chips chips
569
BLOG

Rząd ugrał co chciał

chips chips Polityka Obserwuj notkę 0

Premier w roli gołąbka pokoju – a raczej gołąbka w pokoju (czytaj – sejmowej sali obrad), i do tego pokorna mina pani marszałek to obraz jaki miał stać się przeciwieństwem dla paskudnej opozycji której like motivem obrad dzięki wygłaszaniu niestosownych pytań i oświadczeń w imieniu poszczególnych klubów  miało być zadawanie niekończącego się bólu i cierpienia krewnym ofiar smoleńskiej tragedii.

 

Rząd ugrał co chciał, albowiem decyzją pani marszałek wyrażającą zgodę na tę debatę uzyskał niejako przynajmniej na platformie parlamentu legitymizację tej putino millerowskiej inscenizacji jako jedynego i oficjalnie akceptowanego scenariusza opisującego tragedię z 10 kwietnia 2010r.

Jak?

Któż bowiem będąc przy zdrowych zmysłach i jednocześnie mając świadomość, że polanka przed siewiernianym lotniskiem jest tylko wyreżyserowaną sceną teatru – zadawał by jakiekolwiek pytania na temat ustaleń przezacnej komisji która tę zatwierdzoną przez MAK inscenizację uznaje po dziś dzień jako jedyną i ostateczną na prawach aksjomatu wersją?

Według jakże znanych i skądinąd cenionych przez wielu praw Murphy’ego – polityk to takie stworzenie, które zanim skończy monolog o treści „idź do diabła”, jego słuchacz już w połowie zdania odczuwa przemożną ochotę aby tam się właśnie znaleźć – i do tej właśnie definicji polityka Donald Tusk pasuje jak ulał. Przystroiwszy się w piórka gołąbka pokoju bardzo gładko i zwinnie potrafił oczyścić panią marszałek ze stawianego po wielokroć zarzutu okłamywania społeczeństwa o rzekomej współpracy polskich lekarzy podczas przeprowadzanych w moskiewskiej rzeźni „sekcji zwłok”.

Choć nadgorliwość często uważana jest za coś gorszego od faszyzmu, to pan premier poszedł va bank na jej właśnie barki składając skutki błędów i wypaczeń jakie stały się udziałem jego niezwykle zaangażowanych w smoleński trud  podwładnych, i jeżeli słowo hipokryzja ma już swoją encyklopedyczną definicję – to po dzisiejszym dniu, powinna ona być okraszona w swej treści przykładem jego sejmowego wystąpienia.

Posłowie koalicyjnego PSLu? – nie zbudzili się jeszcze chyba z letargu po Euro 2012 śpiewając „Polacy nic się nie stało”, zaś chcąc dać Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek, zaintonowali „Wieczny odpoczynek” na co pozostali z wiernych powtórzyli modlitwę z wyraźną i zakończoną brawami aprobatą.

Zaiste – jeszcze nigdy w życiu braw po modlitwie prócz dzisiejszych sejmowych obrad nie słyszałem.

Szczęściem w nieszczęściu, że  ongiś nadworny błazen dworu premiera a dziś wódz własnej partii wraz ze swą świtą opuścili salę obrad tuż przed rozpoczęciem posiedzenia, bo zapewne krzyż na znak protestu spadłby mu ze ściany na głowę powiększając ostatecznie liczbę ofiar do 97.

Rząd ugrał co chciał – a dla całej reszty posłów powstała kuriozalna sytuacja w której przyszło im zadawać sensowne pytania do spreparowanej putinowsko-smoleńskiej inscenizacji rzekomej katastrofy. Zupełnie  tak - jakby starali się w tym właśnie momencie pokazać iż potrafią skakać na główkę do basenu w którym nie ma wody.

Może i można by ten widok uznać za śmieszny, ale w swojej konsekwencji będzie on miał o wiele bardziej smutne oraz wielowymiarowe implikacje. Dla samych posłów – bo zapewne nabiją sobie po dzisiejszych wystąpieniach solidnego guza i po raz wtóry mocno się zastanowią czy ponownie warto będzie udawać samobójcę, a także dla słabnącej już niestety coraz bardziej grupy tych z nas – dla których dojście do prawdy o tym co stało się 10 kwietnia, stało się treścią obywatelskiego nakazu.

Nie mając przełożenia czynionych przez nas starań na członków parlamentu, o wiele trudniej będzie coś z tą prawdą zrobić. Co prawda do tej pory, posłowie o ile nawet nie wyrażali dla naszych starań jawnego poparcia – to chociaż nadstawiali ucha. Jak będzie teraz ?

Będzie smutno. To pewne. Na wygłoszony z sejmowej mównicy postulat L. Dorna sugerującego premierowi opublikowanie białej księgi zawierającej faktografię z tragicznych wydarzeń, ten ostatni skwitował w swoim wystąpieniu jej istnienie w postaci wspomnianego już raportu pana o niemiecko brzmiącym nazwisku. Także pan Maciarewicz wraz ze swym wiekopomnym dziełem nie stanowić już będzie żadnej przeciw wagi. W sumie dobrze – albowiem jeżeli jedno kłamstwo miało by być zastępowane innym – nie zmieniło by to w żaden sensowny sposób obrazu prawdy.

Tyle na gorąco w formie skróconego reportażu. Niebawem postaram się o głębszą analizę.   

    

chips
O mnie chips

Mężczyzna, 56 lat

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka