Justyna zrobiła w polskim sporcie, jak mało kto. Z drugorzędnej dyscypliny biegi narciarskie awansowały dzięki niej do miana polskiej specjalności.
Któż nie zna zawodniczki z Kasiny Wielkiej, lub jej wielkich pojedynków z Norweżkami, a szczególnie z jedną?
Wszyscy też słyszeli zapewne o ostatnich perturbacjach, gdy nasza zawodniczka w geście protestu wycofała się z zawodów?
To nie była łatwa decyzja, a na pewno przykra dla polskich kibiców. Jeszcze bardziej kosztowna dla samej zawodniczki, która poza utratą wymiernych korzyści majątkowych, straciła też szansę na ustanowienie kolejnych rekordów ( wcześniej, jako jedna z dwóch biegaczek narciarskich w historii tej dyscypliny, które zdobywały Puchar Świata trzy razy z rzędu. Jedyna zawodniczka, która 4 razy z rzędu zwyciężyła w prestiżowym cyklu Tour de Ski).
Tymczasem słychać takie oto głosy i to ze strony polskich dziennikarzy sportowych:
"Dziecinada. Tyle mogę napisać o decyzji Justyny Kowalczyk o wycofaniu się z Tour de Ski, bo organizator dał jej za dużo biegów stylem dowolnym, a za mało klasycznym".
"Justyna nie rozumie, że ten cały zimowy cyrk na nartkach nie służy przecież smarowaniu desek parafiną i prasowaniu ich żelazkiem, tylko.. wdarciu się na telewizyjne ekrany, przez trzy miesiące, z reklamą piecyków gazowych, które trzeba sprzedać".
"Najwyraźniej w Polsce wszyscy już je nabyli i trzeba ich na przykład więcej opylić w Norwegii. Bo jak tam się ich nie sprzeda, to nie będzie "ecie-pecie" na na Twoje Justynko nagrody i samochody,treneraz Białorusi i serwismenów z Estonii" .
"Możesz się sprzeciwiać, ale nie jest to zbyt mądre. Robisz ponoć doktorat, ale IQ najwyraźniej masz na poziomie tętna. Otóż ty też masz sponsora. I on chce, żebyś pokazywała go w telewizji, a nie siedziała w chałupie i kładła pasjansa z masażystą" .
"Nie rób wiochy. Justyno, mnóstwo ludzi będzie cie chwalić, bo czekają na IO w Soczi i na medale. Ja bym jednak wolał, żebyś nie pękała, nie sadziła się, tylko biegała. Bo za to Ci płacimy, panienko".
Takie rzeczy wypisuje nie jakiś czubek z zakładu zamkniętego, tylko podobno czynny dziennikarz sportowy Paweł Zarzeczny felietonista dziennika "Polska The Times".
Można zapytać dureń, czy tylko zwykły bezmyślny cham?
Przypominam:
Ze względu na niekorzystne zmiany w programie Tour de Ski, Justyna Kowalczyk zdecydowała, że nie weźmie udziału w jego ósmej edycji. Jej szanse na kolejny triumf w tej imprezie zmalały po nagłej i niewytłumaczalnej decyzji organizatorów o skróceniu rywalizacji z dziewięciu do siedmiu etapów, a przede wszystkim ze względu na zaledwie dwa starty jej ulubioną techniką klasyczną.
Proszę Państwa, to nie jest kaprys i gwiazdorstwo.
Kto otarł się o sport zawodowy wie, że przygotowanie do takich zawodów, to wielomiesięczna harówka z bardzo szczegółowymi elementami uwzględniającymi niuanse.
Zmiana warunków i zasad w ostatniej chwili, to jak korupcja w biznesie, bo eliminuje jednych, a faworyzuje bezpodstawnie innych. To nie jest jednakowa loteria dla wszystkich, jak niektórzy próbują tłumaczyć.
I tu powinniśmy rozumieć Justynę i jej rozżalenie, bo ktoś właśnie zadecydował, że jej wyrzeczenia i harówka są mniej warte, niż jej najgroźniejszej rywalki., a to nie ma nic wspólnego ze sportem.
Żeby to rozumieć wystarczy być człowiekiem, niekoniecznie dziennikarzem, a już na pewno nie sportowym o nazwisku Zarzeczny.
Bądźmy w tych trudnych chwilach z Justyną, a na pewno odwdzięczy się nam jeszcze nie raz.
Teraz ona potrzebuj wsparcia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości