W tym roku pójdę na wybory bez przekonania. Z obowiązku. Mimo, że do niedawna moje sympatie były jasne. Nie wynika to jednak ze zmiany, a może braku, treści niesionej przez wiodących graczy naszej sceny politycznej. To kwestia formy. Nicólás Gómez Dávila powiedział kiedyś, że "Demokracja nie powierza władzy temu, kto nie składa jej hołdu ofiarowując jej swoje sumienie i smak". Nasi - demokratycznie wybrani - politycy, wyzbyli się jednego i drugiego z entuzjazmem. Gdy my dopuściliśmy, aby polityk, partia i ideały, stały się towarem, jak każdy inny.
Pierwszą jaskółką tego trendu był pan Tymochowicz, który jak to obiecał Lepperowi, zapewnił podejrzanym populistom z Samoobrony sięgające 10% (sic!) poparcie. Od tego momentu, w publicznej debacie pojawiać zaczęły się nowe terminy jak Public Relations, Spin-Doktor... Polityka przestała udawać starcie idei, różnych wizji nowoczesnej Polski. Ukazała się wyborcom jako starcie PR-owców, speców od masowego prania mózgu. Zaowocowało to "wzbogaceniem" politycznego słownika i postępującą jego brutalizacją. Jeśli "Nasze myślenie jest zdeterminowane przez język", jak powiedział Edward Sapir, to dlaczego nie stworzyć nowego dla własnych celów? Orwellowskiej "nowomowy"?
Niestety, dla politycznych zwierząt, poza podatnymi na "nowomowę" jest w Polsce... lub już w Londynie, spora grupa młodych i wykształconych ludzi niepodatnych na taką indoktrynację. Ludzi, którzy sceptycznie patrzą na próby zmiany rzeczywistości poprzez zmianę etykietek. Nowe terminy politycznego agitpropu nie niosą dla nich takiego emocjonalnego ładunku, jak dla pokolenia pamiętającego PRL - pamiętającego z obu stron barykady. Tak więc próby zorientowania polityki na osi prawica-postkomuna, do nich nie trafia. Odnosi się do rzeczywistości której nie znają i nie pragną poznać, zajęci sobą i pragnący dostać wędkę perspektyw, a nie rybę przywilejów, lub - co bardziej prawdopodobne - ledwo obietnice ryby.
Dla tych nie ma żadnej oferty na scenie politycznej. Jest tylko reklamowy bełkot, który wychowani w wolnorynkowej(a może raczej medialnej?) rzeczywistości uczą się szybko ignorować. W tej rzeczywistości wymaga się od nich, by stanęli po stronie "ciemnogrodu", albo zostali "wykształciuchami" - w sytuacji, gdy oferuje się im kota w worku. Słowa... słowa... słowa...
Ja rzuciłem monetą, może to sposób, aby zademonstrować ile te słowa są warte?
Tekst opublikowany wcześniej na blogu Polska wybiera 2007. Czekamy właśnie na tekst prof. Śpiewaka, więc serdecznie zapraszam do odwiedzin.