Co roku zdarza mi się odwiedzać różne zakątki naszego kraju. Intensywność moich podróży naturalnie zwiększa się w okresie wakacji czy zimą w czasie świąt bądź ferii. Zwykle w zimie częściej bywam na południu a latem nad morzem, choć nie jest to regułą. Nie będę tutaj rozpisywał się nad jakością polskich dróg bo jakie są każdy świetnie widzi. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że rozległość prac budowlanych oglądanych z okien samochodu jest imponująca i naprawdę napawa optymizmem. Efektów jednak wciąż nie widać tak więc jesteśmy tu daleko z tyłu nie tylko za zachodnimi lecz także południowymi czy nawet północno-wschodnimi sąsiadami. Jednak moją uwagę i to od kilku lat absorbuje inne dość ciekawe zjawisko a mianowicie fotoradary. To że postęp technologiczny powoduje coraz powszechniejszą dostępność tych urządzeń jest zjawiskiem naturalnym i nie może dziwić. Kiedyś policja zastępowała nimi kosztowne patrole drogowe teraz w urządzenia te inwestują nawet zupełnie niezamożne gminy. Ja doskonale rozumiem sens ograniczania prędkości oraz uciążliwości wynikające z braku obwodnic i w konsekwencji dużego ruchu tranzytowego przez środki polskich miast i miasteczek. Wydaje się jednak, że kontrole prędkości i związane z nimi sankcje powinny wynikać właśnie z potrzeby zapewnienia bezpieczeństwa na drogach. Niestety wygląda na to, że w wielu przypadkach głównym celem ustawiania fotoradarów jest zapewnienie (podstawowego?) dochodu gminom w zastępstwie coraz skromniejszych (chyba?) środków z opodatkowania upadającej lokalnej działalności gospodarczej.
Do czego zmierzam? Jak to jest, że jeżdżąc po Polsce od kilku lat nigdzie nie otrzymałem mandatu za przekroczenie prędkości jak tylko w województwie zachodniopomorskim? Mało tego, zdjęcia z tamtejszych fotoradarów otrzymuję praktycznie zawsze kiedy tylko tam jestem (zdarzało się kilka podczas jednego przejazdu) a bywam tam raczej rzadziej niż w innych regionach. Nawet tam nigdy nie zostałem ukarany czy choćby upomniany przez policję, zawsze jest straż miejska bądź częściej gminna. Praktycznie nie dotyczy to gmin graniczących z morzem, których dochód z turystyki jak widać zaspokaja potrzeby lokalnych kas gminnych i nie ma takiego ssania na zyski z fotoradarów, które tam również występują lecz pełnią swoją funkcję prewencyjną. Najbardziej dotkliwie daje się odczuć to w gminach będących w drugiej linii a więc na tyle blisko morza by przez swoje wąskie, często niemiłosiernie powybijane i niedostosowane do istniejącego natężenia ruchu drogi przepuścić praktycznie cały ruch turystyczny udający się do nadmorskich kurortów a jednocześnie na tyle daleko by nie mieć praktycznie nic z tej turystyki i to do tego stopnia że spragnieni morza, słońca i letnich wrażeń turyści są tam już na tyle blisko celu, że nawet nie opłaca im się zatrzymywać w przydrożnych zajazdach. Obserwując miejscową ludność z okien samochodu można odnieść wrażenie, że trudnią się (zgodnie ze starosłowiańską tradycją) głownie zbieraniem runa leśnego oraz przydrożnym handlem tym co znajdą w lesie. Często całe rodziny kilometrami przesiadują na wąskich, zdegenerowanych poboczach co stanowi większe zagrożenie niż z aptekarską dokładnością wymierzona nieznacznie przekroczona prędkość a przecież jest kompletnie niezauważalne przez gminnych włodarzy i nie podlega żadnym sankcjom.
Obecnie często przy drogach umieszczane są tabliczki mówiące o wykorzystaniu środków Unii Europejskiej na budowę czy przebudowę danej drogi. Zastanawiam się czy adekwatnie w obecnej sytuacji nie należałoby umieszczać podobnych tabliczek z nazwiskami i podziękowaniami dla osób, które za sprawą fotoradarów przyczyniły się do poprawy budżetów lokalnych w poszczególnych gminach a liderom przyznawać honorowe obywatelstwa, które wójtowie ogłaszaliby na dorocznych festynach organizowanych przez samorządowców ze środków publicznych w celu własej autoprezencji oraz przypodobania się społeczności i w konsekwencji zwiększenia szansy reelekcji.
"...W jego ręce dojrzałem księgę ibn al-Haithama o astronomii; kapłan wskazał tam na ilustrację z kręgiem przedstawiającym niebo, a ja słuchałem go mówiącego coś o nadchodzącej zagładzie, o straszliwej katastrofie i przeogromnym nieszczęściu. Następnie podarł tę księgę i cisnął ją w ogień. Był to dla mnie dowód jego niewiedzy i fanatyzmu, bowiem w astronomii nie uświadczy się nic niereligijnego; wręcz przeciwnie: ona jest drogą do wiary poznania wszechmocy Boga - do tego, co określił i stworzył." Reuben Levy 1929
"Faktu szybkiej i sprawnej ewakuacji pana Macierewicza z okolic Smoleńska nikt nie zaneguje. Sam zainteresowany będzie twierdził, że był to manewr taktyczny aby zamachowców zaskoczyć i zdezorientować ale nie wspomniano o jeszcze jednym ważnym fakcie. Obiad. Zanim pan Antoni rozpoczął manewr męczenia zamachowców swoją ucieczką spożył kaloryczny posiłek. I tu mnie zastanawia pewna rzecz. Czy nie obawiał się substancji z grupy T w posiłku? (nie chodzi o trotyl ale raczej o truciznę. No bo przecież ONI są wszędzie. dlaczego więc nie w kuchni?" zoob2
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości