AmeliaPustak AmeliaPustak
794
BLOG

Bronisław Komorowski, Sławek Świerzyński i biały proszek Stasia

AmeliaPustak AmeliaPustak Rozmaitości Obserwuj notkę 56

     No i stało się nie uwierzycie ale w mojej walce o byt pojawiło się takie odległe malutkie światełko w tunelu ludzkiej głupoty gdzie zwykłą szmirą śmierdzi i rozdęte ego nieudaczników się panoszy. Jak zapewne wiecie mieszkam na wiosce i w sumie choć bardzo bym chciała palca nie wyściubiam poza dechy co to ją zabiły bo raz jak chciałam to mi drzazga w tyłek weszła i paprało się strasznie. Wtedy mój życiowy partner Stasio musiał mi wysysać  co wcale przyjemne, dla mnie rzecz jasna, nie było. Dla niego to co innego, ach ten Staś… Kawał z niego chłopa całe 40 kg wagi w czapce łyżwach i akwalungu i  160 cm wzrostu z kijem hokejowym i na gazecie. Najbardziej z tego to w NFZ się cieszą że Staś taki byk jest niczym Fernando, bo mu rentgena pod słońce mogą robić i nawet jak słońce za chmurami, przez co oszczędniej  jest i żyje się lepiej. Stasio w naszym związku w związku ze swoją niedowagą tani w utrzymaniu jest, za to ja ponieważ nadwagę mam znaczącą, to jakby drożej nam wychodzi przez co średnia już całkiem ładna wypada. Potwierdza to znane w przyrodzie prawa, że po pierwsze primo: nieszczęścia chodzą parami, po drugie sekundo – ze średnią to jest tak jak jeden je mięso a drugi kapustę to tak jakby obaj  jedli gołąbki. Wiem co piszę bo na gotowaniu to ja się znam a mój portal kulinarny to już prawie dwie nominacje do nagrody miał z czego jedną do Pulitzera. A fanów mam aż ponad dwudziestu z czego dziewiętnastu to Stasio a dwudziesta to ja. No co? Chyba można się lubić bo to nic złego.

    A propos co do Stasia to on kiedyś drożej kosztował jak zażywał lepsze towary. Ale teraz to on poszedł na ekologiczne produkty. Ostatnio po żniwach Stasio zaczął robić sobie skręty ze sznurka do snopowiązałki maczanego w  nafcie.  Podobno po tym takie odloty miał, że mówi że z samym konstruktorem lampy naftowej Łukasiewiczem się widział, ba nawet z nim rozmawiał.  Ale jakoś nie pamięta o czym. No ale wracając do zasadniczego tematu tej notki to okazało się że za zabite dechy zajrzy kandydat na urząd prezydenta mój ukochany Broniu. To jak ja się dowiedziałam to od razu postanowiłam że do szkatułki mojej całkiem nada się słitfocia z kandydatem i zalegnie tam pod słitfociami z wieloma gwiazdami kina i celebrytami co w niej wkrótce też mam w planach zgromadzić.

    No i wszystko szło jak trzeba gdyby nie Stasio. Jak wiecie gotowanie to moja pasja, zwłaszcza tanie gotowanie podawane z odpowiednią gracją co ja  jej, jak i całego gotowania od miejscowego menela pana Wacia się uczę, lub inaczej mówiąc nabywam. Wacio zanim został menelem był kucharzem w miejskim schronisku dla psów i stąd umiejętności posiada maści wszelakiej jak gotowanie żołądków z kaszą,  przyrządzanie kiełbasek na psiej kiszce i takie tam. Pewnie ciekawi was jak mu płacę? A to już moja słodka tajemnica chłe chłe. No ale znowu odbiegłam od tematu ale gotowanie, nie wiem czy już mówiłam, to moja pasja i mogę o niej pisać godzinami, to znaczy o tym że takową posiadam bo z umiejętnościami to już gorzej, ale uczę się i Wacio mówi ze postępuję w ciągu proporcjonalnym odwrotnie.

    Zatem jak napisałam, wszystko byłoby dobrze gdyby nie Stasio. Otóż wyobraźcie sobie, że Wacio ostatnio uczył mnie jak zrobić samemu ekologiczną żelatynę z takiego czegoś co kości przypominało, nie wiem co to było on tego dużo przyniósł w takim foliowym worku. No i nasajmprzód zmieniłam ja to w młynku do pieprzu i taki biały proszek powstał. I już kiedy miałam go zagotować z wodą to za potrzebą poszłam bo jak na pewno wiecie u mnie bimberek na porządku dziennym jest chłe chłe, i jak wróciłam to ja patrzę a tam proszek w innym nieco miejscu stoi. Ale nic to – zalałam zagotowałam, i za radą Wacia odstawiłam do zakrzepnięcia kiedy postanowiłam z ciekawości spróbować… Niezłe toto było i kiedy zapiłam bimberkiem to jakoś zrobiło mi się  tak kolorowo i błogo. Świat zaczął wirować czułam się jak na karuzeli. Wtarłam w głowę brylantynę co to w lodówce stała, co mnie jakoś nie zdziwiło, ubrałam się pięknie i poszłam na toto spotkanie. Trochę kołysało i jakoś wszystko takie dziwne było a w głowie grało mi wesoło i błogo. I jak doszłam to patrzę a tam ukochany przez mnie Bronisław. Ochronę szybko na masę wzięłam i lecę do zdjęcia.  Aparat Stasio obsługiwał (jak zawsze był pod wpływem ale to norma) i za bardzo na Broniu się skupił to dlatego na tymże mam taką głupkowatą minę, w zasadzie nawet nie pamiętam jak to dokładnie było. A włosy takie tłuste mam bo…. Właśnie.

    Okazało się, że Stasio w tak zwanym międzyczasie, kiedy ja za potrzebą goniona bimberkiem poleciałam, zamienił przez przypadek woreczki. On nawdychał się mielonych psich kości a ja zagotowałam jakiś stuff (tak tak stuff bo ja angielski znam doskonale ze zmywaka w Londku Zdroju). I takiego kopa dostałam że smalcem łeb posmarowałam…. Najgorsze że w tych zwidach widziałam Bronisława…  Z jego gracją, refleksyjnie szukającą inteligencji miną więc idealnie do mojej pasowała  bo ja taka na co dzień….  No i w rzeczywistości okazało się że to nie był Bronio tylko zgoła wręcz przeciwnie….Czy moja szkatułka to wytrzyma?

    Choć jest jeden plus owej słitfoci. Wyglądam na niej  znacznie chudziej niż w rzeczywistości chłe chłe.

Bronisław Komorowski, Zdzisław Maklakiewicz i Sławek Świerzyński

A morał z tej historii jest następujący : nawet ze spotkania z politycznym wrogiem mogą wyniknąć jakieś plusy czego i Wam życzę chłe chłe.     

 

o mnie: prowadzę osobiście bloga: http://sramelia666.wordpress.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości