Adam Andruszkiewicz Adam Andruszkiewicz
190
BLOG

Wschód czy Zachód? Priorytety polskiej polityki zagranicznej.

Adam Andruszkiewicz Adam Andruszkiewicz Polityka Obserwuj notkę 0

 Prognozowanie w polityce, zwłaszcza międzynarodowej, do zadań łatwych nie należy. Wnioski i wskazania wyłaniające się z takich tekstów, są często traktowane z przymrużeniem oka. Jednak, aby wypracować skuteczną doktrynę działań na przyszłość, jest ono niezbędne.  

 W przypadku Polski tworzenie prognoz geopolitycznych jest o wiele bardziej potrzebne, aniżeli zdecydowanej większości krajów Starego Kontynentu. Wymaga tego bowiem nasze szczególne położenie, sytuujące nas w regionie, w którym duże zmiany społeczno-polityczne ciągle się dokonują, a z wielu względów na kierunek tychże zmian wpływać po prostu musimy.

 Litwa, Białoruś, Ukraina. Z tymi trzema państwami nierozerwalnie połączyła nas nie tylko geografia, ale przede wszystkim historia i kultura. Tym terenem powinniśmy się interesować szczególnie, gdyż jak wskazuje na to nawet powierzchowna analiza obecnej sytuacji, tradycyjnie odegra on dużą rolę w naszej polityce. Jak dużą, to zależy przede wszystkim od nas samych. Jednak, aby przejść do rozważań na ten temat, należy pierw wyjaśnić, dlaczego właśnie ten kierunek będzie dla nas tak ważny.

 

Koniec znaczenia Zachodu?

 Zachód Europy, kolebka cywilizacji łacińskiej, na naszych oczach przechodzi do historii.

Każdy, kto był choć raz w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii, raczej nie odnalazł tam silnych i dumnych niegdyś narodów chrześcijańskich, których wizytówką była liczna, wykształcona na wysokim poziomie młodzież. Nikomu chyba nie trzeba perswadować, że własny kanon uniwersalnych wartości, przyrost demograficzny i wysoki poziom kształcenia to warunki niezbędne do budowania silnej pozycji każdego państwa, niezależnie gdzie się ono znajduje. 

W drugiej połowie XX wieku, zwłaszcza na fali ,,rewolucji obyczajowej’’ 1968 roku w świecie zachodnim masowe wystąpienia młodzieży porwanej wirem modnych wówczas lewackich haseł, dokonały całkowitego przewartościowania dotychczasowych relacji tam panujących. Laicyzacja, wszechobecny tolerancjonizm, kosmopolityzm, nowa polityka migracyjna skutkująca napływem milionów imigrantów z Afryki i Azji, a w skutek tego zastąpienie dotychczasowych narodów społeczeństwem multikulturowym – to w skrócie największe ,,sukcesy’’ tamtego przewrotu. 

Piłkarska reprezentacja Francji, zamieszki w Londynie, przedmieścia Paryża – oto zdobycze dzisiejszego Zachodu. Symbolem rdzennego Europejczyka staje się natomiast nie młody, ambitny i pracowity człowiek, acz bogaty dziadek na emeryturze. Upadek narodów Europy Zachodniej w dzisiejszym kształcie wydaje się dziś już nieunikniony. Narody te zostały mocno przepłukane ideami wyżej wymienionymi, pozbawione dumy ze swych korzeni, a co najważniejsze – zajęte konsumpcjonizmem, zamiast się rozwijać wolały spokojnie egzystować, a lukę powstałą w wyniku braku rąk do pracy zastąpiły przybyszami całkowicie obcymi Europie cywilizacyjnie. Dziś, jak wskazują statystyki, w niektórych miejscach zdecydowana większość dzieci to potomkowie właśnie tych imigrantów sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat, najczęściej wyznawców islamu.

Choć w ostatnich miesiącach widzimy, że przywódcy Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, oficjalnie przyznają się, że entuzjazm przyjmowania mieszkańców Afryki i Azji był błędem głównie ze względu na brak ich asymilacji z rdzennymi mieszkańcami Europy, to większość ekspertów jest w tym temacie zgodna – islamizacja Europy Zachodniej to kwestia czasu, wynikająca z bezlitosnych obliczeń demograficznych. Efektem będzie niewątpliwie wzrost ambicji ,,nowych Europejczyków’’ i próba wcielenia w życie wartości którym są szczególnie wierni, co prawdopodobnie spowoduje wzrost antagonizmów, częste zamieszki na tle etnicznym itd. Opisywać sytuacji gospodarczej tych krajów nie trzeba – Irlandia, Grecja, Portugalia, Hiszpania, Włochy…dziś ekonomiści prześcigają się w prognozach upadku kolejnych, niewydolnych i potężnie zadłużonych gospodarek zachodnich. W niedługiej perspektywie państwa te (nawet ,,zjednoczone’’ w ramach UE) stracą swe znaczenie na rzecz nowych potęg światowych – Chin, Indii czy Brazylii. Choć nakreślona powyżej sytuacja zrealizuje się zapewne w perspektywie kilku, kilkunastu lat, to jednak zrozumienie jej jest niezbędne do wypracowania skutecznych wniosków na przyszłość.

Dziś, wśród naszych reprezentantów politycznych wciąż ciężko znaleźć znaczące postacie, które są w pełni świadome faktu, iż przyszłość polskich interesów jest w dużej mierze skoncentrowana po wschodniej stronie Bugu. Nie chodzi o to, iż nagle Polacy powinni przestać interesować się Zachodem a wszystkie siły przerzucić na Wschód. Musimy jedynie zdać sobie sprawę, iż w polityce międzynarodowej nasza rola do odegrania za Odrą jest niewielka w porównaniu do tej, którą odegrać możemy po jej przeciwnej stronie.

 

Litwa, Białoruś, Ukraina

 Przy wypracowywaniu wizji przyszłych działań naszej dyplomacji na wschodzie, konieczne jest przynajmniej elementarne przedstawienie sytuacji dzisiejszej, w jakiej ten region się znajduje.

Białoruś i Ukraina – kraje graniczące z Polską, jedne z najważniejszych byłych republik sowieckich, dziś w dalszym ciągu uznawane są powszechnie za tereny, których przyszłość polityczna jest niepewna.

Ostatnimi wydarzeniami w Mińsku Łukaszenka dał jasne przesłanie dla Świata, iż licytację z Unią Europejską o wpływy w jego państwie wygrała Rosja (coraz więcej mówi się także o wzroście zainteresowania Pekinu naszym sąsiadem). Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta: po prostu więcej zaoferowała. Koszty życia na Białorusi są wciąż optymalnie niskie, jednak bez wsparcia ze strony Moskwy w postaci tańszych cen surowców czy rynków zbytu owy ,,cud’’ gospodarczy nie byłby możliwy. Skromne, ale godne oraz stabilne życie dla większości Białorusinów jest póki, co ważniejsze, niż demokracja i dobrodziejstwa kapitalizmu. Póki co.

Łukaszenka jednak rządzić wiecznie nie będzie. Dywagacje, w jaki sposób zostanie on obalony z punktu widzenia Polski nie powinny być zbyt istotne. Istotne jest to, czy po tym wydarzeniu, które nastąpić może za rok lub za 10 lat, Polacy będą w stanie ułożyć sobie wreszcie dobre relacje bilateralne z Białorusią, skutecznie wspierać swoich rodaków tam zamieszkujących, czy rozpocząć szerszą wymianę handlową.

Czasem w Polsce pojawiają się głosy, iż popieranie zmian na Białorusi, jest ingerowaniem w wewnętrzne sprawy naszego sąsiada, co doprowadzi wyłącznie do pogorszenia stosunków z Mińskiem, a nawet Moskwą, zaś szans na transformację nie ma i nie będzie.

Życie nie zna stanów niezmiennych, a najlepszym potwierdzeniem jest tradycyjna ,,nauczycielka życia’’ – historia, która zawiera w sobie przykłady o wiele bardziej spektakularnych zmian w egzystencji narodów i państw. Bagatelizowanie tak potężnego zbioru faktów nie ma zbyt wiele wspólnego z trzeźwą oceną sytuacji oraz szkołą politycznego realizmu.

Dowodów na potwierdzenie powyższej tezy można przytaczać wiele. Jednym z nich, bliskich nam pod względem czasoprzestrzennym jest Litwa. Państwo, które w latach 40’ XX wieku zostało wcielone do ZSRR, w którym miały miejsce procesy sowietyzacji zarówno społeczno-polityczne, jak i gospodarcze, dziś jest członkiem Unii Europejskiej i NATO – abstrahując od skutków tej przynależności, stwierdzić należy, iż obwieszczenie takiej wizji wśród Litwinów kilkadziesiąt lat temu byłoby raczej postrzegane jako typowy polityczny science-fiction. Przykład ten wskazuje dobitnie: Zmiana ustroju, systemu politycznego czy przynależności do danych sojuszy może nastąpić w bardzo krótkim okresie czasu i każdy poważny gracz międzynarodowy musi być na taką sytuację przygotowanym. 

Poza tym, po wielu latach rządów Aleksandra Łukaszenki nikt trzeźwo myślący nie ma chyba złudzeń, iż bez zmian na Białorusi, Polska nie ma szans skutecznie rozwijać szerokich relacji społeczno-politycznych, a także gospodarczych z tym państwem.

W dzisiejszych czasach, państwa (szczególnie małe i średnie) nie są w stanie prowadzić w pełni niezależnej polityki międzynarodowej. W swym geopolitycznym położeniu Mińsk ma w zasadzie tylko dwa wyjścia: Dalsze uzależnianie się od Moskwy (Władimir Putin ostatnio mówił wprost o ,,aneksji Białorusi do Federacji Rosyjskiej’’), bądź też w przypadku zmian na Białorusi, zwrot ku Warszawie, jako pośredniku na drodze głębszej integracji z zachodem.

Pragnę zaznaczyć, iż ,,głębsza integracja z zachodem’’ nie oznacza otwarcia procesu akcesyjnego Mińska do Unii Europejskiej, lecz ścisłą współpracę polityczno-gospodarczą z państwami regionu (RP, kraje Bałtyckie itd.) Dziś Bruksela ma zbyt poważne problemy, które wg coraz większej liczby poważnych komentatorów mogą prowadzić nawet do destrukcji Wspólnoty i na tym będzie skupiona jej uwaga przez najbliższe lata.

Trzeba również uczciwie stwierdzić, iż Łukaszenka ma faktycznie wysokie poparcie wśród Białorusinów – choć, w wyniku ostatnich problemów gospodarczych zaczyna ono sukcesywnie spadać. Poparcie dla obecnego prezydenta Białorusi jest bowiem uzależnione przede wszystkim od kondycji ekonomicznej tego państwa. Jeśli koszty życia gwałtownie wzrosną (co właśnie następuje) to zirytowana ludność może zacząć rozglądać się za bardziej przyszłościową alternatywą.

Ponadto należy przytoczyć kolejny mocny czynnik, który może odegrać wielką rolę w procesie zmian u naszego wschodniego sąsiada. Tym czynnikiem jest nowe pokolenie, niepamiętające już czasów ZSRR, mające w dużej mierze dostęp do Internetu za pomocą którego może samo ocenić, czy życie poza orbitą Moskwy, jest rzeczywiście tak złe jak jest to opisywane przez państwową propagandę.

Właśnie w tym czynniku, upatrywałbym głównej szansy do wykazania się dla Polski. Spora część tego nowego pokolenia, pragnie zdobyć zagraniczne wykształcenie i w naszej racji stanu leży, aby temu pokoleniu to umożliwić.

Pomijając aspekty demograficzne i pewien ,,zastrzyk’’ młodych ludzi do starzejącego się społeczeństwa (część studentów z pewnością zostanie na stałe), jest to bodaj największy możliwy instrument wpłynięcia przez Polskę na przyszłość Białorusi. Wykształcenie nad Wisłą przyszłych białoruskich elit, możliwość przywrócenia ducha polskości sporej liczbie naszych rodaków głównie z ziemi grodzieńskiej i lidzkiej, tak silnie sowietyzowanych przez ostatnie kilkadziesiąt lat, przedstawienie im prawdziwej wersji historii, a w konsekwencji zdobycie powszechnej przychylności oraz zaufania dla Polski i Polaków – oto największe korzyści, jakie możemy osiągnąć zapraszając na studia młodych ludzi zza Buga.

Oczywiście będąc osobą daleką od idealizowania rzeczywistości, świadom jestem negatywnych wyjątków, jakie mogą mieć miejsce na skutek złej woli jednej ze stron. Dlatego też, mając na uwadze fakt, iż proces opisany w powyższym akapicie nie jest rewolucyjnym pomysłem i zachodzi od kilku lat, dostrzegam potrzebę doprecyzowania, a wręcz stworzenia konkretnego programu kształcenia studentów z Białorusi, ale także Litwy i Ukrainy, na polskich uczelniach.

Program kształcenia mógłby zawierać spisanie konkretnej umowy pomiędzy RP a osobą wyrażającą chęć przyjazdu na studia wyższe do Polski, na mocy której państwo polskie zobowiązałoby się do zapewnienia bezpłatnej edukacji, darmowego miejsca w akademiku plus stypendium w wysokości 400-450zł (dziś tzw. Stypendium Kalinowskiego to 1240zł miesięcznie, co uważam za kwotę wygórowaną, niedostępną dla przeciętnego polskiego studenta). W zamian, osoba kształcona i utrzymywana na koszt RP zobowiązałaby się nie tylko do uczęszczania na kursy języka polskiego, historii i kultury (co już funkcjonuje), ale także np. do podzielenia się swoimi umiejętnościami językowymi, prowadząc nieodpłatne korepetycje/kursy ze swych ojczystych języków dla Polaków. Byłoby to korzystne dla obu stron: Wobec osób przyjezdnych szybciej zachodziłyby procesy integracyjne, zmniejszając potencjalne uczucie wyobcowania, zaś Polska zyskiwałaby nowe osoby z umiejętnościami lingwistycznymi, tak wartościowymi dla dzisiejszego rynku pracy.

Pod sporym znakiem zapytania należy postawić przyszłość Ukrainy. Dziś, dokonuje się ostateczna klęska resztek ,,pomarańczowej rewolucji’’, która zawiodła nie tylko świat Zachodni i Polskę, lecz przede wszystkim samych Ukraińców. Uważam, że na tym etapie RP nie powinna bezpośrednio angażować się w poparcie konkretnych kandydatów, lecz utrzymywać dobre relacje z tymi, którzy w danym czasie dzierżą ster władzy. Dzisiejszy prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz wydaje się być przychylnie nastawiony do Polski, zaś jego twarda postawa wobec Moskwy w ostatnich dniach może zburzyć pogląd, iż jest on tylko narzędziem w rękach Kremla mającym na celu całkowitą wasalizację Ukrainy przez Rosję. Oficjalne poparcie dla ,,pomarańczowych’’ wcale nie zaowocowało realnymi korzyściami dla Polski – czego koronnym przykładem jest ciągły brak Domu Polskiego we Lwowie. Ciężkim orzechem do zgryzienia w stosunkach Warszawa – Kijów będzie także prawdziwe pojednanie między naszymi narodami, bo choć dziś młodzi Ukraińcy, zwłaszcza Ci z zachodniej części kraju i co ciekawe, z narodowymi poglądami, patrzą na Polskę z nadzieją jako na przyszłego sojusznika w procesie wychodzenia z orbity Moskwy, to skłonienie ich do wyrzeczenia się barbarzyńskiej, antypolskiej spuścizny UPA, jest mało prawdopodobne.

Kwestia Litwy jest o tyle skomplikowana, iż dziś państwo te mając raczej stabilną perspektywę polityczną lat najbliższych, wpisującą się w te same ramy, w których obecnie znajduje się Polska, posiada wiele punktów zapalnych w stosunkach z RP i zamiast dążyć do ich likwidacji, jeszcze je wzmaga.

Głównym punktem zapalnym na linii Warszawa-Wilno jest dziś sprawa mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie, która z roku na rok coraz śmielej jest szykanowana i poddawana procesom lituanizacyjnym (np. poprzez likwidację szkolnictwa polskojęzycznego).

Dziś należy stwierdzić wprost: Dwutorowa polityka RP względem RL, polegająca na oddzieleniu sprawy Polaków na Litwie od pozostałych kwestii, w myśl zasady szukania tego co łączy, a nie tylko dzieli, okazała się fiaskiem. Litwa, nie bacząc na wspieranie jej głosu przez Polskę na arenie międzynarodowej, wcale nie zamierza złagodzić obranego kursu wobec zamieszkujących jej teren naszych rodaków.

Sądzę, iż jedynym wyjściem z tej sytuacji, musi być ustanowienie całkowitej jednotorowości w stosunkach z Litwą, a od kwestii ochrony praw mniejszości polskiej – uzależnić dalsze wspieranie Wilna na arenie międzynarodowej i kształt stosunków bilateralnych. Polska powinna jasno przekazać litewskim partnerom, iż spełnienie tego warunku jest niezbędne do rozwoju współpracy na innych szczeblach.

W przypadku negatywnej opinii ze strony litewskich władz, Polska powinna (prócz wywierania wpływu wewnątrz UE) współdziałać w tej sprawie z rządem rosyjskim, albowiem Rosjanie, stanowiący silną mniejszość głównie w rejonie Kłajpedy, również są narażeni na utratę swej tożsamości na skutek jawnie walczącego z mniejszościami narodowymi litewskiego ustawodawstwa. (Współpracę taką podjęli już Polacy z AWPL, wystawiając w wyborach wspólne listy z Sojuszem Rosyjskim). 

Ostatnia wizyta D. Tuska na Litwie oraz odmówienie przyjęcia przez L. Wałęsę litewskiego odznaczenia wydają się bardziej symbolicznymi, acz ważnymi działaniami, które z pewnością wyniosą problemy tamtejszych Polaków o szczebel wyżej w drabinie spraw omawianych przez dyplomatów obu państw, a także dodadzą pewności siebie naszym rodakom z Wileńszczyzny.

Przy okazji poruszenia tego tematu warto oddać szacunek Polakom na Litwie, za twardą i odważną postawę oraz świetne zorganizowanie społeczno-polityczne. Należy w tym miejscu przywołać szkołę Dmowskiego, która słowami samego architekta naszej niepodległości propagowała pogląd, iż Polacy w warunkach ucisku zdolni są do wielkiego wysiłku na rzecz zachowania swej tożsamości. Kiedyś koronnym tego przykładem byli mieszkańcy Wielkopolski, niezwykle skutecznie broniący się przed agresywną germanizacją ze strony Prus. Dziś podobną sytuację obserwujemy na Litwie. Oczywiście nie można postawić znaku równości między działaniami wobec Polaków ze strony XIX-wiecznego Berlina i dzisiejszej Litwy, jednakże poczynania naszego północno-wschodniego sąsiada dalekie są od ideału. 

Temat pozycji Polski w Środkowo-Wschodniej Europie wróci z pewnością pod koniec września, kiedy to w Warszawie odbędzie się szczyt Partnerstwa Wschodniego, projektu Unii Europejskiej (głównie polsko-szwedzkiego) mającego być swojego rodzaju pakietem propozycji współpracy pomiędzy UE, a byłymi republikami ZSRR leżącymi w Europie. Już dziś wiadomo, że RP będzie propagować chęć wprowadzenia w przyszłości integracji gospodarczej oraz ruchu bezwizowego dla państw objętych programem. Nadzieje jednak na szybką realizację tych postulatów przez Brukselę są nikłe, dziś bowiem uwaga i środki unijnych polityków skupiona jest na problemach wewnętrznych samej Unii, głównie w sferze gospodarczej.

Reasumując należy jeszcze wyraźnie zaznaczyć, że każda próba zdobycia poparcia politycznego przez RP na wschodzie jest zwieńczona negatywną reakcją Rosji i snucie nadziei, iż teraz byłoby inaczej, są po prostu marzeniami ściętej głowy. Rosja, choć w XXI ma radykalnie stracić na międzynarodowym znaczeniu, to jeszcze przez kilkadziesiąt lat pozostanie mocarstwem regionalnym, zainteresowanym utrzymaniem wpływów w swym najbliższym otoczeniu. Ważne zatem jest, aby działania podejmowane na wschodzie były dobrze przemyślane, objawiające się raczej w oddolnym, dyskretnym budowaniu społecznego fundamentu dla zmian politycznych (programy kształceniowe dla młodzieży ze wschodu, znoszenie barier wizowych itd.) niż na odgórnych, politycznych krzykach i zaczepkach, które prowokują bezpośredni konflikt z Rosją, jednym z najważniejszych partnerów gospodarczych Polski.

Polski wachlarz możliwości oddziaływania na inne państwa nie jest zbyt szeroki, dlatego też powinniśmy maksymalnie starać się wykorzystać te, które posiadamy. Wykształcenie nad Wisłą przyszłej elity sąsiednich narodów, wdzięcznej za pomoc oraz rozumiejącej wspólne interesy własnej ojczyzny i Polski, znoszenie ruchu wizowego, ożywianie kontaktów pomiędzy przygranicznymi społecznościami, leży jak najbardziej w interesie RP – może bowiem na nowo połączyć nasze narody silną, braterską więzią, na tle wyraźnie słabnącego Zachodu i niepewnego rozwoju wydarzeń na Wschodzie, a w konsekwencji – stać się trwałym fundamentem nowego sojuszu państw Starego Kontynentu.

Adam Andruszkiewicz

Publikuję m.in w prawica.net, mw.org.pl, konserwatyzm.pl, a także w lokalnych serwisach kilku podlaskich miast.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka