Na Salonie trwa od kilku dni serial, powiedziałbym dreszczowiec, "Halo, halo Kaziu, halo, halo Janko".
Ten dialog przybrał formę groteski, ponieważ adwersarze prześcigają się w uprzejmościach, powielają stwierdzenia, zgadzają we wszystkim, a dyskurs prowadzą publicznie, chyba tylko po to, aby prowokować.
Zaproponowałem już nawet pośrednictwo w dostarczeniu kontaktów, sądząc naiwnie, że nie posiadają ich wzajemnie i tylko dlatego są narażeni na publiczną dysputę, narzekając przy tym niemiłosiernie na niezrozumienie i ataki komentujących.
Ale nie.
W obojgu drzemie jakaś niewytłumaczalna i godna szlachetniejszej sprawy potrzeba ujęcia się za "prześladowanymi" resortowymi pociechami.Ten serial zaczyna zbaczać w paskudnym kierunku.
Pan Kazio stwierdził był już nawet ostatnio, że wszyscy którzy myślą inaczej, to kapusie z dziada pradziada, a ich przodkowie bez wyjątku, to szuje, szpicle i donosiciele.
Zrozumiałbym ten język, gdyby nim posługiwali się bohaterowie ostatniego bestselleru, którego dotyczy debata, w końcu przez lata przyzwyczaili nas do niego. To wygląda, jak prewencyjna obrona przed dalszym grzebaniem w historii, osobników, którzy mają coś za kołnierzem.
Ale podobno w tym przypadku mamy do czynienia z osobami o pięknej przeszłości, więc skąd ta determinacja w obronie przegranej sprawy i brnięcie do granic śmieszności?
Sam jestem ciekawy, jak to się dalej rozwinie, ale zapewne trudno będzie przekonać pani Jance i panu Kazimierzowi "salonowiczów", że resortowe dzieci zawdzięczają swoje pozycje wyłącznie talentowi i atak na ten porządek jest zwykłym świętokradztwem.
Czyżby osoby tak inteligentne o tym nie wiedziały?
Dla lepszego zrozumienia zacząłem wertować Wikipedię i zauważyłem, że jest coś jeszcze poza chlubną przeszłością, co łączy panią Janeczkę i pana Kazia.
Oboje w roku 2011 zostali udekorowani przez prezydenta Bronisława Komorowskiego takim samym krzyżem(Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski).
Czy to nie jest aby przypadkiem zwykły dług wdzięczności?
Wszyscy wiedzą, że obecny prezydent i resortowe dzieci bez wyjątku, to jedna wielka rodzina popierająca się bezkrytycznie. Poprzedni prezydent nie docenił, a ten, proszę. Jest za co być wdzięcznym.
No i w końcu nie byłaby to jedyna sprawa, którą przy pomocy krzyża udałoby się Komorowskiemu rozwiązać po swojej myśli.
Ten z Krakowskiego Przedmieścia był chyba pierwszy?
Inne tematy w dziale Polityka