Was, a możliwości jest wiele i polecam „angielskie ucho” recenzentów „What HiFI”. To jest mój świat muzycznych urządzeń i moje ulubione brzmienie. Typowe angielskie brzmienie. Czym ono się charakteryzuje? Otóż Anglicy przywiązują wagę do przyjemności słuchania muzyki. Pomiary w komorach bezdechowych nie są brane pod uwagę. Liczy się brzmienie odbierane przez ludzkie ucho. Nikt nie będzie Wam wmawiał, sprzęt jest super, a że brzmi okropnie, to wina tego, że jest tylko kilka płyt dobrze nagranych i dobrze brzmiących . Nie te numery z Anglikami… Sprzęt o angielskim brzmieniu poradzi sobie z każdą niemal płytą, reprodukując ją, co najmniej w strawny sposób. Te nagrane lepiej, brzmią już cudownie, przenosząc Was do krain bliskich rajskim przestrzeniom, podobno i według tradycji wypełnionym muzyką anielskich chórów. Te referencyjnie nagrane płyty w angielskim brzmieniu, to już dla miłośnika dźwięku „ekstaza św Teresy”… Tu nie ma snobowania się na sprzęty kosztujące krocie, czasem więcej niż Mercedes S klasy. Kierując się recenzjami angielskiego magazynu, kupicie sprzęt grający doskonale za przystępną cenę. Nikt nie będzie Was naciągał na symbole statusu materialnego.

„Hans Zimmer Live In Prague” to niezwykły koncert.

Skład muzyków to górna półka. Mamy Czeską Narodową Orkiestrę Symfoniczną wraz z chórem, mamy skład przywieziony przez kompozytora. Sam Zimmer gra tu na syntezatorach, gitarach, perkusji, bajo i pianinie.

Ale uwaga, uwaga, to przecież koncert i też liczy się strona wizualna. Z tego powodu Zimmer przywiózł nie tylko znakomite muzycznie wykonawczynie, ale tu mamy dziewczyny o olśniewającej urodzie. Zawsze jestem sceptyczny, kiedy widzę piękne wiolonczelistki lub skrzypaczki na okładkach płyt, bo zazwyczaj jest to zapowiedzią taniej chały, w której „zmysłowo” wyginające się artystki, pogłębiając lordozę własnych kręgosłupów, swoim ciałem próbują zatuszować brak umiejętności technicznych i piłują instrumenty pod publiczkę o mało wyrafinowanych gustach.

Jednak nie u Zimmera takie numery!

To jego team i tu wielu muzyków jest nie tylko wykonawcami, ale i twórcami muzyki. Bo Hans Zimmer to nie tylko kompozytor, to człowiek firma. Każdy utwór, to zespołowa praca wielu niezwykle utalentowanych muzyków-kompozytorów. Mamy tu, zatem dziewczyny o urodzie modelek i do tego znakomite wirtuozki, mające swój aktywny udział w powstawaniu kompozycji Zimmera…

Tak, więc zobaczycie i posłuchacie: Yolandy Charles na gitarze basowej; Tiny Guo na elektrycznej wiolonczeli; Rusandy Panfili i Ann Marie Simpson na skrzypcach; Lucy Landymore i Holly Madge na perkusji; Czariny Russel na dzwonach rurowych, gitarze i śpiewającej perfekcyjnie wokalne partie w zastępstwie Lisy Gerrard. „Szefem” perkusji – to duży skład, bo wspomniane już dziewczyny plus Gary Kettel - jest tu Hindus Santam Ramgotra, który z Zimmerem pracuje od 2001 roku, od filmu „Black Hawk Down”. Mike Einziger, Johnny Marr i Guthrie Govan grają na gitarach wspierani czasem przez Zimmera i Steve Mazzaro. Za klawiaturą syntezatorów stoją Andrew Kawczynski, Mel Wesson, Nic Glennie-Smith i Steve Mazzaro. W wokalach obok wspomnianej Czariny usłyszymy Lebo M i Buyi Zama.

Reżyserem spektaklu jest Tim van Someren, a produkcją zajął się Eagle Rock Films i Harvey Goldsmith CBE. To Superliga, albo waga ciężka muzycznych nagrań i koncertów.

Hans Zimmer buduje stopniowo napięcie, wychodząc od własnych korzeni. Tu pierwsze utwory pobrzmiewają klezmerowskimi nutami i instrumentami. Koncert zaczyna się klezmerowską knajpą z pięknymi dziewczynami, flirtującymi z kompozytorem w utworach „Driving” i „CDiscomboulate”. Ale to się zmienia, w miarę otwierania kolejnych muzycznych perspektyw i planów. Zaczyna się od pianina, a pod koniec trzeciego utworu „Zoosters Breakout” słyszymy już cały muzyczny skład. Kompozytor w niezwykle delikatny sposób prowadzi konferansjerkę pomiędzy utworami, opowiadając o ich początkach, inspiracjach i zgrabnie przedstawiając kolejnych muzyków.

Koncert należy oglądać w całości, aby dać się poprowadzić przez kompozytora poprzez baśniowe krainy wyczarowane w Hollywood. Dziwne to uczucie, bo słyszymy muzykę oderwaną od filmowego obrazu. A przecież, została skomponowana dla tego obrazu i wkomponowana w ten obraz, zazwyczaj w sposób perfekcyjny. Wydaje się, że to nie będzie działać bez filmu – a jednak działa. I to jak!

Muzykę uważam za największe osiągnięcie ludzkiego ducha.

W tradycji wielu religii wieczną, przepiękną muzyką wypełnione są niebiosa. Nie wiem czy to prawda, ale nie muszę wiedzieć. Kiedy słucham grających muzyków, jestem przekonany, że to forma komunikacji doskonalsza niż nasze słowa. Mogę sobie wyobrazić – zakładając, że świat jest dziełem boskim - jak bardzo cieszył się Bóg stwarzając Wszechświat i słysząc wszelkie jego harmonie, kiedy to stworzenie krok po kroku podejmowało „pracę”. To uczucie niemal boskiego zachwytu i radości widzimy często na twarzach kompozytorów, którzy chwytają za batutę, aby poprowadzić orkiestrę poprzez pułapki partytury, a ta orkiestra spełnia a nawet przerasta ich oczekiwania.

Tę radość widzimy na twarzach wykonawców tego niezwykłego koncertu i na twarzy Hansa Zimmera. Ta radość udziela się nam słuchaczom tego widowiska. To ogromny plus tego koncertu, widzimy i słyszymy dialog muzyków i ten ogromny skład muzyczny gra perfekcyjnie bez dyrygenta! A to już mistrzostwo nad mistrzostwami…

No a jaka jest jakość tego nagrania? To jakość audiofilska. Tu w składzie muzycznym mamy niemal wszystkie instrumenty – chordofony, aerofony, elektrofony, membranofony, idiofony – i brzmienie każdego musi być czytelne w nagłośnieniu i zapisie, to tytaniczne zadanie. Kiedy zastanowimy się jak połączyć, jak uchwycić dźwięk tylu instrumentów, dętych drewnianych, dętych metalowych, elektronicznych i tak delikatnych jak flet prosty czy fletnia pana, w jeden spójny przekaz, to musimy powiedzieć specom, którzy ten koncert nagrali i nagłośnili – jesteście panowie i panie mistrzami w swoim fachu.

Ten koncert to będzie wyzwanie dla waszego sprzętu muzycznego!

Po soczystych partiach z filmów takich jak „Karmazynowy Przypływ”, „Gladiator”, „Król Lew”, „Piraci z Karaibów” nadchodzi krótkie wyciszenie i słyszymy fragmenty z „True Romance”, „Rain Man” - ten ostatni zagrany w Pat Metheny’owym stylu. No i potem nadchodzi „Man Of Steel” i okazuje się, że poprzednie utwory to była tylko rozgrzewka dla naszej aparatury i uszu.

„What Are You Going To Do When Your`e Not Saving The World”, to dobre pytanie dla każdego mężczyzny.

Pewnie przyjdzie nam na nie odpowiedzieć, kiedy okaże się, że zapowiedź ostatecznej walki dobra ze złem jest prawdziwa i ja zapewniam Was, że kiedy będzie zapowiedziany Armagedon, bojowe trąby zagrają tak, jak waltornie w utworze Hansa Zimmera i w wykonaniu muzyków z Pragi. Zapamiętajcie to – na ten dźwięk musicie wybrać, po które stronie stanąć i wsiąść do swoich bojowych maszyn, lub wybrać piechotę, jeśli lubicie…

Po tym bojowym utworze następny to „Journey To The Line” z „Cienkiej czerwonej linii”, opowiadający o grozie wojny i absurdzie przemocy. Kiedy nadchodzi „The Electro Suite” ze „Spider-Man’a 2”odstrojone i ciężkie niczym pluton, heavymetalowe riffy gitar powodują, że ostatnie stopnie Waszych wzmacniaczy zaczynają myśleć o ostatnim namaszczeniu, a elektrolityczne kondensatory błagają, aby toroidalny transformator nie poddał się zwątpieniu i nie wyzionął ducha. Kolejny utwór „The Fire Rises” z „The Dark Knihht Trilogy” pokazuje, że ten poprzedni był jedynie niewinną muzyką z przedszkola. Po „Introduce a Little Anarchy” membrany waszych głośników rozgrzane są do czerwoności, a dzieje się to jeszcze, kiedy przed nami „Why So Serious”, w którym uderzenia gitar każą nam podejrzewać, że przeciw nam zmówiła się „Metallica” razem z „Rammsteinem”. W tym momencie – kiedy te utwory się kończą - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawia się seria dźwięków, niczym oliwa lana na wasze poszarpane przed chwilą ciała, łagodząca zadane rany. To działa niczym hierofanta niebiańskich chórów z piekielnymi brzmieniami wypieranym przez te pierwsze. To „Aurora”, utwór poświęcony ofiarom niebywałej tragedii, kiedy na filmowej premierze w tytułowym mieście, rzeczywistość przerosła wyobraźnię filmowego scenarzysty i szaleniec z broni automatycznej zastrzelił dwanaście osób, a ranił 58.

Potem muzyka z filmu „Interstellar”, smutna i niemal łkająca. Zamierzeniem kompozytora było, aby wykorzystać brzmienie organów z kościoła Templariuszy w Londynie. Jak zabrać je w podróż muzycznego tourne? To brzmienie zaprogramowano w pamięci syntezatorów. Daje to perfekcyjny efekt i słyszymy, jak ten instrument niczym człowiek oddycha. Gitarowe lamenty i rytmiczne uderzenia smyczków o struny – tik tak, tik tak - przypominają nam, że każda sekunda naszego życia przemija bezpowrotnie, że nie da się jej zmienić. Utwór „Stay” ilustrujący w filmie scenę rozstania ojca i córki swym potężnym brzmieniem przypomina, abyśmy o tym nigdy nie zapominali, że konsekwencje naszych decyzji są nieodwracalne, że nasz krótki czas na miłość i bliskość musi być dobrze wykorzystany i przeżyty. W tym utworze na twarzy Zimmermana widzimy radość Demiurga, to niemal ta radość, którą musiał odczuwać Bóg, kiedy uruchamiał świat i ten świat doskonale zadziałał - tak jak to było zaplanowane. Muzycy odwzajemniają Zimmerowi ten uśmiech i radość, a kompozytor kłania się im głębokimi ukłonami, wznosząc ręce w górę w geście zachwytu i szacunku. I ta muzyka zdaje się płynąć w górę wprost do Nieba i płynie do naszych serc.

image

I na koniec muzyka z filmu „Inception”, tu utwór „Mombassa” przenosi nas z powrotem w czasie do pierwocin ludzkiej muzyki, eksponując rytmy instrumentów perkusyjnych – pierwszych instrumentów, jakie zapewne zbudował człowiek… Utwór „Time” kończy koncert jak zdmuchnięta świeca.

Wspaniały koncert, znakomite nagranie, ostry jak brzytwa obraz. Połączenie muzyki i światła niemal doskonałe, radość muzyków i mistrzowskie budowanie emocji.

Czego można więcej oczekiwać po muzyce? Tylko tego, że my poddamy się jej urokowi, jej magii, ale jestem pewien, że słuchając i oglądając ten koncert, nikt nie obroni się przed tym, poddając się jej – muzyki - potędze.

W mojej ocenie w skali 10 punktowej, to czyste dziesięć punktów za całość. Dobra robota Hansie Zimmerze!



Zobacz galerię zdjęć:

Kadr z koncertu "Hans Zimmer Live In Prag".
Kadr z koncertu "Hans Zimmer Live In Prag". Kadr z koncertu "Hans Zimmer Live In Prag".
Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura