Tyle bylo tu dyskusji na okolicznosc Dni Mediow 2012 o obozie w Lambinowicach, dokleje moze cos w temacie ze starych gazet.
Kawal uczciwej dziennikarskiej roboty tamtych dni nizej: Kawalek nieuczciwej roboty na koncu tekstu.
"Za drutami, w których nie czai sie smierc.
Pod straza, która nie katuje.
Pracuja w Jaworznie volksdeutsche"
Kolejny wycinek ze starej gazety. Reportaz z obozu pracy przymusowej dla Niemców w Polsce opublikowany w "Expressie Wieczornym" nr 71 z 31 lipca 1946 r.Po przeczytaniu dziwie sie, ze IPN w ogole gonil Morela, Geborskiego, itd. Za co?
Przyklad reportazu sprzed 66 lat:
"Obóz pracy dla "foksów" w Jaworznie. Sa tu dosc niskie, a dlugie
baraki, jest drut kolczasty naokolo, straznicy i praca.
Ale z baraków tych wypedzono ciasnote, brud i chorobe, z drutów
smierc, a straznik nie trzyma w reku palki czy rewolweru. Z pracy zas
uczyniono zamiast krwawego trudu ponad sily, jarzma wysysajacego zycie
najsilniejszych - zajecie dobrane dla kazdego wedlug jego sil i
umiejetnosci w warsztacie, kreslarni czy nawet pracowni malarskiej.
Przypatrzywszy sie starannie zyciu obozowemu, w zapal i werwe, z jaka
wiezniowie pracuja, dochodzi sie szybko do wniosku, ze kara polega
jedynie i wylacznie na oderwaniu (1) tym ludziom wolnosci. Nic poza tym.
Po kilku godzinnym pobycie w obozie jaworzynskim nie zdziwila mnie
odpowiedz jednego ze strazników na pytanie: kto karze wiezniów w razie
potrzeby? - Tylko i wylacznie naczelnik obozu - odrzekl. W tym celu
straznik musi wreczyc na pismie umotywowany wniosek naczelnikowi,
który sprawe rozpatruje i kare wymierza.
Nie zdziwila mnie odpowiedz na drugie pytanie:
- Czy w obozie trafia sie robactwo?
Niedawno dla celów doswiadczalnych, byla lekarzowi potrzebna zywa
wesz. Wyznaczono nagrode - jednokilowy bochenek chleba za
przyniesienie tego niemilego stworzenia. Nie zglosil sie nikt, dopiero
gdy obiecano podwoic nagrode, znalazl sie szczesliwiec, który z
tryumfem zaniósl wesz do doktora. Szeptano zreszta w obozie, iz
zwierze bylo ... importowane z zewnatrz
Wspólna tylko nazwa
Byly setki obozów w Niemczech jest i obóz w Polsce. Cóz je laczy? -
Chyba tylko nazwa, tak niemila dla ucha kazdego Polaka. Wszystko tutaj
inne. Nawet te baraki: czyste, wieksze, humanitarne.
W zorganizowaniu obozu cel przyswiecal jasny i najsluszniejszy:
odstepcy, zaprzancy, zdrajcy ojczyzny i ci lekkomyslni, bo i tacy byli
zapewne, którzy polecieli na Meinlowskie maslo (2) - ofiary wlasnego
lakomstwa, jak ich ktos nazwal dowcipnie, musza po niesc zasluzona
kare, odseparowani od spoleczenstwa i oddani pracy w ludzkich
warunkach, dokladnie zrózniczkowanej wedlug sil i zdolnosci
poszczególnych jednostek.
Tak jak praca, zrózniczkowana jest i kara i jej dlugosc trwania.
Inaczej sie traktuje "foksów", którzy zaprzedali sie Niemcom na
terenie t.zw. Guberni Generalnej, gdzie nie byl przymus wcale
stosowany, inaczej na terenach przylaczonych do Rzeszy. Zachowanie
kazdego z nich podczas okupacji bylo badane dokladnie...
Polska nie msci sie, nie zneca - wymierza tylko sprawiedliwa kare.
Kobiety z... "W"
Jest godzina piata rano. Poranek mglisty i deszczowy. Ida mezczyzni i
kobiety do swych codziennych zajec obozowych. Mezczyzni maja
przewaznie dosc zniszczone ubrania, zwlaszcza ci, którzy pracuja na
pobliskiej kopalni - wiekszosc ma natomiast cere zdrowa i opalona.
Kobiety za to ubrane sa porzadnie. Trudno by bylo je odróznic od
kobiet z "wolnosci", gdyby nie male "W", wetkniete kokieteryjnie w
kieszen bluzeczki czy swetra.
Zwiedzamy obóz. Warsztaty, warsztaty i warsztaty. Najpierw szewski,
gdzie ze starych butów robi sie nowe, gdzie zajmuja sie produkcja
pieknych skórzanych teczek i modnych torebek, które pózniej zarzad
obozu sprzedaje po 400 i 600 zl. Dalej warsztat krawiecki. Uszycie
garnituru kosztuje 900 zl, a dla zolnierzy polskich jeszcze taniej.
Koniec pierwszego kompleksu baraków - dalej wolny plac. Na nim
koszykówka, siatkówka i basen kapielowy dla wiezniów. I znów wielki
warsztat. Kilkaset kobiet siedzi przy stolach i z malych galganków
szyje pomyslowe i piekne lalki - przyszla radosc dla polskiej dziatwy.
Pusta sala szpitalna
Mijamy szpital, gdzie urzeduje dwóch polskich i podleglych im dwunastu
niemieckich lekarzy. Naczelnik obozu z duma pokazuje duza i pusta
zupelnie sale szpitalna. Na oknie kwiaty. Sala czeka na chorych
zakaznie, dotychczas - bezskutecznie.
W srodku barak wiekszy. Miesci sie tu biuro rozdzialu pracy,
kreslarnie, hodowla jedwabników, a nawet pracownia malarska, w której
robi portrety przez cale dnie jakis malarz - volksdeutsch z Krakowa. Z
kolei odwiedzamy wielka laznie, miejsce dezynfekcji bielizny, wielkie
kuchnie obozowe, chlodnie wlasnej konstrukcji i pelne zywnosci
magazyny. W jednym duzym pokoju leza tylko worki z cukrem - setki
worków. W drugim znowu tylko tluszcz.
Bunkier smierci
W samym srodku obozu - pamiatka po Niemcach. Bunkier. Nieco wiecej niz
metr kwadratowy ciemnicy duszacej, strasznej, nieopisanej. Niemcy
karali tu dwutygodniowym pobytem za byle jakie przestepstwo. Po tym
czasie wyciagano lachman ludzki, pól zywy, pól zmarly. Z reguly smierc
zwyciezala po kilku dniach.
Obok bunkra znajduje sie zwykly areszt - czynny obecnie. Gdy
zwiedzalem obóz, siedzial w nim jeden czlowiek, nawet nie "foks" -
zwykly zolnierz niemiecki - jeniec. Dostal areszt za próbe ucieczki.
Chcial - jak mówi - zlozyc wizyte swej kuzynce, zamieszkalej w
Krakowie. Innym powodem nakladania kar, sa checi i próby przechodzenia
poszczególnych wiezniów z czesci przeznaczonej dla mezczyzn na czesc
zamieszkala przez kobiety. Czynia to przewaznie jency wojenni."
1) Zapewne powinno byc "odebraniu".
2) Chodzi o siec sklepów spozywczych Juliusa Meinla, w których podczas
okupacji mogli kupowac tylko Niemcy (równiez volksdeutsche).
"Express Wieczorny" nr 71 z 31 lipca 1946 r.
Autora nie podaja.
Podaje za ksiazka "Niemcy w Polsce 1945-1950. Wybór dokumentów - tom 2", wydawnictwo: Neriton, 2000, ISBN: 83-86842-80-6, liczba stron: 587, 48 zlp.
W ksiazce zamieszczone jest takze zdjecie artykulu.
Ksiazka powstala w ramach projektu badawczego "Niemcy w Polsce 1945-1950", finansowanego przez Fundacje Wspólpracy Polsko-Niemieckiej i Fundacje Roberta Boscha. W pracach brali udzial: Wlodzimierz
Borodziej, Ingo Eser, Stanislaw Jankowiak, Jerzy Kochanowski, Claudia Kraft, Hans Lemberg, Witold Stankowski, Katrin Steffen.
A teraz kawal nieuczciwej dziennikarskiej roboty:
"16 maja 1945 - Sprawozdanie zastepcy kierownika Wydzialu IV WUBP w Krakowie Antoniego Bialeckiego z inspekcji Obozu Pracy w Jaworznie
Stwierdzam co nastepuje: pojemnosc obozu 4 500 stan zaludnienia 21 701 stan ochrony wraz z administracja 170
Stan sanitarny nienajgorszy, jednak brak jest mydla i sody do prania, wiezniowie maja wszy.
Smiertelnosc jest wielka, na miesiac umiera ok. 50-ciu ludzi, a to ze wzgledu na uszczuplenie przydzialów zywnosciowych. W dniu inspekcji na sniadanie otrzymali herbate z ziól i 20 dkg chleba, na obiad. Zupa wedlug zeznan kierownika kuchni zawierala mieso, make, kasze, ziemniaki, buraki, marchew, sól, ze swej strony moge dodac, ze w zupie nie znalazlem nawet 1-go kartofla (czysta woda).
Azeby jasniej przedstawic stan rzeczy, to podam zestawienie ilosci pobranych artykulów zywnosciowych w dniu 16.V. na 2 116 osób, na obiad i kolacje, a to: 35 kg miesa 42 " maki zytniej 84 " kaszy 200 " ziemniaków 100 " marchwi 100 " buraków 4 " soli ..."
Itd., itd. ta sama ksiazka, strona 77
Wot...
4321
Inne tematy w dziale Kultura