Bardzo szybko okazało się, że były minister SWiA swoimi zeznaniami przed parlamentarną komisją ośmielił innych byłych prominentnych polityków rządzącego układu do wypowiedzi conajmniej krytycznych w stosunku do stylu uprawiania polityki przez Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników.
Najważniejszym jednak wnioskiem z tego wypływającym jest fakt, że wypowiedzi Marcinkiewicza i Jurka w dużym stopniu uwiarygodniają Kaczmarka bowiem wszycy trzej politycy są zupełnie ze sobą niezwiązani i choć byli w jednym rządzie to są z zupełnie innych bajek. Zatem trudno ich podejrzewać o zmowę. Wydaje się, że casus Kaczmarka pokazał jedno - można jednak mówić o swoich byłych kolegach ministrach i szefie partii krytycznie i nie niesie to za sobą żadnych konsekwencji. Diagnoza jest jedna - Jarosław Kaczyński nie jest tak silnym politykiem na jakiego został wykreowany i błyskawicznie fakt ten wykorzystali to jego byli współpracownicy, którzy wcześniej zostali przez niego mocno poniżeni. Teraz uznali, że prezes jest już wystarczająco osłabiony, że można go zaatakować - licząc przy tym na to, że nie jest stac go na kontratak. Słaba odpowiedź PiS na zeznania Kaczmarka może sugerować, że jest to prawdą.
Możliwym jest także, iż do grona krytyków PiS dołączą wkrótce inni marginalizowani w tej partii politycy, w takiej sytuacji premier może stracić kontrolę nad partią. Biorąć to wszystko pod uwagę można zatem śmiało postawić tezę, że obecnie ważą sie losy PiS jako największej partii na prawicy. I jak się okazuje wcale nie komisje śledcze mogą być decydujące...
Inne tematy w dziale Polityka