
Chodzi oczywiście o ostatnią misję naszego ministra na Ukrainie i znamienne słowa, jakie wygłosił do przedstawicieli protestujących na Majdanie "podpiszcie porozumienie inaczej wszyscy zginiecie".
Oczywiście przedstawiciele tzw. szerokiej koalicji bronią ministra jak jeden mąż, niektórzy przebąkując nawet o Pokojowym Noblu.
Opozycja nie pozostawia suchej nitki twierdząc, że to wynik kabotyństwa, zwykłej pyszałkowatej arogancji i buty, oraz całkowitego oderwania od rzeczywistości.
Nie popisał się pan minister na pewno wyczuciem sytuacji, bowiem jak się okazało Janukowicz był już spakowany i patrzył gdzieżby tu bezpiecznie czmychnąć robiąc przy tym miny zatroskanego ojca narodu. Takie też całkowite niezrozumienie, oraz nie uszanowanie determinacji i woli ludzi, którzy od trzech miesięcy trwali na barykadach, mimo zagrożenia dobra najwyższego, czyli życia, świadczy źle o polskim negocjatorze. Na cichego bohatera urasta tu coraz bardziej minister francuski, który chyba jako jedyny zrozumiał sytuację i nie chciał brać udziału w tym żenującym spektaklu dla ratowania skóry skompromitowanego satrapy.
My Polacy powinniśmy być już przyzwyczajeni do tego knajackiego języka rodem z gangów nowojorskich, czy sycylijskiej mafii. Pamiętamy przecież te sławne nienawistne słowa rzucane w kierunku opozycji parlamentarnej o dożynaniu watahy, czy określenia dotyczące kibiców "te łyse pały chcą rządzić. To bijąca ręka PIS-u".
Pytanie tylko, czy skoro my jesteśmy przyzwyczajeni, to powinniśmy tego mało cywilizowanego ministra wypuszczać poza granice kraju, tym bardziej z tak delikatną misją?
Czy premier Donald Tuska nie poczuł zażenowania po tych kretyńskich słowach, które na pewno odbiją się jeszcze czkawką i doczekają zapewne odpowiednich komentarzy światowych?
Inne tematy w dziale Polityka